Wąż w rajskim ogrodzie
Zafikel
Wypadałoby się pewnie przedstawić.
Zatem, by formalnościom stało się zadość...
...moj nick to Zafikel, urodzony 30 września Anno Domini 2010. Gwoli ścisłości, jest to któreś tam z rzędu moje konto. Pierwszym był...ee, mniejsza o to (Michał, nie udało mi się, jak widzisz, oderwać od eRepublik), potem nastąpiło kilka innych. Zasadniczo z erepem jestem związany od mniej więcej marca 2009 roku – stąd prawdopodobne odwołania do historii zaprzeszłych nie będą li tylko pobieżną lekturą źródeł ,,historycznych", a nader często robieniem użytku z własnej, dziurawej niekiedy pamięci.
To, co robię na co dzień, nie powinno mieć tutaj większego znaczenia.
Ad meritum
Wypadałoby też pokrótce napisać, czego moi szanowni (oby) czytelnicy mogą się w tej pisaninie spodziewać, a czego nie.
Od początku mojego bytowania w eRepublik najbardziej bawiły mnie gry nacjonalizmów (pomińmy może "expienie", to przyjemność se per se). Nie zamierzam jednak podchodzić do gry z zewnątrz, jak pewni ludzie, którzy starali się analizować eRepublik pod kątem naukowym. Nie, żebym nie wierzył w tego typu zabiegi – wręcz przeciwnie, popieram je z głębi serca. Mam jednak swoje zabawki, na nich też wolałbym poprzestać.
Zamierzam zamknąć się w polu socjologiczno-politycznym tej gry, czyli, z polskiego na nasze – analizą pewnych procesów i stanowiących ich część zdarzeń, które mają tutaj miejsce.
Wykluczam z miejsca ekonomię, którą intuicyjnie rozumiem, która jednak też nie interesowała mnie nigdy na tyle, bym mógł się swobodnie w jej kwestii wypowiadać.
Tego możesz się, drogi czytelniku, spodziewać, z kilkoma jednak uwagami.
Po pierwsze – moja wiedza raczej nie będzie zahaczała o irc. Jest to poważne (wręcz potworne!) uchybienie, gdyż to na ircu odbywają się te wszystkie schadzki, z irca też dowiadujemy się, że Bogdan a LOT, a smrtan retarded. Nie mam jednak czasu na zabawę w tej piaskownicy (abstrahując już od faktu, że po prostu doprowadza mnie do szału przestrzeń, gdzie nie wolno mi korzystać z polskich znaków fonicznych).
Po drugie – nie zamierzam tu wstawiać komiksów czy obrazków. Nigdy nie rozwijałem swoich umiejętności plastycznych (czego czasem żałuję), a brak obrazków niech będzie moim małym protestem przeciw kulturze multizjebów. Może z czasem opanuję painta na tyle, by pokusić się o jakieś graficzne dookreślenia – nie mniej jednak, nastaw się proszę na czysty tekst.
Po trzecie – no właśnie, tekst. Syndrom Sztokholmski (polecam zresztą film) zredefiniuje pojęcie ,,ściany tekstu" w tej grze. Nie jestem może osobnikiem wiekowym, należę jednak do bodaj ostatniego pokolenia kultury *czytanej*. Znaczy to, że wypowiadając się, będę starał się uskuteczniać sztukę pisania w pełni. Z szacunku dla siebie i dla innych. Już moje komentarze bywały dłuższe, niż artykuły których autorzy mienili się mianem propagatorów ,,ściany tekstu". Jeśli boli Cię czytanie, a koncentracja nad czymś więcej niż ulotka z TESCO sprawia namacalny wręcz wstręt – spadaj, kolego. Nie jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.
Po czwarte i ostatnie – zamierzam korzystać z języka polskiego. Być może z czasem pokuszę się o dział zagraniczny, ze względu na ograniczoną znajomość kilku języków – nie mniej jednak, odrzucam wszystkie te naleciałości, które część z Was uznaje za normalne, a ja za obrzydliwe. Nie będziemy więc flejmić, a jedynie – kłócić się, GOLD pozostanie złotem, a irl sytuacją codzienną.
Tego zamierzam się trzymać, Zafikel. Tfu,
Amen.
Wąż w rajskim ogrodzie
Obecny burdel w EDENie jest wszystkim ogólnie znany, każdy też ma na ten temat jakiś swój (rzadziej) lub przejęty (częściej) pogląd.
