O braku sensu

Day 1,167, 05:24 Published in Poland Poland by Zafikel

Nie jestem kimś, kogo można by nazwać ,,wielkim graczem". Nie mam setek firm, nie jestem wielkim tankiem, wielkim politykiem ani też, wielkim redaktorem. Wręcz przeciwnie.
Jednak z racji tego, że nawet umieranie w eRepublik zostało utrudnione (kto pamięta ten wie, że kiedyś trwało to znacznie krócje) pomyślałem, że skoro mam już tę swoją gazetkę, to właśnie za jej pośrednictwem, zamiast na shoucie, wypadałoby się z eRepublik pożegnać.
Nie chodzi rzecz jasna o przepełniony pompą i nostalgią komunikat - ,,patrzcie, odchodzę (ale będziecie tęsknić, prawda?)!" Oraz o listę powodów, od ,,real wzywa" po ,,real wzywa".
Odchodzący redaktor powinien żegnać się artykułem; choćby po to, by do samego końca nie wypaść ze swojej roli.
Niestety, nie będzie to wybitnie odkrywczy artykuł.

O braku sensu

Nigdy nie uważałem panów z Bukaresztu za członków organizacji non-profit. Ta gra jest dość droga – grafika, programowanie, serwery, obsługa (jeśli nie całodobowa to przynajmniej całodzienna) – poświęcając czas na tę grę traci się go w miejscu, w którym zarabia się pieniądze na utrzymanie rodziny. Oczywistym jest zatem, że eRepublik musi zarabiać.
Dlatego też nigdy nie protestowałem przeciw pewnym ulepszeniom. Lana miała być początkiem końca – przy masowym pomruku niezadowolenia, który przebiegł wtedy prasę, wszystkie nasze kłótnie polityczne bledną. Cwani admini trafili jednak w dziesiątkę – gracze, jak to gracze, poharcowali sobie trochę, zapowiedzieli vendettę, ogień piekielny czy, w najlepszym wypadku, dozgonnego focha. I na pogróżkach się skończyło. Tak jak nieco ponad dwa lata po fakcie większość Polaków nie pamięta już ,,arcyzdrajcy" Howarda Webba, tak i nikt nie ciska się o Lanę. Dodanie Cezara i Napoleona przeszło już w zasadzie bez większych perturbacji.
Lana i spółka nie zabili, wbrew obawom, bilansu gry. Gdybym nie zrezygnował z aktywnej gry, miałbym już pewnie to 1000 siły. Kilka miesięcy i miałbym 2, później 3, 4. Odległość między mną a największymi koksami oczywiście dalej by się zwiększała, ale w skali gry prędzej czy później (i to nawet prędzej niż później) doszedłbym do poziomu, na którym moje obrażenia na polu bitwy miałyby znaczenie.
Podobnie byłem w stanie przeboleć inne modyfikacje, pamiętając że przecież jakoś muszą na siebie zarobić.

Gdy wszedł ,,nowy" moduł militarny, byłem dobrej myśli. Jedna istotna modyfikacja, czyli podział muru na 8-16 podmurówek stanowił pewien postęp, gdy porówna się to z niezwykle intrygującym ,,poczekaj 23 godziny, a w 24tej walnij wszystkim, co masz". No, DDoS nieco zmienił tę taktykę, niewiele jednak – od czasu gdy Ros...pewni ludzie zaczęli atakować serwery eRepublik, decydujący atak następował nieco wcześniej, a reszta sił czekała w odwodzie do końca bitwy – często nieużyta. Dlatego system mini-bitew, moim zdaniem, zdał egzamin.
Wraz z nim, niejako na uboczu, pojawił się jednak Unlimited Lana Pack, czyli opcja nieograniczonego korzystania z Wellness Boxów. Cyniczna część mnie wiedziała, jak się to skończy, jednak marzyciel nie pozwalał jej dojść do głosu mówiąc: zobaczymy, stary, to pewnie tylko etap przejściowy.
Etap przejściowy trwa do dzisiaj. ULP sam w sobie nie byłby taki straszny, gdyby obowiązywał jeszcze inny limit, zniesiony cichcem (i bez wielkiego protestu graczy – co tylko pokazuje, jak łatwo nami manipulować) już w v1: limit kupowanego złota w jednym tygodniu. Nie pamiętam dokładnej wysokości bariery, ale kiedyś Bogdan_L nie mógł przyjść i powiedzieć: 800 G na wynos, bez sosu. Zniesienie tego ograniczenia nie rzucało się w oczy, gdy nasz Boguś (i jego koledzy) nie mógł z gracją wytankować wszystkiego, co miał, w jednej bitwie.
Od września już może.

