Teoria łopatologii niestosowanej
Zafikel
Artykuł powstał ze zmęczenia i nudów. Mniejsza o pozaerepowe przyczyny zmęczenia. Gorzej z nudą – to skandal, bym przez kilka dni nie był w stanie znaleźć ani jednego artykułu w polskiej prasie, który by mnie zainteresował lub przynajmniej zainspirował wymianę zdań i poglądów. Na temat inny, niż te bzdury o WP (Wy już chyba naprawdę nie macie co robić).
Zresztą taką specjalną miarą poziomu nudy jest dla mnie to, o co aktualnie przypieprza się Whiteye. Z reguły szanuję, co ma do powiedzenia i nawet jeśli się nie zgadzam z jego krytyką, warto to poczytać – jednak im mniejsze drobnostki krytykuje, tym lepiej wiem, że jest już rzeczywiście źle.
A skoro tak, napisałem coś. Nie wiem, czy ciekawe – ale przynajmniej ja się nie nudziłem.
System polityczny – stan obecny
Od dawien dawna w Polsce obowiązuje system silnej władzy prezydenckiej, z marginalną rolą kongresu. To prezydent kontroluje dwa główne narzędzia polityczne, tj. elitę no-life'ów z MSZ, którzy to (z reguły z nim samym na czele) spędzając godziny na ircu wplątują nas w mniej lub bardziej udane przedsięwzięcia militarne oraz MGiF, prawdziwy i supertajny skarbiec naszego państwa. Przyjęło się, że Kongres ma przede wszystkim drukować pieniądze dla niekontrolowanego przez siebie NBP oraz wciskać guziczki w odpowiedniej kolejności, gdy przychodzi do ustalania stawek podatkowych, podpisywania MPP oraz deklaracji NE. Reszta należy do pierwszego noł-lajfa ePolski, trzymanego za jaja przez swojego ministra finansów – de facto najpotężniejszą figurę polityczną kraju (niegdyś Carbon, teraz Zucha).
W efekcie ci dwaj, czasem do spółki z ministrem spraw zagranicznych (nader często jednak prezydent woli prowadzić politykę zagraniczną osobiście, przynajmniej w najważniejszych kwestiach) kształtują całą rzeczywistość polityczną drugiego co do wielkości kraju eRepublik.
Nie twierdzę, że jest to sytuacja na wskroś zła – wedle zasady ,,głupi ma zawsze szczęście", trafiliśmy na specjalistów w swoim fachu, więc nasz skarbiec – z tego, co wiem – jest na ogół bezpieczny, a polityka zagraniczna stabilna (ostatnio jakby mniej...ale ostatnio w ogóle sporo rzeczy się zmieniło). Mimo to, sytuacja ta jest również na wskroś niebezpieczna – nigdy nie jest dobrze, gdy ci sami ludzie rządzą krajem zbyt długo; nieważne, jak sprawni by byli w tym, co robią.
Wielokrotnie wskazywano, że głównym problemem każdej potencjalnej opozycji jest brak kadr – nawet, jeśli wybory wygra kandydat rzeczywiście niezależny od dotychczasowej kliki, by skutecznie rządzić i tak musi oprzeć się na tym samym składzie. Prezydent ten zniknie po miesiącu (jeszcze się nie zdarzyło, by lider dotychczasowej opozycji załapał się na reelekcję), a jego miejsce zajmie następna znajoma twarz. Nazwałem to jakiś czas temu ,,zjawiskiem następcy tronu". I rzeczywiście – od początku tego konta, by się zanadto nie zagłębiać w przeszłość, zawsze wiedziałem, kto będzie następny. Zucha, Ariakis, Requel, Strozer, Smrtan – dopiero przy okazji tego ostatniego nastąpił oficjalny rozłam w szeregach kliki, widoczny zresztą aż za dobrze do niedawna w prasie. Lutowe wybory pokazały, że rywalizacja może przejść z poziomu wirtualnego (,,nie wiem czy wygram, ale i tak wygram") na faktyczny – nieznaczna przewaga Pierre Dzoncego nad Manedhelem przypomniała, że elekcja nie musi być czystą formalnością (nadal twierdzę, że przypadku Manedhela i Cerbera taką właśnie była – to, co wielu odebrało jaką wyraz moich sympatii politycznych, było prostym stwierdzeniem faktu – wiedziałem że Cerber wygra, mimo że on sam nie był tego pewien).