O wadze problemu świadczy fakt, że żremy się o to od dobrych kilku tygodni, a temperatura, zamiast maleć, wciąż rośnie (choć ostatnio jakby się trochę ustabilizowała).
Nie chciałbym odgrzewać kotleta, wspierając którąś z opcji, postanowiłem więc podejść do sprawy nieco inaczej.
Na początku chciałbym się zastanowić, czy Polska jest rzeczywiście zdrajcą. By uporać się z tym problemem, trzeba będzie zajrzeć do powszechnie dostępnego, choć omijanego szerokim łukiem, traktatu Bractwa EDEN.
Wężologia stosowana
W całym tym, całkiem sprytnie skonstruowanym dokumencie, widnieją dwa paragrafy, które powinny nas najbardziej interesować. Oto one:
1.0.2 While political and diplomatic movement towards neutral or other-aligned nations outside of the Brotherhood is encouraged, a Member shall not engage in diplomatic activities that harm other Members directly or that harm their long-term goals.
2.0.2 All Member countries are obliged to have a common diplomacy towards hostile nations, and diplomacy towards neutral countries is to be checked from the Brotherhood before diplomatic endeavours are started.
W myśl paragrafu 1.0.2 Polska jest bez dwóch zdań zdrajcą. Nasze ePaństwo wdało się w relacje (MPP) z Węgrami, co uderza bezpośrednio w naszych sojuszników, do których, mimo braku MPP, zalicza się Rumunia. Mimo, że w rozkazach ani razu nie widniał nakaz walki po stronie Węgier, smrtan i Kongres dały nam tę możliwość, co już samo w sobie jest z treścią 1.0.2 sprzeczne. Dodatkowo, uderzyliśmy też w cele długofalowe naszych sojuszników – Rumunii i Chorwacji, gdyż:
- celem Chorwacji jest, była i pewnie jeszcze jakiś czas będzie krucjata przeciwko Serbii;
- celem Rumunii jest bicie Węgra po kasku.
Mowa oczywiście o celach, które oni sami sobie wyznaczają a nie o takich, które, kierując się własną wygodą i ,,troską", chcielibyśmy przypisać im my.
Tę stosunkowo prostą sytuację komplikuje nieco paragraf 2.0.2, konkretnie zaś:
" All Member countries are obliged to have a common diplomacy towards hostile nations"
Status Węgier od momentu wystąpienia z Phoenixa jest problematyczny. Argument o rzekomej neutralności tego państwa to oczywiście pic na wodę – to, że ktoś nie jest w sojuszu Phoenix nie znaczy, że nie jest wrogiem EDENu. Dziwię się zatem smrtanowi, że jak mantrę klepie tezę o neutralności Węgier. A dziwię się dlatego, że można było ją sformułować inaczej i bardziej przekonująco. Wymagało to jednak podjęcia pewnych decyzji, na które się nie zdecydował.
Kluczem jest sformułowanie "common diplomacy". W tym punkcie wszystkie interesujące nas kraje, a zatem: Polska, Hiszpania, Chorwacja i Rumunia, złamały traktat (nie po raz pierwszy zresztą). EDEN nie doszedł do porozumienia, kraje wykazały się brakiem zdolności do kompromisu. Słynny manewr aveca, który z wysokości swojego wodzowskiego tronu starał się narzucić pierwszej potędze EDENu stanowisko sojuszu (czyli swoje własne – jakby ktoś nie wiedział, Avec to takie jednoosobowe państwo, które może cały ,,World in flames"; udało mu się, już po raz drugi) wobec Węgier (oraz Serbii, bo Węgrzy chyba nawet w toalecie nie potrafią się bez asysty uroczych Bałkańców obejść) spalił na panewce – stało się oczywiste, że nasza dyplomacja już nie jest "common". Ostatnio stanowisko Polski wsparła Hiszpania, która, choć ze sporymi wątpliwościami, zdecydowała się zaakcentować wagę obrosłego już nieco kurzem terminu "Spoland", również zawierając MPP z Madziarami. Wiewiórki donoszą, że ferment dotknął również kilka innych krajów – niestety nie mam dokładniejszych informacji na ten temat, wypadałoby pewnie spytać o to babcię Vingaer.
