Wyborczo-referendalne impresje

Day 1,714, 04:19 Published in Poland Poland by Nasir Malik


Opadł wyborczy kurz, wzniecony - jak wieść gminna niesie, tysiącami PM-ek - można w spokoju napisać coś od siebie.

Z roli kandydata "bez szans za rdzennych" wywiązałem się znakomicie, zajmując zaszczytne ostatnie miejsce w Małopolsce, poświęcając swojej kandydaturze całe pięć minut na napisanie prezentacji i trzy shouty informujące o tym, że startuję. Ukazało to mi po raz kolejny, że wybory eRepublik funkcjonują w dwóch odrębnych światach - świat spamu, PM-ek, gromadzenia głosów i zwracania kosztów nie miesza się z moim światem i w niedalekiej przyszłości raczej zasiadanie w ławach kongresowych obok BMW (biernych, miernych ale wiernych) mi nie grozi.

Paradoks (e)polskich wyborów fajnie unaocznia przypadek Mixa i jego sondażu. W wyborach zebrał 112 głosów, ale już niewiele później na pytanie "do moich wyborców" w sprawie opinii na temat wyjścia z ONE odpowiedziało mu całe... 11 osób. Widocznie bez PM-ek w tej grze się nie da, pytanie tylko czy tym (niewątpliwie świadomym wagi swojego głosu) tłumom wystarczy PM-ka z prośbą o zgłosowanie, czy jednak najpierw należy im wysłać PM-kę z informacją jak powinni głosować, a dopiero potem poprosić o głos?

Z samym referendum na temat wyjścia z ONE lepiej nie było - frekwencja sporo odstawała od wyborów prezydenckich czy parlamentarnych. Referendum przeprowadzone zostało zresztą według najlepszych wzorców z przeszłości, które krótko można określić mianem referendum destrukcyjnego. Już kiedyś takie referendum w erepie przeżyłem, oddałem w nim (zgodnie ze swoimi przekonaniami) głos za wyjściem, by potem ze zdziwieniem dowiedzieć się, że zdaniem rządzących mój głos oznaczał poparcie dla zbratania się największymi wrogami naszych największych przyjaciół w ramach Nowego Wspaniałego Optymalnego sojuszu, czego pytanie referendalne nijak nie obejmowało. Podobnie jak teraz - pytanie nijak nie obejmowało co dalej, ale z komentarzy można było się dowiedzieć, że grunt pod referendum został przygotowany wystarczająco dobrze przez te dwa tygodnie propagandy anty-ONE - "mosty zostały już spalone", a rządzący mają jakieś bliżej nieokreślone "alternatywy". Może łatwiej byłoby mi głosować, gdybym czuł, że od mojego głosu coś zależy, a nie że ktoś potrzebuje tylko formalnej podkładki pod dawno podjęte decyzje, których i tak (na wszelki wypadek) odnośnie "nowego" lepiej nie ujawniać postronnym. Jeszcze by im się nie spodobało - z pełnym poszanowaniem demokratycznego głosu ludu, oczywiście...

Mechanizm palenia mostów odbył się zresztą według tej samej metody, które niby powinna już dawno sama zostać spalona wobec społeczeństwa, a jakimś cudem ciągle działa. Wystarczy wybrać sobie jakieś państwo na kozła ofiarnego, strollować je, przypisać wszelkie najgorsze cechy i przekonać ludzi, że wychodząc z sojuszu zrobimy im na złość. Ha! I co wy teraz na to, przebrzydłe FYROM-iaki, wyszliśmy z sojuszu, a na złość mamie odmrozimy sobie jeszcze uszy, ha!

Propagandowa kampania była zabawna z jeszcze jednego powodu - oto bowiem trzeba było wytłumaczyć ludziom dlaczego coś, co było takie wspaniałe i wymyślone przez nasze światłe umysły nie zadziałało. Sposobów tłumaczenia było kilka, jednak co do istoty się wiele nie różniły, a ich wspólnym mianownikiem było 'my stworzyliśmy coś wielkiego, ale ludzie do tego nie dorośli". Więc sojusz działał, kiedy my, światli, nim rządziliśmy, ale kiedy ludzie się zmienili, to ci inni przyszli i zepsuli nasze najlepsze zabawki. Gracze - z niezrozumiałych powodów - łyknęli i to tłumaczenie bez problemu.

Pomimo tych wszystkich zabiegów decyzji w referendum nie udało się jednak ważnie podjąć i trzeba kontynuować procedurę niczym w przypadku konstytucji europejskiej w Irlandii - do z góry założonego skutku.

Na zakończenie artykułu pragnę wyrazić serdeczny brak szacunku wobec autorów i uczestników nowego przedsięwzięcia pn. NKPMDPP. Udało się wam udowodnić, że są wam obce wszelkie zasady stosowane przez ludzi cywilizowanych. Dobrze się bawić też trzeba umieć.

PS Moderować mi się nie chciało, błędy mogą być, za co z góry przepraszam. Nie lubię czytać swoich tekstów...