Tak czy owak, nadal poruszamy się w tym samym obszarze. Poza MSZ, wszystko jest po staremu. Vice-prezydentem jest kontrkandydat obecnego prezydenta (inna sprawa że nie wiem, czy w dalszym ciągu a jeśli tak, to na jak długo), doradcy to smrtan i Strozer (jakbym skądś ich znał...), MGiF – Zucha i Khere.
Zmiana? Jak cholera.
Przyczyny
Odstawię na bok brak kadr – to nie jest przyczyna, a jedynie skutek. Oczywiście chwała obecnej ekipie za otwartą deklarację kształcenia przyszłych no-life'ów, jednak nawet jeśli ten cel zostanie zrealizowany, nie będzie to stanowić jakiejś znaczącej zmiany jakościowej. W obrębie kliki zawsze następowała jakaś tam rotacja, teraz ten proces może być co najwyżej delikatnie przyspieszony – może już za pół roku stołek MSZ obejmie, dajmy na to, mpakosh czy johnny06.
Ot, wszystko.
Prawdziwą słabość widzę przede wszystkim w marginalnej roli Kongresu, którego zwolennikiem zresztą nie jestem – w obecnej formie, oczywiście.
Powtarzane co jakiś czas próby zwiększenia roli tego organu w stosunku do hegemonicznej pozycji prezydenta spełzły na niczym.
I nie mogło być inaczej.
Bez ogródek – postulat zwiększenia kompetencji bez gruntownej zmiany systemy to nie tyle utopia, co czysty debilizm. Partie są zresztą same sobie winne – członkowie każdej TOP 5 (może z wyjątkiem PPL) przypominają mi raczej feudalne zakony rycerskie, z własną kapitułą (baronowie partyjni, z moim ulubionym Miksiaczkiem na czele), braćmi pod bronią (the Dragons, GOND) i grupą kardynałów, którzy jakiś czas temu zaczynali zabawę z grą właśnie w owych zakonach, a teraz mają w dupie interesy macierzy. Wyliczanki partii, zwłaszcza ND i PPP ,,kto był naszym prezydentem, kto u nas zaczynał" są oczywiście zrozumiałe; inna sprawa, że gdy już ci ludzie coś osiągają, poprzez członkostwo w rządzie zyskują pozycję pozwalającą się swobodnie na swoich dotychczasowych patronów wypiąć, do granicy impicza oczywiście.
Root of all evil
Partie zdają się nie rozumieć dwóch rzeczy.
Po pierwsze – prezydent niewiele może. To nie jest v1, gdzie prezydent miał przynajmniej pełen wachlarz możliwości na polu bitwy.
Oczywiście, nadal dysponuje asortymentem swoich indywidualnych broni – MPP, propozycja pokoju, zakup szpitali/systemów obronnych, embargo handlowe czy...wiadomość powitalna).
Nie jest zatem tak, że może nim zostać dowolna osoba. Mimo to, wszystkie jego władze są kontrolowane przez kongres i właściwie niedobrze może się zrobić tylko wtedy, gdy w wyniku uporu odmówi zaproponowania MPP czy zamknięcia wojny.
Nie jest jednak niezależny, a od czasu, gdy nie można zrejterować z pola bitwy, a wojny toczą się w ślimaczym tempie, nie musi być też tak dyspozycyjny i zaangażowany, jak się do tego przyzwyczailiśmy.
Na dobrą sprawę wystarczy, by prezydent logował się dwa-trzy razy dziennie.
Czy Kongres tego nie widzi?