Dyplomacja EDENu stanęła na skrzyżowaniu trzech dróg. Jedną z nich reprezentuje Cromania, utożsamiając interes EDENu ze swoim własnym. U wylotu drugiej znalazł się Spoland, wyraźnie podkreślający, że nie jest naszym i Hiszpanów interesem walka z Węgrami i Serbią. Słabością tej drogi jest fakt, że nie staramy się narzucić naszego stanowiska całemu EDENowi, a jedynie Chorwacji. Dlaczego? A no dlatego, że dla nas EDEN już nie istnieje.
Trzecią drogę okupują Serbowie i Węgrzy, manifestujący swoje desinteressement względem wojny z Cromanią. Państwa te rozgrywają swoją kartę najlepiej. Próbując rzeźbić NWO mogą sobie pozwolić na wszystko – w razie niepowodzenia, po prostu wskrzeszą Phoenix.
Postawa Serbów i Hunów daje nam solidne alibi, ponieważ oba państwa wystosowały oficjalnie propozycje pokojowe (nie poprzez moduł polityczny i ustawę "Peace proposal", lecz poprzez rozmowy z oficjelami Cromanii oraz deklaracje prasowe). Zawierając MPP, smrtan wykonał może i oczywisty, ale całkiem bystry ruch, gwarantując bezpieczeństwo Chorwacji. Tę samą klauzulę, choć w zawężonym stopniu, zawarła w swoim oświadczeniu Hiszpania ("We're not going to fight Croatia").
Napisałem jednak powyżej, że teza smrtana o neutralności Węgier jest mało przekonywująca, z jednej prostej przyczyny: smrtan nie wymusił na potęgach ex-Phoenixa gwarancji bezpieczeństwa dla Rumunii. Gdyby to zrobił, miałby czyste ręce, stawiając tym samym Rumunię (i Chorwację) w bardzo niewygodnej dyplomatycznie pozycji. Jawiłaby się wtedy Cromania jako podżegacze wojenni i jedyni, którzy prezentują tu wrogą postawę, podczas gdy Spoland i ex-Phoenix szuka nowych dróg.
Zabieg ten nie oczyściłby nam jednak całego skrzyżowania, a jedynie dał pewną podstawę do rozmów. Tym razem problem leży na południowych Bałkanach i w Azji Mniejszej, gdzie Grecja, Macedonia, Bułgaria i Turcja bawią się w bogów wojny.
Tutaj już nikt się nie patyczkuje – Serbowie i Węgrzy wspierają swoich starych sojuszników, EDEN swoich.
Mimo to, odpowiedź na pytanie czy jesteśmy wężem w ogrodzie EDEN, nadal pozostaje niejednoznaczna. Bez wątpienia złamaliśmy oba paragrafy traktatu, ale i Rumunia wraz z Chorwacją nie są święte, łamiąc paragraf 2.0.2. Jakkolwiek nie ulega wątpliwości, że MPP z Węgrami godzi bezpośrednio w traktat, nie ma powodu, by zrzucać całą winą za brak "common diplomacy" na Polskę. Wręcz przeciwnie – to Cromania prezentuje tutaj bardziej egoistyczną postawę (inna sprawa, że stoi za nimi cała tradycja tarć na linii Atlantis-PEACE).
Aber...aber...was sollen wir machen?
Możemy zrobić sporo, skoncentrowałbym się jednak na dwóch rzeczach. Pierwsza jest oczywista, druga wymaga nieco finezji.
Po pierwsze, czas opuścić EDEN. Jak wiemy, toczono już na ten temat debaty. Nie wiem, co tam się dokładnie teraz dzieje w Kongresie, ale wysraliśmy się pod drzewkiem o jeden raz za dużo, by po raz kolejny zgrywać Greka.
Wyjście z EDENu nie stwarza dla nas zagrożenia – możemy sobie nadal podpisywać mpp z tradycyjnymi sojusznikami, tak jak robiły to np. Stany Zjednoczone. Możemy też podpisać kilka innych mpp, z kim nam się żywnie podoba.
Grunt to zrobić to z głową, najlepiej – nie samemu. Pytanie, czy Hiszpanie i/lub Szwedzi też dadzą się ku temu przekonać.
Uważam ten krok za oczywisty, bo alternatywy (dwie) wyglądają, mówiąc oględnie, nienajlepiej.