Co było potem, wszyscy wiemy. Rumunia zmartwychwstała, kasując (z trudem, ale zawsze) Węgry. Była to pierwsza w historii eRepublik wojna, która została zwyczajnie kupiona.
Co jakiś czas powraca pół-żartem pół-serio pomysł wprowadzenia do gry broni atomowej. Gdzieś w komentarzu pisałem, że absolutnie nie ma takiej potrzeby – broń atomowa jest i ma się dobrze.
Dowód?

Głowica nuklearna q1: 65 G za 24.9 euro
Głowica nuklearna q2: 175 G za 59.9 euro
Głowica nuklearna q3: 300 G za 99.9 euro
Głowica nuklearna q4: Bogdan_L (vel ,,spoko chłopaki, podbije ten region sam")
Głowica nuklearna q5: Romper (vel ,,to kogo dzisiaj kasujemy?")

GN q3 to więcej, niż statystyczny gracz-pracownik zarabia przez rok gry.

Dlatego jesteśmy bez znaczenia. Admin wygrał, osiągając dwa cele.
Po pierwsze, zarabia więcej niż kiedykolwiek wcześniej. I nigdy nie zniesie tych limitów. Ma zresztą ułatwione zadanie – nikt go już nawet o to nie prosi. Gracze to półgłówki – Nalaja woli pisać o ,,admin pTO" w Arabii Saudyjskiej, Turcy chcą tureckiego admina, w Polsce wolimy narzekać na manipulującego walutą Platona i kasację orgów, które chyba nie zostaną ostatecznie skasowane. Czyli robimy to samo, co piętnowałem w swoich poprzednich artykułach – walczymy o pierdoły, podczas gdy prawdziwy wróg stoi z boku i się z nas śmieje.
Po drugie, administracji udało się wmówić graczom, że ta gra jest znowu jak v1. Stąd fala powrotów – rozentuzjazmowani weterani wjechali swoim eMartwym kolegom na chatę, maila, gg głosząc Dobrą Nowinę: słuchaj, mamy stare, dobre eRepublik! Zmieniło się!
Faktycznie, zmieniło się – brak dwóch wspomnianych wyżej barier zmienił tę grę daleko bardziej, niż całe v2. Po co jednak spojrzeć prawdzie w oczy, skoro można się oszukiwać?

Cepem po mordzie

Wszyscy wiedzą, jak miło i przyjemnie gra się teraz w module militarnym.
Grupy bojowe, starożytne tanki, młodzi, ambitni żołnierze odmawiający sobie podstawowych przyjemności, by wbić nieco siłę, starannie planowane budżety militarne, pożerające dziesiątki godzin kolejnym ministrom finansów – wszystko to NIE MA ZNACZENIA.
Teraz każde państwo ma swoją cenę, w euro lub dolarach. Wyślesz przelew, a możesz zjeść eObiad w Budapeszcie, Moskwie czy Stambule.
Słodkie i rozczulające. A co więcej – o zgrozo, normalne!
Pastwię się trochę nad tym nieszczęsnym Bogdanem, mam jednak ku temu powody. Nie przeszkadza mi jego ograniczony horyzont polityczny, pieniackie zapędy czy nawet tysiące wpompowanego w tę grę euro (czy dolarów) – dwie pierwsze to żadne novum, to ostatnie jest konsekwencją działalności adminów. Przeszkadza mi natomiast jego bezkrytyczne uwielbienie dla systemu militarnego opartego o Eurogold.
A już niepomiernie wkurza mnie to:

Who are the great fighters and the big spenders of the day(more 20 fightsQ1)?

Jak dziecko ekscytuje się kolejnymi bitwami, które tak naprawdę rozgrywają się między kilkunastoma osobami – cała reszta jest tam już chyba tylko po to, by było komu zmniejszać pasek zdrowia na polu bitwy. Ot, efekt estetyczny – przecież to czysta przyjemność ,,zabić" Battala czy doggetta.
Jego zdaniem, wszystko jest w porządku. I zdanie to podziela zastraszająco duża ilość Rumunów, którzy wolą przymknąć oczy na to, że są obywatelami trzeciej klasy – ważne, że Rumunia odnosi sukcesy.
Nie jest to oczywiście problem czysto rumuński. Każdy ma swoje National Force, nawet Polska (LK 777). Różnica w tym, że Polacy są jeszcze na tyle rozsądni, by nie stawiać naszego super-tanka na piedestale i nie pokładać w nim nadziei co do losów ePolski. A i sam LK nie jest kimś pokroju Bogdana – ot, facet ratuje nam tyłek tam, gdzie nie możemy wygrać konwencjonalnymi metodami. Nie panoszy się grze i nie wychwala pod niebiosa eurogolda. A Bogdan tak, Romper też. Dzień podboju Węgier był dla mnie jednym z najsmutniejszych w tej grze. Mniejsza o to, czy ktoś lubi Węgrów czy nie, nie ulega jednak wątpliwości, że jest to wielkie państwo, zbudowane z trudem dzięki aktywności swoich obywateli, mądrze rządzone przez polityków, z potężną armią i olbrzymimi sukcesami. Takie państwo nie powinno być wymazane dlatego, że ktoś wysłał komuś przelew. Dla mnie te wszystkie okrzyki radości, całe to hail EDEN!, hail Rumunia!, artykuły Bogdana – wszystko to sprawiło, że po raz pierwszy naprawdę zwątpiłem w sens tej gry.