Świadom swej siły i ambitny prezes partii może ze spokojem rozwalić cały system polityczny Polski. W przypadku odmowy współpracy ze strony rządu, da się ich bardzo łatwo spacyfikować. Odmówią przekazania haseł? Trudno – wypuści się nowe gazetki RR, MON czy MEN. Jedyny problem to rezerwy naszego państwa – jeśli MGiF odmówi współpracy, można mu co najwyżej skoczyć. Ale już NBP nie może nic – wystarczy drukowane pieniądze przelać w inne miejsce. Zresztą nawet pozycja MGiFa nie jest taka silna – w miarę przejmowania kontroli nad polityką gospodarczą kraju, byłby on coraz mocniej spychany na peryferie, w efekcie stając się jedynie absurdalnie bogatym tankiem.
Z nieświadomości posiadanych możliwości, partie dotyka druga przypadłość – tj. gówniarstwo polityczne. Prezentacje wyborcze posłów są nudne i w zasadzie rzadko kto traktuje je poważnie. W tym samym czasie prezesi partii są tak zaabsorbowani dysponowaniem stołkami na listach wyborczych, że zapominają, o co tu tak w zasadzie chodzi. Byle tylko dostać się do kongresu, byle tylko zając jak najwięcej ławeczek. I...i...i...nic więcej. Przyznajcie się, tak szczerze – kto z Was traktuje poważnie Marszałka Kongresu? O wadze tego organu świadczy fakt, że nie ma nawet czegoś takiego jak gazetka MK – wystarczy porównać z sytuacją w rządzie, gdzie każde ministerstwo ma swój organ prasowy. To już nawet nie jest śmieszne – najpotężniejszy ośrodek władzy w Polsce ma słabszą prezencję niż kochany, ale posiadający stosunkowo niewielkie znaczenie MEN (zanim ktoś zacznie się burzyć: doceniam pracę chłopaków z MEN). [
Ja sam odwiedzam gazetkę każdego kolejnego MK tylko po to, by pośmiać się trochę z bezproduktywnych, odtajnionych debat Kongresu – gdzie zresztą zdarza się, ze ministrowie biją posłów na głowę pod względem poziomu wypowiedzi, wiedzy i...frekwencji. To ostatnie jest chyba najsmutniejsze – na czterdzieści kilka głów, z reguły nie wypowiada się nawet 30%.
[Edycja: Glupi błąd - nie wiem, skąd mi się wzięło, że Anioł Zagłady i inni pisali ze swoich gazetek. Dziękuję Dr. Infected za sprostowanie]
Błędne koło
Przyzwyczajeni jesteśmy przykładać wagę do obsady stołka prezydenta, w tym samym momencie traktując wybory kongresowe po macoszemu. Reputacja tej instytucji jest opłakana – cyrk, burdel na kółkach, zero odpowiedzialności – to tylko kilka z delikatniejszych określeń, jakich się na temat Kongresu używa.
Akcja wywołuje reakcję – skoro wszyscy zlewają na parlament, łącznie z nim samym, w wyborach kongresowych może startować każdy. I tak prezydent może spać spokojnie – jeśli nie wkurzy zbyt dużej ilości osób, jak Cerber ostatnio, pozostaje impiczodporny, nie musząc przejmować się resztą. W efekcie to prezydenci decydują o składzie osobowym kliki, która odbywa się głownie po liniach nieformalnych. Nie twierdzę przy tym, że prezydenci wybierają ,,kolesi" czy idiotów – jak pisałem wcześniej, głupi ma zawsze szczęście.
Mimo to, krąg się zamyka.
Wyobraźmy sobie teraz, że krajem rządzi nie prezydent, lecz premier (cesarz, król, Matka Teresa, Dio – zwij jak chcesz). Premier formuje swój gabinet przy poparciu 50%+1 głos członków Kongresu i jest w efekcie zależny od parlamentarzystów. Odpowiada przed nimi, przed nimi również odpowiadają ministrowie, działający pod presją wotum nieufności. Taki minister nie może sobie pozwolić na pyskowanie czy zatajanie faktów, w efekcie czyniąc salonową politykę ePolski bardziej przejrzystą – przynajmniej dla kilkudziesięciu osób. Idąc dalej – te kilkadziesiąt osób, otrzymując większą odpowiedzialność, jest też z większą odpowiedzialnością wybierane. Oczywiście, trafią się czarne owce, być może nawet zdrajcy – ale ogólny poziom kongresu znacząco się zwiększy. Wymagając od kongresmana wiedzy, będziemy mieli też w jego osobie zasiłek kadrowy – co w efekcie zwiększy pole ewentualnej rekrutacji na niewolników w ministerstwach. Co więcej – większe gremium rządzące, przy bardziej przejrzystej i otwartej polityce, niejako automatycznie stworzy szersze pole do rozwijania kadr – w ogóle.