Zostając tak, jak teraz, w rozkroku, będziemy tylko nakręcać bezsensowną spiralę kłótni i polowania na czarownice. W efekcie i tak opuścimy EDEN – jeśli nie z własnej woli, to z przymusu. I w niesławie.
Możemy się też ukorzyć i po złożeniu samokrytyki oraz podpisaniu nowej lojalki, ośmieszyć na oczach całego świata. Krok najgłupszy z możliwych – nie dość, że stracimy jakiekolwiek szanse na wyśnione "NWO", to jeszcze nasza pozycja wewnątrz sojuszu ulegnie drastycznemu osłabieniu. Minie sporo czasu, nim będziemy mogli sobie pozwolić na coś więcej niż potulne dostarczanie i tak kurczącej się 'influence' na pola bitew.
Nie zapominajmy tylko o jednym – EDEN żyje. W przeciwieństwie do swojego największego adwersarza, EDEN jako pakt militarny sprawdził się doskonale, wiele razy – tak w chwilach triumfu, jak i gorzkich porażek. Co więcej, EDEN od początku był całkiem silny – młode drzewko z ubogim jeszcze listowiem nie dało się wykorzenić w czasach, gdy PEACE przetaczał się po Ameryce Północnej niczym Polandball po Niemcach, a Indonezja sama jedna potrafiła zmasakrować nasze armie (Kalifornia – kto pamięta, ten wie). Nawet obrażalski Andyr czy geniusz intelektu, Avec, nie potrafili tym drzewkiem zbyt poważnie wstrząsnąć. Tym właśnie różni się EDEN od Atlantis, który z kolei niczym nie różnił się ani od PEACE, ani od Phoenix. Nasi (byli już, pytanie na jak długo) przeciwnicy nie odrobili lekcji, które my szczęśliwie przyswoiliśmy.
Dlatego nie wmawiajmy ludziom, że EDEN zdechł. Zamiast tego, zaproponujmy jakąś wizję, która będzie w stanie EDEN i bipolarny świat, który współtworzył, zastąpić.
I tu właśnie pojawia się drugi krok, który na własny użytek nazwałem ,,zaskoczyć diabła". Nie jest to moja (czy tylko moja) idea, niemniej uważam, że można by się przy niej na moment zatrzymać.
Strategicznie rzecz biorąc, dobre relacje z Chorwacją są nam potrzebne. Pomijając już nawet fanatyczną miłość, jaką darzymy naszych dalmatyńskich braci, powód wydaje się oczywisty: Chorwacja, choć dla Węgier i Serbii niegroźna, może im spokojnie zatruć życie na Bałkanach. Myślę, że fakt iż zawsze mówiąc o Węgrach, wspominam również o Serbii, powinien być dla wszystkich zrozumiały.
Jednak prawdziwy problem dla obu państw stwarza nie tyle Romperland, co Adminland – Rumunia, ten kraj, który formalnie powinien być gdzieś za tymi najsilniejszymi, a którego pozycję nienaturalnie zawyżają dolary i euro rumuńskich graczy. Rumunia przy wsparciu Chorwacji to już godny przeciwnik dla obu naszych sojuszników in spe – nawet jeśli nie będą w stanie wymazać Węgier, to całkiem skutecznie zablokują oba państwa na Bałkanach. Stąd ci, którzy piszą, że Węgry i Serbia nie są w swojej pro-NWO agitacji bezinteresowne, mają oczywiście rację. Jest jednak pewien szkopuł – Cromania sama się przez to blokuje, pewnie na następny rok czy dwa. Stąd podstawą sukcesu nowego sojuszu (czy tylko porozumienia) powinien być układ...między Polską a Rumunią. I nie mówię tu o porozumieniu o nieagresji, a o uczciwej rozmowie w cztery oczy na temat wzajemnych oczekiwań, zwieńczonej rzetelnymi ustaleniami.
Przyjmijmy na początek kilka faktów i założeń:
- Rumunia nie jest miłośnikiem EDENu – mimo całej tej propagandy i pieśni o zdrajcach, Rumuni tkwią w EDENie tylko dlatego, że bez EDENu zwyczajnie znajdą się na początku drogi do piekła. Stąd cała zażartość, jaką nas ostatnio raczą (zażartość doprawdy autentyczna, bardziej emocjonalna, niż polski trolling) – oni się po prostu boją utraty tarczy i sojuszników. Tajemnicą Poliszynela jest przecież stwierdzenie, że tak naprawdę nikt Rumunów nie lubi.
