Święty Ogień no. 06

Day 1,597, 02:36 Published in Poland Poland by ToTylkoIni




Daaawno już raczyłem czytelników ostatnim rozdziałem Świętego Ognia. A od dawna ten 6sty rodział czekał na swoją publikację. Widzieli go nieliczni, dzięki którym wyeliminowałem (mam nadzieję) większość błędów, przez co stał się perfekcyjny.

Dla tych, którzy nie mieli okazji jeszcze poznać losów dzielnego cyborga i jego świty zapraszam do lektury pierwszych tomów.

Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V

_________________________

Rozdział VI

Otrząsnął się po kilku godzinach. Słońce mozolnymi ruchami przygotowywało się do wejścia na widnokrąg. Spojrzał po sobie, dopiero wówczas zrozumiał kim jest i co tutaj robi.
Fakt faktem żył. Dostał od losu dar, o którym zwykły śmiertelnik mógłby marzyć. Jego nadnaturalna sprawność pozwalająca mu dotrzeć do wrogiego snajpera zanim on właduje mu zabójczy metal pomiędzy oczy – nie, to nie było najważniejsze.
Szybka regeneracja, która pozwalała na natychmiastowe zaleczenie nie tylko ran na ciele, którego tak mało zostało, ale również szkód spowodowanych ewentualnym uszkodzeniem przeszczepów. Nie, to również nie była największa jego broń. Najstraszniejsze dla wrogów było to, iż on rozumie. Rozumiał każdy ruch, każdy świst powietrza. Stał się śmiertelnym-nieśmiertelnym. Bogiem na ziemi. Panem poznania.

*****

- Melduję posłusznie, że po pilnych poszukiwaniach nie znaleziono ciała obiektu.
Cahir nie był pewny, jak Falka przyjmie wiadomość o tym, że Iniesta może żyć.
- No to nadal nie wiemy, czy jesteśmy w dupie, czy mamy szanse przeżyć.
W jej spojrzeniu po raz pierwszy od dawna pojawił się cień zdezorientowania. Po raz pierwszy od wielu dni, gdy Falka twardą ręką dowodziła POWem Cahir dostrzegł, że jest bezradna. Podjęła ryzyko, zaatakowali sprzymierzeńców aby odbić garstkę polskich jeńców. Teraz jednak okazało się, że albo nie dopuścili do rumuńskiej hegemonii na świecie, albo obiekt dał nogę i teraz gdzieś hasa beztrosko delektując się swoimi nadnaturalnymi zdolnościami. Ot, broń doskonała spierdoliła jej sprzed nosa…
- Cahir, poinformuj naszych gości, że nic się nie zmieniło. Są jeńcami w rękach POW. Ja zaś spróbuję połączyć się z naszym chorwackim sztabem.
Cahir zasalutował i już miał się zbierać do wyjścia, gdy zobaczył wahanie w oczach dowódcy.
- Jeszcze coś, pani?
- Zajmij się naszymi rumuńskimi sojusznikami. Pozwól im wrócić do obozu, niech posprzątają po sobie.
-Taajest!
- Jak będą sprzątali, to spal wszystko. Pozory…
Cahir pokiwał głową mruknąwszy pod nosem niechętne „Taajest” wyszedł z namiotu dowódczego. Spoglądając na prowizoryczne więzienie dla rumuńskich jeńców stwierdził z przekąsem
- Jak zwykle całym gównem muszę się zajmować sam – po czym zwołał mającą się już dobrze ocalałą z rąk berserków siódemkę. Tak, czas powrócić do starego ładu. Przeprosimy naszych sojuszników, że nie zdążyliśmy zapobiec eksplozji, a dowodzeniu zdamy raport. Jeszcze Chorwacja będzie coś znaczyła w tym świecie…

I tak nadszedł kolejny dzień, który nic nie zmieniał w losach eŚwiata. Może jedynie to, że zmieniło się wszystko.