W tym samym czasie to prezydent musi się zastanowić nad tym, jak dostosować się do polityki kongresu, nie na odwrót. Być może dobrze by było oddać do jego dyspozycji MON – bo to w kwestiach militarnych posiada jedyne poważne możliwości.
Taki projekt trzeba by dopracować w wielu aspektach; uważam jednak, że jest tego wart.
To źle, że krajem rządzi instytucja, która w każdej chwili może na dobrą sprawę zostać zablokowana – na każdym kroku. To prezydent powinien uzupełniać kongres, a nie kongres – lizać prezydenckie buty i symulować debatę polityczną.
Systemy parlamentarne są z reguły bardziej narażone na chaos niż te z silną pozycją prezydenta. I nie miałbym nic przeciwko tym ostatnim, gdyby znane z prawdziwych państw instytucje dało się przełożyć na świat eRepublik. Tymczasem nasz moduł polityczny ewidentnie wspiera kongres, a nie prezydenta – i warto byłoby to wykorzystać.
Zmiany, które zaszły w ciągu ostatnich miesięcy w eRepublik z reguły mi się nie podobały. Nie mogę jednak odmówić adminom jednej rzeczy, która zresztą wyszła im zupełnie przypadkiem – potrzebujemy coraz mniej no-life'ów, by skutecznie rządzić krajem (uważam no-life za zjawisko wyłącznie negatywne, chore i patologiczne, ale i tak pewnie zostanę oskarżony o sztywniactwo czy pseudo-filozofię, co mnie oczywiście bardzo zaboli).
Możemy też nie zrobić nic, do końca gry żyjąc w błogiej nieświadomości tego, jak tak naprawdę wygląda nasza polityka, skazani na tych samych ludzi, bez których wiedzy i możliwości zwyczajnie nie możemy się obejść.
Miłego weekendu
Comments
Nudy? O tej godzinie? Niemożliwe ;>
EEee taka ściana o tej porze?
Dzięki za zabicie kilku minut w robocie (😁)
PRECZ Z BETONEM !!!
Poczytam po pracy, a póki co vocik.
Na braki sensownych lub chociaż intrygujących artykułów też jakoś niedawno narzekałem....
Vocik ! Jak zwykle trzymasz formę Zafikel.
no przeczytałem 🙂
Vote zresztą jak zawsze
O sciana sciana ale art dobry a miejscami smieszny ''Mix baron partyjny''😃
Pomysl z premierem jest ciekawy i do zrealizowania w realiach gry, dziwne ze nikt tego wczesniej nie poruszyl.
Kamikaze - był ok. półtora roku temu pomysł o podawaniu wcześniejszego składu rządu przez kandydatów na prezydenta Kongresowi, aby ten mógł zaakceptować go lub nie. Byłem jednym z pomysłodawców tego systemu i mocno stałem za nim. Co ciekawe, w owych czasach wyśmiano pomysł z powodu... potrzeby ogłaszania składu rządu jeszcze przed wyborami, co dziś jest już wręcz nie tyle obowiązkiem, co powinnością poważnego kandydata : P
Podobno inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi 😛
I zgadnijcie, które osoby w owym czasie brały udział w dyskusji (mówię oczywiście o ówczesnych Kongresmenach) ; )
Troszkę nudno. Narzekasz na coś, co było zawsze, jest oczywistością i się tak czy inaczej nie zmieni, a ja i tak uważam, że dostanie się do rządu to kwestia wytrwałego spamowania i pojawiania się na IRC oraz pokazania śladowych umiejętności. A może mi się wydaje...