- Rumunia jest uwięziona – poza Węgrami, nie ma żadnej drogi ekspansji. A i te Węgry to dość cherlawa perspektywa – zysk niewielki, straty bardzo prawdopodobne.
- Rumunia słynie z egoizmu, co w dyplomacji nazywa się po prostu pragmatyzmem (zdrowym lub niezdrowym, różnie). Jeśli dostanie swój kawałek tortu, przejdzie jej miesiączka. A nawet więcej – będzie w stanie za ten kawałek tortu zapłacić.
Dogadanie się z Rumunią nie jest niemożliwe. Dwa razy porozumieliśmy się już z kimś, kto nas z pewnych powodów nie lubił; raz z Hiszpanią (tutaj oczywiście Cerber czy Martinoz mieli lepsze pozycje startowe, ale jednak – kłótnie w prasie z tamtego okresu były nie mniej intensywne, niż teraz); raz ze Stanami Zjednoczonymi, które po Sindh cały EDEN miał ochotę poddać niedobrowolnej eutanazji. Ich obawy, że polsko-hiszpańska wizyta w Ameryce Południowej i Środkowej może się odbić niezłą czkawką, mówią same za siebie. W obu przypadkach porozumienie zostało oparte na wspólnocie interesów – my chcieliśmy czegoś, oni potrzebowali naszej pomocy. Oba układy zapracowały wprost idealnie – historię Spoland opowiada się eDzieciom w ePrzedszkolu, nasze szalone tango w Azji i wykopanie Rosji ze Stanów po dziś dzień pamięta się w Stanach z pewną nostalgią.
Rumuni nigdy nas nie kochali, nie mniej jednak, są sojusznikiem raczej sprawdzonym. Jeśli dadzą sobie wytłumaczyć, że:
a) poza Bałkanami też jest świat
b) przy wsparciu Polski, Węgier i Serbii Rumunia może zajść prawie tak daleko, jak za czasów swojego imperium
...grając jednocześnie na ich sentymentach i megalomanii, dalej powinno pójść już z górki.
Nie mówiąc już o tym, że wnieśliby nam w posagu naszą ukochaną Chorwację, która sama dostałaby bardzo ciekawe perspektywy.
Pytanie tylko, czy nie trawiący Rumunów smrtan jest tu odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Aktualny prezydent poszerzył wyłom i chociażby juz tylko z tego powodu warto było na niego głosować. Niestety, dyplomatycznie bywa subtelny jak słoń w składzie porcelany. Jeśli nie stanie na wysokości zadania...
Hmm, wie ktoś może, czy Cerber zamierza startować w lutym?
I tym oto optymistycznym akcentem pozwolę sobie zakończyć.
P.S. Nie mam zielonego pojęcia jak tu się edytuje tekst więc chwilę potrwa, nim zacznie to wyglądać tak, jak powinno - proszę nie krzyczeć.
Za to na ścianę tekstu możecie sobie ponarzekać dowoli, i tak się tym nie przejmę.
Comments
pierwszy u ciebie. sub.
ściana : D
sub w ciemno, ale poczytam rano.
Stawiasz większe ściany niż ja. ;p
Ode mnie również sub o/
"przekonywująco" - dlaczego z 2 na 3 poprawnych form, Ty wybrałeś tę złą? Ogólnie może być, czepiam się, aby udowodnić, że czytałem.
Głos i subskrypcja, życzę powodzenia 😉
ja nie mogę się przełamać żeby to przeczytać;o
Serio?
W przekonywujący sposób albo: jak?, przekonywująco. Tak mi się wydaje.
Jeśli mi jednak udowodnisz że to błąd, ukorzę się pokornie i grzecznie poprawię tak, by było poprawnie.
Dobra, Bralczyk mnie oświecił. Przepraszam i poprawiam.
niezła analiza 🙂
zrób "tl;dr version"
Musze niestety dodac taka malutka uwage, jezeli uwazasz ze EDEN to burdel, wiez zakladasz ze tam jest tlocznom jednak realia sa zupelnie odmienne, imo swieci pustkami, chyba ze uznasz, i iz burdel to wlasnie miejsce puste.
"brak obrazków niech będzie moim małym protestem przeciw kulturze multizjebów" za to v+s
V+S w ciemno.