******

Loindia Septua była skończona. Nikt nie wiedział jakim cudem z obozu zniknęła ponad połowa cudownych G27. Nikt nie wiedział, że wróg dysponuje takimi możliwościami. Nikt nie spodziewał się, że zamiast kolejnej wiktorii na polu bitwy najbardziej elitarny oddział rumuńskiej armii zostanie upokorzony. W dodatku na ziemi wroga, świętej polskiej Little Poland. Tej, którą jeszcze zeszłego wieczora mieli za swoją, zdobyczną.
Paniczne poszukiwania zagubionej własności nie przyniosły oczekiwanego efektu. Dopiero koło południa, na 3 godziny przed przybyciem głównych sił rumuńskiej armii do namiotu głównego dowodzenia wszedł żołnierz, zasalutował, po czym wyciągnął z kabury swojego glocka i podał dowódcy.
- Co to ma znaczyć?
Pytanie przez kilka sekund odbijało się echem po namiocie.
- Już wiemy jak wyprowadzili nasze czołgi i jak uciekli przed pościgiem.
Dowódca czekał w napięciu, słychać było nerwowe bicie serca
- Gaz bojowy „Morph30”. Powoduje niemal natychmiastową śpiączkę trwającą co najmniej godzinę. Dodatkowo użyli dezaktywatorów radarów powietrznych. Ciężkie helikoptery transportowe wyniosły nam 28 G27mek. Wie pan, co to oznacza, generale?

„Fortel. Oni to przewidzieli. Albo w Centralnej Słowacji nie było ich wszystkich jednostek. Byli przygotowani, a my daliśmy się podejść jak dzieci”. Generał spojrzał na glocka otrzymanego od meldującego żołnierza.
-Wyjść. Zostawcie mnie samego.
Wszyscy obecni w namiocie momentalnie wstali. Wychodząc dostrzegali jedynie puste, niemal martwe spojrzenie generała. Świat się nie skończył. Tylko oni zawiedli, oni, najbardziej elitarna jednostka wojsk Loindii. Względnym spokój zakłócił huk wystrzału w namiocie dowódczym. Oto, jaka jest kara za niekompetencję.

****

Dwadzieścia siedem helikopterów leciało nad granicą pomiędzy Małopolską a Mazowszem. Nad nimi około 50 powietrznych jednostek bojowych „Madre” eskortowało cenny łup, który może pomóc w wypędzeniu nieprzyjaciela z granic ojczyzny. Oto te jednostki powietrzne pozwoliły na wyrwanie się ze szponów śmierci pozostałości armii Wielkiej Trójcy.
Oto oni, synowie nocy, działający w cieniu specjaliści do zadań specjalnych. „Polish Multi-Task Forces” głosił dumny napis na helikopterach.

W obozie Wielkiej Trójki panowało nerwowe wyczekiwanie. Gdy aktualnie głównodowodzący, generał Kherehabath wyszedł z namiotu dowódczego napięcie osiągnęło apogeum. Wszyscy obecni czekali na wynik misji PMTFu mającej na celu przechwyceniu jednego z G27, by móc w spokoju rozpracować te „dziecko śmierci”. Na ustach Kherego pojawił się lekki uśmiech. Nakazał on wyniesienie dwóch kolumn dźwiękowych, po czym do radiotelegrafu zapytał spokojnym głosem:
- Vigoslav, czy mógłbyś powtórzyć, chciałbym aby wszyscy wojacy zapoznali się z wynikiem waszej misji.
Kilkusekundowy szum radiotelegrafu przerwał twardy, męski głos:
- Potwierdzam, misja wykonana. Przejęliśmy 28 G27mek, ale jedna nam się rozjebała po drodze. Mam nadzieję, że będziecie mieli kim je obsadzić, bo to prawdziwe cacka są…
W tym momencie niesamowity okrzyk radości wydobył się z tysięcy gardeł, przerywając wypowiedź Vigoslavowi. Tak oto los się uśmiechnął. Khere nie krył zadowolenia, i gdy już kolumny zostały odłączone nadał tylko jedną wiadomość do lecących żołnierzy PMTFu.
„Jesteście bohaterami. Czekamy” brzmiała wiadomość. Byli uratowani.

*****

Nie mogli uwierzyć. Piekło się nie skończyło, znów są więźniami. Ich kwatery, pomimo, iż były o niebo lepsze niż rumuński obóz znów przypominały im o niewoli. Kraty w oknach, straż przy dzwiach. Znow są więźniami, tym razem Chorwatów. Sarphea rzuciła się na łóżko. Z oczu poleciały łzy. Nie były to jednak łzy rozpaczy, ale łzy zrezygnowania, łzy zmęczenia. Oto zostało ich siedmiu, Iniesta prawdopodobne nie żyje. Oto jest wojna, ucieczka od życia, której pragnęła. Teraz wydało jej się to pustką.