Poza tym:
- Gazetka MK istnieje oto link: http://www.erepublik.com/en/newspaper/marszalek-kongresu-189107/1
- Premier to mrzonka nie do realizacji, bo w grze panuje system prezydencki. Tu nie ma gabinetów wywodzących się z kongresu, system jest oparty na RL USA. Po co tworzyć kolejny sztuczny, bezsilny do cna twór (0 guziczków!), skoro i tak decyzje podejmuje prezio. To takie szukanie an siłę nowych stanowisk, równie dobrze możesz nawoływać do powołania RPO, NIK i nawet Unii Jewropejskiej jak będziesz wytrwały.
- Inna rzecz, że gabinety "premierów" nadal by się niczym od siebie nie różniły, owszem - zakładałyby je partie z najlepsza zdolnością koalicyjną, co nie zmienia faktu, że byłoby to warianty 2-3 ustawień.
- IMO dodawanie sztucznie kolejnych uprawnień kongowi (kontrola nad rządem, w tym przypadku premierem, ale powiedzmy sobie szczerze, że można to rozszerzyć na prezia) to strzał w stopę. Tam się dostają częstokroć kretyni (jak Sir. Dragan), a zdecydowana większość głosuje jak im każe szef partii, bez nawet szczątkowych odruchów myślowych.
-Kongres liżący buty prezia, brzmi ciekawiej niż prezio liżący buty kongresowi. Im silniejsza władza, skupiona w rękach jak najmniejszego grona osób, tym lepiej, szczególnie w eRepie. Najlepiej, gdyby te dwie instytucje współpracowały przy wzajemnym zachowaniu szacunku etc. ale tak nie jest i żadne nowe przepisy, zasady, premierowie i vota nieufności tego nie zmienią.
Report comment
PS. ale zgadzam się co do przypieprzania się pewnego indywiduum ;p
twój artykuł wyczuwam na kilometr : D
Dobra, przeczytałem.
Kongresu nie traktuje się poważnie, bo połowa osób w nim zasiadających dostała się tam z rezultatem ~20 głosów. Są to osoby często anonimowe, bywa, że zwyczajnie głupie. Aby zasiąść w rządzie, należy wykazać się czymś więcej niż spamem na IRC i w prasie oraz napchaną kieszenią. W rzeczywistości to rząd ustala budżet. Blokowanie dotacji do NBP to ze strony kongresmenów zwyczajne gówniarstwo.
czuje sie doceniony chociaz przyznam ze przeczytalem tylko wstep.
w sam raz do porannej kawy.
ps. drobny błąd w nicku: Johnny06
Od dawien dawna istnieje konflikt na linii rzad-kongres i jego rozmiart zalezy od ilosci baronow partyjnych przy korycie rzadowym, tak mowie korycie, mimo iz tak naprawde cala kadra "idiotow" w rzadzie to białe lub czarne murzyny, zdarzaja sie indywidualisci rzadowi, ktorzy sobie zawlaszczaja mienie (wiekszosc jest przylapana na goracycm uczynku, choc sa indywidua, ktore tak namieszialy w dokumentacji, ze wiadomo ze ukradl, jednak nie mozna sie doliczyc ile ... - spoleczenstwo wie tylko o niewielu przypadkach).
Tak wiec mamy mozliwosc ogladania czarnych owiec w rzadzie (te da sie momentalnie pozbawic wladzy - tak samo jak odzyskac nawet mienie - poklony dla modow), lecz na owieczki-kretynki z kongresu nie ma zadnego sposobu.
Roznica pomiedzy faktyczna a podawana przez adminerie liczbe graczy jest wrecz przygniatajaca. Kiedys ze starym graczem podczas piwka zlotowego dywagowalismy, jest to 2 czy 2,2 k realnych graczy? Armie aragorna nadal sa pod batuta baronow politycznych, ktorzy staraja sie umiejetnie lawirowac, aby tylko multi-toolsy ich nie przylapaly.