Jedna kwestia; wśród inicjatorów i propagatorów tzw. NWO nie tylko Smrtan ne lubi Rumunii, dodatkowo mimo iż swiat bipolarny jest nudny to względna równowaga sił pompuje ekonomie gry i zapewnia stałe walki.
Sojusz Polski, Hiszpanii, Węgier, Serbii i Chorwacji jest w dłuższej perspektywie gwarancją nudy - po prostu nie będzie realnych przeciwników.
btw. dodaj wersje angielską.
do tego NWO jest jest największym w dłuższym czasie sukcesem dyplomacji Serbsko-Węgierskiej, wszak jeśli nie możesz kogoś pokonać przyłącz sie do niego.
Tak się właśnie zastanawiałam, kiedy popełnisz pierwszy tekst.
Rumuni zabezpieczają się na wschodzie (Rosja) i biorą na przeczekanie. Czyli na nowego prezydenta u nas.
Analiza jest bardzo smaczna, bardzo logiczna i za takimi tekstami tęsknię od miesięcy - ale Twoja wiara w umiejętności odsunięcia na bok emocji u naszych i rumuński dyplomatów poraża. Dorzuć do analizy nastoletnią burzę hormonów i ambicji.
(a na IRCu da się pisać z polskimi znakami diakrytycznymi, słowo)
eŚwiat zawsze będzie bipolarny, obojętnie ile "stron" czy też sojuszy w nim będzie. Zawsze każda ze stron będzie bardzie pro...jakaśtam. Sytuacja jaką mamy teraz, łączenie się dawnych przeciwników bez odrzucenia dawnych sojuszników jest chora i prowadzi na manowce. Przykładem jest pakt USA-Brazylia, czy Polska- Węgry. My nie bijemy przeciw dawnym sojusznikom, Węgrzy przeciw swoim dawnym i na eświecie panuje ogólna miłość i nuda.
Wszystko po perturbacjach zostanie po staremu, może nazwy sojuszy się zmienią.
I wcale nie uważam, że to jest źle...
O, wziąłeś się zapisanie gazetki, tylko czemu tak mało napisałeś? 😉
"Od początku mojego bytowania w eRepublik najbardziej bawiły mnie gry nacjonalizmów (pomińmy może "expienie"...."
Nie dziwie się, to bardzo ciekawe zjawisko.
""brak obrazków niech będzie moim małym protestem przeciw kulturze multizjebów" " Dobrze powiedziane.
"- celem Chorwacji jest, była i pewnie jeszcze jakiś czas będzie krucjata przeciwko Serbii;" Hoho raczej jeszcze przez długi czas ta krucjata będzie celem, może następne pokolenie zmieni sposób myślenia? Dla nich ta sprawę jest ciągle świeża.
A co odejścia z EDENu to o takich sprawach powinno decydować referendum a nie garstka ludzi, którzy dzięki kilku znajomym weszli do kongresu.
Sprawa nie jest ani tak prosta ani tak ważna. Wolałbym zdecydowanie, żeby zamiast turbulencji w sferze sojuszy międzynarodowych rząd i dyskusja toczyła się nad podatkami i ustabilizowaniem sytuacji rynku pracy w ePolsce. Polska jest tak silna w Erepublik że kwestia sojuszy wojskowych nie jest dla nas z kategorii tych życie albo śmierć.
sciana tekstu bez cycka na koncu. nawet mi sie nie chce czytac 😃
^
"Jeśli boli Cię czytanie, a koncentracja nad czymś więcej niż ulotka z TESCO sprawia namacalny wręcz wstręt – spadaj, kolego."
Kiedy tracę wszelką wiarę... ktoś wylatuje mi z takim teksem.
gratuluję, nie żałuje ani vota, ani suba🙂
@Azareusek
Nie czytałem, ale nie zapowiadało się na półmetrowe mechaniczne dildo tylko dla Ciebie, więc nie wiem z czego się cieszysz.
ciekawy art, przyjemnie się czyta takie dłuższe analizy uwzględniające więcej niż jeden punkt widzenia
oczywiście v+s
@Zafikel
Problem Rumunii jest podobny do tego, który kiedyś miało USA. Po prostu trzeba było znaleźć kozła ofiarnego w stronę którego można by było skierować całą nagromadzoną agresję i generalnie nie wierzę, ba, jestem przekonany, że polska dyplomacja z jakimś zapałem się nie weźmie do mediacji i prób zakończenia konfliktów węgiersko-rumuńskiego, czy serbsko-chorwackiego (choć Chorwaci pewnie by przeżyli, gdyby tylko Serbia wyszła z BiH).