Granice bezsensu

Obok modułu militarnego mamy jeszcze ekonomiczny, polityczny i prasowy.

Ten pierwszy mnie nigdy nie obchodził, nie trzeba być jednak geniuszem by się domyślić, jaki wpływ na rynek ma krystalizujące się z niebytu złoto. Ot, porównamy do szachów.
Wyobraźcie sobie, że po zaciekłej, wielogodzinnej grze udało Wam się wymanewrować przeciwnika. Nie ma już gońców, z wież ostała mu się jedna, stracił nawet królową. Macie go na tacy, w zasadzie już wygraliście...po czym Wasz przeciwnik z gracją pociąga za sznurek z jakimś napisem. Po chwili po jego stronie pojawia się nowa wieża, gońce, królowa. Nie, po co się szczypać – od razu dwie królowe. A wieże zastępują wszystkie jego pionki.

Można też inaczej. Wyobraźcie sobie, że wygraliście turniej – dajmy na to, 5 partii. Po środku sali stoi podium, wchodzicie już na najwyższy stopień...i nagle dostajecie od organizatora z buta w ryj. ,,Pan wybaczy, ale to kolega Iksiński ma dzisiaj swój dzień. Słono się napracował, kosztowało go to 99,9 euro". Jeśli macie szczęście, odnieśliście tylko szkody moralne (czyli straciliście wszystkie nierdzenne). Jeśli nie, trafiacie na oiom (straciliście wszystko, z Wielkopolską włącznie). Macie jednak szansę, bo w szpitalu obowiązuje promocja – za jedyne 98,9 euro lekarz wstawi Wam nowe zęby. A jeśli zapłacicie więcej...

Tak się właśnie gra w eRepublik – moduł ekonomiczny niczym nie różni się od militarnego.

A co z modułem politycznym?
Pomyślałby kto, że taki dziewiczy, nieskażony – chodzi przecież o odpowiednie okłamanie wyborcy, mniej lub bardziej subtelne połamanie traktatów, przejęcie partii, sformowanie gabinetu – a wszystko to niezależne od "buy GOLD"! Tu przecież relacje ludzkie się liczą, wycieki, różnice programowe...
Ależ, zapewne.
W takim razie spytam tylko, jaki jest sens w prowadzeniu państwa, którego zagładę można sobie kupić? Jaki jest sens planowania budżetu, skoro w kilka godzin dowolny gracz może mieć rezerwy większe niż to, co Polska uzbiera przez lata?
Po co manipulować podatkami, skoro "buy GOLD" jest nieopodatkowane? Jaki jest sens organizowania armii, skoro całą tę armię może wziąć na klatę jeden Romper?
Pragmatyzm wygrywa z ideałami – państwa wolą dofinansowywać tanki niż grupy. Tank ma być substytutem wobec kasiastego gracza, choć, teoretycznie, miało być na odwrót – płacący gracze (jak parter) robili za brzydkie kaczątka pośród starej gwardii. A, właśnie, Starej Gwardii – nawet to już nie ma sensu. Wszystko to, co sobie weterani wysmażą na ircu, również nie ma znaczenia. Mając euro, mogę wszystko. Założę sto firm q5 i będę w nich zatrudniał tylko młodych graczy, bo akurat mam zły dzień i chcę kogoś zniszczyć. Jestem znudzonym milionerem, więc wykupię z rynku WSZYSTKIE złotówki. Pójdzie dodruk? Świetnie, będę bawił się dalej. A jeśli stwierdzę, że Hiszpania nie jest fajna, skażę ją na dożywocie w rdzennych. Dlaczego? Bo mogę, bo lubię, bo możecie mi skoczyć.
Ku chwale administracji!
Gra z Bogiem ma to siebie, że jest grą tylko z pozoru – tak naprawdę od początku człowiek jest skazany na porażkę. Zresztą, zwał jak chciał – to może być też gra ze śmiercią (każdy przecież kiedyś umrze, to nie 'Mr. Nobody'). A gra w eRepublik to gra z eBogiem.
Ta gra od początku była skupiona na wojnie. Można zmienić cokolwiek, w każdym module – jakoś ujdzie. Ale gdy nie ma balansu w module militarnym, wszystko inne również traci sens.