Wystarczy na koniec chocby przytoczyc obecne glosowanie w kongresie, gdzie (o zgrozo) wlasnie przeglosowany zostaje projekt nowych podatkow 1/1/1, gdzie wiekszosc kongresmenow bedacych "za" argumentuje "for teh lulz" albo "moglibyśmy nabyć nowe doświadczenie" - pytanie czyim kosztem, bo bogatego (zarowno pomyslodawca stawek jak i baron troll) to nawet nie ruszy, a biedny ... oni zaplaca cene za eksperymenta na gorze.
Dopoki w grze beda multi, dopoty kongres nie bedzie miejscem elitarnym. Ba nadal widac przyrost "randomow" z medalikiem.
Na stanowisku MGiFa regularnie pojawia się ktoś nowy. Nie wytrzymują oni zazwyczaj presji, zaczyna brakować im czasu, a sami nie mają na tyle wiedzy i doświadczenia aby wyszkolić innych. Zresztą moim zdaniem po dwóch miesiącach to dopiero powinni pierwsze passy dostać. Dlatego też prezydent chcąc szkolić nowych musi regularnie sięgać spowrotem po naszą pomoc. A skoro niezmiennie od ponad roku tak się dzieje to śmiem twierdzić, że argumentacja jest zbędna bo najlepsze świadectwo wystawiają prezydenci, którzy nam ufają. Dlatego też w ministerstwie cały czas widzisz carbona (nawet jeśli nie jest wymieniany w składzie rządu to cały czas jesteśmy w kontakcie), zuche i chcąc nie chcąc rycha peje. Nasza dbałość o każdy PLN w skarbcu jest po prostu znana na prawie całym świecie.
Pozdrawiam
Kherehabath:
prezydenci musza caly czas siegac po 'starych i sprawdzonych' ministrow bo wyznacznikiem kompetencji jest przynaleznosc partyjna i aktywnosc na ircu.
o ile sie nie myle to minister ktory okradl podatnikow dalej cieszyl sie zaufaniem prezydenta a to o czyms swiadczy.
Erep jest "lustrem", w którym możemy się "przejrzeć" i zobaczyć jacy jesteśmy naprawdę. Erep jest Naszym realnym odbiciem, nie jakimś krzywym zwierciadłem ale odbiciem w najczystszej postaci.
SMARTAN! HONOR! EREP!
Uwielbiam Twoje artykuły! 🙂
Dawno dawno temu, wybieraniem ministrów zajmował się kongres. Każda partia przedstawiała swoich kandydatów na stanowiska w rządzie, a następnie było głosowanie.
Moim zdaniem była to dobra opcja.
To już zaczyna robić się nudne...- jak zwykle dobry artykuł i muszę dawać vote
@
Prawdziwą słabość widzę przede wszystkim w marginalnej roli Kongresu, którego zwolennikiem zresztą nie jestem – w obecnej formie, oczywiście.
Powtarzane co jakiś czas próby zwiększenia roli tego organu w stosunku do hegemonicznej pozycji prezydenta spełzły na niczym.
smaark przypominiał dyskusje na temat roli kongresu sprzed około półtora roku, choc byłem zupełnym newbee, śledziłem zjawisko i o ile dobrze pamietam, głównym problemem było "nieposłuszeństwo" ówczesnych kongresmneów wobec prezydenta, teraz zdarzją sie jedynie draganleaksy, prezydenta kongresmeni słuchaja bez zastanowienia😃
co prawda jka zauwayłes prezydent utracił na znaczeniu, (np. nie może robić spektakularnych swapów), niemniej znów brakuje równowagi, tylko tym razem wahadełko wychyliło sie w przeciwną.
niemniej nie można popadac w przesade z osłabiaeiem roli prezydenta.
skoro taki system sie generalnie dobrze sprawdza w tej grze
No to od początku
@artykuł
"Mimo to, sytuacja ta jest również na wskroś niebezpieczna – nigdy nie jest dobrze, gdy ci sami ludzie żądzą krajem zbyt długo; nieważne, jak sprawni by byli w tym, co robią."
Za błędy ortograficzne się wiesza.
Ponadto - najjpierw mówisz, że nie istnieje gazetka Marszałka Kongresu, a potem wręcz przeciwnie, mówisz, że ją czytasz. Rozumiem, że chodziło Ci iż tam nic nie ma. To jednak wiąże się z niekompetencją tegoż.