@Ariakis
Jak pisałem wyżej, i ja nie kieruję się wiarą. W tym wypadku powinny liczyć się interesy. Jak zapewne pamiętasz (nie wiem zresztą, chyba nawet to Ty byłeś wtedy prezydentem Peru), reakcja w polskiej prasie na aferę peruwiańską również była jakimś tam wybuchem nagromadzonej frustracji i wynikłej z niej agresji. W miarę silny kraj, zamknięty na amen w Europie Środkowej, bez absolutnie żadnych perspektyw - wypisz wymaluj, dzisiejsza Rumunia (choć nasza sytuacja była jeszcze gorsza).
Ludzie mają to do siebie, że gasną równie szybko, jak wybuchają. I ten ogień by zgasł, gdyby nie był tak intensywnie podtrzymywany. Podobnie ludzie narzekali na opłacane złotem treningi, na brak limitu na kupowane złoto, na wiele innych rzeczy - a dzisiaj jakoś się już o tym nie mówi.
Dlatego nie przeceniałbym rumuńskiej frustracji. Jest spora, ale to jedynie efekt, nie przyczyna. Gdyby zająć się tym drugim, to pierwsze powinno zacząć stopniowo zanikać.
Ale to już robota dla Was, ja tu sobie mogę tylko pisać.
Zafikel ja na jednym z ostatnich summitów rzuciłem zapytaniem, czy Polska i Hiszpania podpisałyby MPP z Rumunią, w sytuacji, gdyby zamknięto wojnę rumuńsko-węgierską. Zasadniczo prezio Rumunii wyraził zainteresowanie, prezio Hiszpanii też, prezio Polski zaczął coś bąkać o Rumunii i Rosji.
Sorry - za długo siedzę w tym bagienku, żeby łudzić się oficjalnymi stanowiskami, czy tym, że ktoś przedłoży interesy nad krótkotrwały fun.
Co do rumuńskiej frustracji to w dużej mierze uległa rozładowaniu po wjeździe w Rosję i po kasacji Węgrów. Pewnie, gdyby część osób nie ulegała własnej antypatii do Rumunii/Rumunów i nie walczyła z nimi, to nie doszłoby do sytuacji, w której wciąż mamy zamknięte w regionie Węgry i Rumunię, które mimo oficjalnych zapewnień o chęci podpisania pokoju, zaczęłyby myśleć jakby tu sklepać sąsiada w minut po podpisaniu PP.
Tymczasem zafundowano nam sztuczne pojednanie z Węgrami i eskalację nastrojów anty-rumuńskich, co przełożyło się na wybitne osłabienie naszej pozycji. Doniosłe ględzenie o Hiszpanii, w której MPP z Węgrami przeszło kilkoma głosami też nie jest argumentem za tym, że działa polska dyplomacja.
Nie w imię interesów naszych, czy państwa jako tworu instytucjonalnego.
Stąd też moje głośne pytanie, czy smrtan jest odpowiednia osobą na odpowiednim miejscu, jeśli chodzi o to zadanie (bo, nadal podkreślam, ogólnie jest wybór uważam za dobry ruch). Pozycja hiszpańska nie dziwi mnie zupełnie, rumuńska cieszy. Polska...no cóż, przydałoby nam się nieco więcej elastyczności. Ale jak sam widzisz - jest to możliwe. Smrtan ma poparcie sporej części społeczeństwa, ale nie może do końca swojego eŻycia grać kartą anty-rumuńską.
Nie przeceniałbym też roli wjazdu w Rosję i kasacji Węgier.
Z tej pierwszej zostali dosyć szybko i, w gruncie rzeczy, bez większych problemów wykopani. Ot, chwilowa radość - nie sądzę nawet, by cokolwiek na tym zarobili.
Jeśli chodzi o kasację Węgier, Rumuni nie są głupi - wszyscy wiemy, jak wyglądała ta kampania. I skąd te rangi Rompera czy Bogdana. Radość ze zwycięstwa była pewnie autentyczna, ale fakt, że naród miał w to wkład daleko mniejszy niż przy jakiejkolwiek innej wojnie, bez wątpienia gra tu swoja rolę. O mentalności rumuńskiej więcej mówi nam szaleńczy plan Andyra - to jest to, czego Rumuni tak naprawdę chcą. Imperium.
