Więcej niż ściana

Day 979, 05:42 Published in Poland Poland by Nasir Malik


Ponad 400 dni – tyle czasu udało mi się do tej pory zmarnować na tę grę. A do najlepszych jest mi ciągle daleko... Nadszedł czas małego podsumowania impresji. Małego w moim rozumieniu - więc ściana tekstu wyjdzie i tak.

Erepublik jest grą wciągającą. Jest to swojego rodzaju fenomen - bo bywa jednocześnie przeraźliwie nudna, flejmowo-odstraszająca i upraszcza pewne zachowania ludzkie do prostackich algorytmów. Na czym polega jej sukces? Na społeczności, jaką wytwarza. Chodzi mi tutaj o społeczność graczy w ramach partii / kraju / sojuszu / eŚwiata. Czym innym są grupki znajomych tworzące się dookoła gry, organizujące zloty, wspólne imprezy itp. - to inna liga i inne skutki, z wytwarzaniem towarzystw wzajemnej adoracji na czele. Nie, nie uznaję tego za złe, to po prostu naturalne, choć dla osób spoza tego grona pewnie wkurzające, jeśli wpływa na sposób grania, a zwłaszcza walki o władzę.

Jest wiele gier, które symulują kierowanie państwem. Erepublik ma jednak w sobie coś specyficznego - za każdym graczem stoi konkretny człowiek, o konkretnych poglądach, możliwościach i osobowości. Jedną z bolączek eRepublik jest jednocześnie to, że wiele osób tego nie zauważa i traktuje tę grę jako kolejną z serii strategii, gdzie walczy się w próżni, nieistniejącymi, wirtualnymi jednostkami bojowymi, które pozbawione są własnej woli i służą tylko do przekalkulowania na wynik bitwy czy wyborów. Po prostu gracz = +1 vote w wyborach bądź +1 jednostek na mapie, a tak naprawdę liczą się tylko ci, którzy wydają dyspozycje działania. Klasyka dla osób wychowanych na komputerowych strategiach, prawda?

No ale tutaj mamy zonk - nasze pionki na szachownicy okazują się miewać własne zdanie, krytykować posunięcia „mistrza gry”, a nawet, o zgrozo, nie wykonywać poleceń. I to nie na zasadzie rzutu kostki na prawdopodobieństwo niewykonania rozkazu, tylko normalnych, ludzkich kaprysów bądź przekonania o błędności podejmowanych decyzji. Tony flejmu są więc równie naturalną konsekwencją, takoż niespotykaną w „normalnych” strategiach. I są adresowane do równie konkretnych obywateli kryjących się za klawiaturą, a nie wirtualnych królów i książąt z Nibylandii.

Jak już wspomniałem, wiele osób tego nie rozumie i powtarzając nieśmiertelne „to tylko gra” postępuje tak, jakby grało w przeciętną strategię, po trupach do celu. Wybory nie są uczciwe, bo po co - liczy się +1 w kongresie. TO partii bądź kraju? Jak najbardziej, przecież liczy się +1 w statystykach. Przecież nikogo nie skrzywdzę zabierając mu efekty jego wirtualnej gry, jakąś partię za wirtualny 40 gold czy kasę ze skarbca kraju. Przecież to tylko gra...

Na ile Erepublik jest RPG, strategią wojenną, a na ile próbą zasymulowania społeczności i mechanizmów jej funkcjonowania? Czy grając naszymi postaciami wcielamy się bardziej w nieistniejącego rekina biznesu, polityczną grubą rybę bądź super żołnierza tak, jakbyśmy odgrywali elfa o określonych cechach, czy też może jednak gramy siebie, jesteśmy sobą w konkretnych okolicznościach, w których moglibyśmy się znaleźć i powinniśmy się zachowywać tak, jak chcielibyśmy się zachować gdyby to była prawdziwa polityka, realny biznes, a ta jednostka obok mnie to po prostu inny człowiek, który jest częścią tej samej społeczności?

Ciekaw jestem waszego zdania.