***

Oddział POWu oddał Rumunom broń i przygotowywał się do zejścia do doliny. Rumuńscy więźniowie w radości nie przeczuwali zasadzki. Umyci i przebrani byli gotowi do współpracy. Byli berserkami, raz na wozie, raz pod wozem. Schodzili w dwudziestu eskortowani przez stu żołnierzy w czarnych, POWowskich mundurach. Jedynie ich dowódca nie wierzył w nagłą dobroć. Nie wiedzieli, że cały czas są obserwowani przez nienaturalne oczy. Świdrowani wzrokiem, skanowani jak papier. Oto on, który już wiedział co się święci.
Zeszli do obozu, zaczęli poszukiwanie ciał. W tym czasie kilku z POWu zaczęło coś ustawiać w skrajnych narożnikach byłego obozu. Dopiero, gdy wzięli się za ostatni narożnik dowódca zrozumiał co się święci.
- Zdraaada! To są B56! Uciekać zanim nas to rozwali.

Rozpoczęła się walka o życie. POWowcy z łatwością wzięli berserków w ogień krzyżowy. A oni wiedzeni poczuciem śmierci rzucali się im do gardeł ginąc z poczuciem dobrze wypełnionego zadania. Z poczuciem patriotycznego bohaterstwa, śmierci na polu walki.
W pewnym momencie 4 POWowców bryznęło krwią. Ot, rozpadło się na części.
Cahir wrzasnął. Już wiedział co się dzieje
- Zabić! Zabić wszystkich i spierdalać!
Dostał potężny cios w brzuch. Gdy się wyprostował zobaczył, że stoi przed nim Iniesta. Jego oczy zdawały się mówić, że jest już martwy.
W swojej świadomości usłyszał przerażający głos. „Odejdźcie stąd. A jeśli cokolwiek stanie się tym w obozie, wówczas nie będzie dla was ratunku”.
Zemdlał. Nie wytrzymał tak, jak wówczas nie wytrzymał dowódca berserków. Teraz on stał się „srającym na wietrze puszczykiem”.

Iniesta nie zdążył. Gdyby darował sobie tą śpiewkę z Cahirem, wówczas miałby te kilka chwil więcej. Gdy dopadł do rumuńskiego dowódcy ten już konał. Mimo to dojrzał uciekającą duszę. Z rękawa wysunęło się ukryte ostrze. Wbił je prosto w serce umierającego, po czym z nadprzyrodzoną zdolnością, z ciałem w rękach wyrwał się z ognia POWków, zabijając przy tym kolejnych 3, którzy nieopatrznie stanęli mu na drodze. Gdy był już na skraju puszczy otaczającej obóz odwrócił się, i spojrzał każdemu z ocalałych żołnierzy do świadomości.
160 ciał osunęło się bezwładnie na ziemie. To powinno dać mu trochę czasu.

****
- Obudziłeś się Vesper?
Były głównodowodzący poznał mówiący do niego głos, momentalnie się przeraził. Przed nim, w odległości metra stał jego gnębiciel. Broń doskonała.
- Czego chcesz? – zdołał jedynie wydusić przez wargi. Poczuł smak krwi, która jeszcze niedawno była wszechobecna w jego umierającym organizmie.
- Może najpierw się przedstawię. Iniesta jestem, twój były wróg, obecnie dowódca oddziału renegatów. Witamy w oddziale.
Vesper nerwowo spojrzał dookoła, byli sami, w środku puszczy.
- Zostaliście zdradzeni Vesper. Ty i twoi berserkowie. POW wystrzelał was jak kaczki, co prawda udało mi się kilku z nich rozwalić, no ale tylko Ciebie wyniosłem. Ty również dostałeś, kula poszła w aortę.
Vesper momentalnie dotknął swojej klatki piersiowej. Szrama była wyczuwalna
- Dlaczego więc żyję?
- W ostatniej chwili podałem Ci symbiont. Coś podobnego do tego, który czekał na mnie tam, w tym namiocie. Stałeś się teraz nadczłowiekiem, a jednocześnie jesteś tylko podczłowiekiem. Stałeś się cyborgiem. Symbiont zregenerował twoje ciało dodając parę wzmocnień od siebie.

Vesper nic nie odpowiedział. Pamiętał obietnicę, którą Iniesta mu złożył, gdy POW zaatakował obóz:
Jeszcze nie umrzesz, doczekasz upadku swojego kraju…
Spojrzał raz jeszcze na siebie. Czuł siłę, nadnaturalną siłę buzującą w jego organizmie. Oto, nie umarł, doczekał się upadku swojego kraju. Stał się kimś obcym, kimś bez ojczyzny.

Iniesta miał rację…

______________

Mam nadzieję, że kolejny rozdział nie sprawił wam zawodu. Powziąłem również postanowienie, iż kolejne wydania Świętego Ognia będą pojawiać się częściej. Czy jesteście ciekawi dalszych losów naszych bohaterów?


Spodobało się? Nie zapomnij dać vote!