Węgry to po prostu wygodna odskocznia.
Natomiast pojednanie z Węgrami jest sztuczne tylko w kategoriach dotychczasowego, skostniałego systemu geopolitycznego. Gdy patrzeć na to z wysokości political module - tak, oczywiście, masz rację. Problem w tym, że to pakty dostosowują się do oczekiwań państw i społeczeństw, nie na odwrót. Gdy spojrzeć na tę sytuację od dołu, pojednanie jest jak najbardziej naturalne.
Co więcej, nie można tu nawet mówić o pojednaniu - nie mieliśmy przecież z Węgrami żadnych naprawdę sprzecznych interesów. Śmiertelna wymiana ciosów o RA i HelloKittie to chyba wszystko, na co było nas stać...i jakoś nie spowodowało to wielkich, wzajemnych żali.
Trochę pracy u podstaw, szczypta zdrowego rozsądku i da się.
Już za sam wstęp daję subskrypcję i głos ;o), a co do treści - mi akurat bardzo brakuje tego rodzaju analiz: konkretnych, sensownie popartych i bezstronnych. Sam chętnie bym takie pisał, ale cóż - do tego potrzeba wiedzy o eŚwiecie znacznie większej, niż moja. Pozdrawiam!
O, Zafikel stworzył artykuł długości swoich komentarzy. Nieźle, przynajmniej mogę dać vote : >
"brak obrazków niech będzie moim małym protestem przeciw kulturze multizjebów" za to v+s X2
@Zafikel
Ale ja już przed wyborami pisałem, że smrtan to zły wybór. Jasne - należy dążyć do jakiś zmian, ale nie kosztem natychmiastowego niszczenia dotychczasowych relacji.
Zgadza się - zostali, ale też po raz pierwszy od długiego czasu wyrwali się z rdzennych i to bardzo poprawiło również polskie notowania w Rumunii. Kasacja Węgier i następnie antyrumuńskie wystąpienia osób publicznych czy grup bojowych z Polski przeciw Rumunii nie zniszczyły tego. Dopiero zupełnie bezsensowne szukanie ofiary przez kilkanaście osób doprowadziło do sytuacji, którą mamy obecnie. I która wybitnie przeszkadza w budowaniu czegoś nowego.
Niestety - historia naszych relacji z Węgrami to czysty biznes. Relacje były oparte na pragmatyzmie, kiedy działaliśmy wspólnie i na bazie wrogości wynikającej z historii w grze, gdy walczyliśmy przeciw sobie.
Pojednanie, które natychmiast przeszło w sojusz jest sztuczne, ponieważ odbyło się zanim dostatecznie poluzowano więzi w obu blokach i zanim doszło do jakiegokolwiek zabezpieczenia tyłów z naszej strony. Jest to zmiana forsowana siłowo, wsparta dużą dozą propagandy, ot po to, żeby coś się działo.
Zasadniczo mogę się z Tobą zgodzić, że nie należy wylewać dziecka z kąpielą - bo do tego chyba sprowadza się różnica w naszych poglądach.
Obstaję jednak przy stanowisku, że wstrząs był potrzebny. Z jednego tylko powodu - bez silnych turbelencji nic by się tu nigdy nie ruszyło. Proponuję zatem, na ile to możliwe, przejść nad tym do porządku dziennego...i postarać się wydobyć z gruzu, co się tylko da.
W tej chwili przeprowadzam małą sądę pośród rumuńskiego establiszmentu. Jeśli Rumuni potraktują moje pytania poważnie, będę mógł niebawem pokazać, jak wygląda krajobraz po bitwie.
Póki co mogę tylko nadmienić, że pierwsze odpowiedzi napawają umiarkowanym optymizmem.
Proponuję zatem, na ile to możliwe, przejść nad tym do porządku dziennego...i postarać się wydobyć z gruzu, co się tylko da.
x2
co do rumunii to jednak akcje smrtana okazały sie skuteczne na tyle że mozna zapomnieć na dłuższy czas o rzeczywisytej współpracy, wystarczy popatrzeć (nawet bez gugl-translatora) na wywotowane arty w rumunii - wszak moduł medialny ma znacznie w tej grze😃