A końca nie widać...

Pozostał jeszcze moduł prasowy. Oraz inny, nieoficjalny – moduł towarzyski.
Modułu prasowego nie da się dobić – chyba, że zostanie wprowadzona cenzura, limit długości tekstu, wykop/zakop i inne takie. Ale, zasadniczo, sama jego idea pozostaje nieśmiertelna.
Ale to, że czegoś nie da się dobić nie znaczy jeszcze, że ma to również ręce i nogi.
Gdy wszystko inne jest ich pozbawione, jaką rolę powinien przyjąć sprawny redaktor w eRepublik? Udawać, że nie widzi zalewającego go syfu i pisać tak, jakby to nie miało znaczenia? Bawić ludzi satyrą czy komiksami? Wspierać tę czy inną opcję polityczną dobrze wiedząc, że Jan Iksiński i PKO BP za jego plecami może więcej niż cały ten śmieszny rząd i Kongres? Hmm, a może gruntownie analizować rzeczywistość gry dobrze wiedząc, że summa summarum albo z tej gry zrezygnuje (bo odkryta prawda nie da o sobie zapomnieć), albo będzie musiał powrócić do pisania o ersatzach?
Dlatego moduł prasowy również jest chory – to trochę tak, jak wziąć ,,Secret Service" (czy jakie tam się teraz pisma o grach komputerowych czyta), znaleźć grę ocenioną jako 1/10 i wcielić się w niej w rolę dziennikarza. Można, z sukcesami. A że jakość gówniana, a ,,te oto piękne okoliczności przyrody" walą na kilometr szambem...

Pozostaje moduł towarzyski – ten jeden rzeczywiście nieskażony. Zloty, spotkania, godzinne rozmowy i litry wypitego alkoholu – tego żaden Rumun z Bukaresztu nie zniszczy.
Przekornie zapytam jednak: ale dlaczego w eRepublik? Jest tyle innych opcji. Są kluby sportowe, kółka różańcowe, sekty, porządne gry, fora tematyczne, wycieczki wysokogórskie czy ekipa spod bloku – wszystko to bardziej żywe, autentyczne, dające więcej frajdy z samej zabawy i płynącej z niej interakcji. Gra tu wielu studentów, część z nich mówi, że gdyby nie eRepublik, w życiu nie poznaliby tylu ludzi zza granicy. Drodzy studenci, jest przecież program Erasmus! Albo Erasmus Mundus. Albo setki innych programów, każda szanująca się uczelnia uczestniczy w co najmniej kilku. Da się wyjechać za granicę, a środku finansowania są na tyle przyzwoite, że da się nawet wyżyć z samego stypendium. A jeśli nie, zawsze można trochę popracować, to nie boli. Uczniowie mają swoje wymiany, dorośli są panami swojego życia. Dlaczego mając ciekawsze alternatywy, tylu z nas wybiera coś tak kiczowatego?
Pewnie dlatego, że to nie wymaga żadnego wysiłku. Ot, kilka minut rejestracji i już jesteśmy Obywatelami Nowego Świata.

Oh, brave New World!


Gdy Sylwester Zwierz odchodził z gry, pod jego artykułem pożegnalnym napisałem: życzę Ci, byś już nigdy tutaj nie wrócił. Nie posłuchał, szkoda. Sam próbowałem się kilka razy oderwać od tej gry – ale było to w czasie, gdy miała ona jeszcze sens. Admini zawsze byli krytykowani, nawet gdy robili coś dobrze – nie byłem nigdy w pierwszym szeregu tych, którzy rzucali kamieniami. Bo jądro tej gry pozostawało nienaruszone. Skoro jednak udało im się schrzanić całą strukturę i nie ma nadziei, że coś się zmieni na lepsze, nie ma też co marnować tutaj czasu.
Dlatego pasuję.

Dziękuję wszystkim czytelnikom za życzliwe uwagi i ciekawość, jaką obdarzyliście tę skromną (choć przydługawą) pisaninę. Możliwość porozmawiania z Wami była tym, co w tej grze ceniłem najbardziej.

Na razie.

Edycja:

Powiedziano mi, że szkoda gazetki i że mam dwukliczyć. No to będę...choć nie wiem, czym się taki pełnowymiarowy dwuklik różni od śmierci...poza generowaniem podatków.