Druga sprawa - kongres może wiele. Prezydent też. Tylko że w kongresie moze zasiąść każdy, nie sprawdzisz wszystkich, a nawet jak sprawdzisz, to dowiemy się, że znów - kongres jest okupowany przez te same osoby. System prezydencki się sprawdza i moim zdaniem nie warto go zmieniać. Kongres jest zbyt powolny na rządzenie. Inna sprawa - partia, która będzie chciała iść na jakość w wyborach kongresowych przegra z tymi co będą iść na ilość. Były próby porozumienia, jednak nic z nich nie wychodziło. Bo partiom zwyczajnie się to nie opłaca.
@bzylek
Też pamiętasz trzecią kadencję miudyka? Kłótnie na kanale rządowym między crc (obecnie Fartman) i BuzzYm a corwinem i Andrijem? Też pamiętasz, jak ministrowie oskarżali innych ministrów na kanałach międzynarodowych? Też pamiętasz to, że miudyk umywał ręce od swojego rządu i żeby kongres głosował nad jego zmianą? Tez pamiętasz moją propozycję zdymisjowania corwina i w odpowiedzi Twoją zdymisjowania BuzzYego? I Ty uważasz, że to była dobra opcja? Ja nie.
Nie miałem suba?
Naprawione
Zafikel
- Dionizm to był system, który w dużej mierze opierał się na istniejącym module politycznym. To nie był żaden wymyślony system - wszystko sankcjonowała gra. Z kolei w USA armia miała guziczki - "fight" się zwą.
- te 2-3 ustawienia i teraz obowiązują, z zastrzeżeniem, że aktualnie wygrywa ta sama opcja polityczna, ale to się zmieni.
- Dragan sux - tzn. ja osobiście jestem przeciwnikiem ujawniania p[rzez rząd wszelakich podsumowań etc. dlatego nie uważam by jego działania były chociażby skierowane w dobrym kierunku.
- Mówiąc, iż kongres może blokować prezia sam sobie przeczysz, bo z tego wynika, że i jedni i drudzy mogą wiele. Zresztą, szerzej nt. tego napisał wyżej anglov.
Nie przeczę sobie. Prezydent ma pewne opcji, wspomniałem o nich - jest to nadal pozycja istotna. Różnica jest prosta - o ile kongres może zablokować prezydenta na każdym kroku, o tyle prezydent nie może kongresowi zrobić nic.
Dlatego proszę, byś czytał uważnie.
Guziczek ,,fight" jest w swojej naturze bardzo podobny do haseł do gazetki RR, firm państwowych, rezerw i wszystkich tego typu rzeczy. Nie jest to coś, co narzuca system polityczny eRepublik - po prostu gracze się tak zorganizowali i tyle. USA po prostu pokazało, że można inaczej - w Polsce WP nie rządzi, w Stanach nic nie było silniejsze od armii.
A jeśli chodzi ,,o aktualnie", to policz sobie, ile miesięcy to ,,aktualnie" już trwa. Wtedy zrozumiesz, że nie możemy tu mówić o jakimś rzeczywistym pluralizmie.
Co do Dragana - oczywiście, że nie można ujawniać wszystkiego, na pewno jednak można ujawnić więcej. Rząd sam prowokuje takie wykradanie danych. Tak to jest, jak się chce prowadzić politykę w oderwaniu od obywateli.
Poprawka:
Prezydent nie może zrobić kongresowi prawie nic. W odruchu buntu, może nie wystawić pewnych ustaw - i to wszystko, co może zrobić.
@Zafikel
Ok, przyjęte.
@Zafikel
Nie wystawianie "pewnych ustaw" (MPP!) myślę, że jest wystarczającą smyczą. Poza tym - żeby zablokować prezia trzeba mieć większość w kongu. A Ty popełniasz jeden ogromny błąd - traktujesz parlament jako jeden jeden harmonijny (bardziej lub mniej) organizm. A to jest chlew.
Co do pluralizmu - nie trwa aż tak długo - ot - 3 miechy, a to się już zdarzało niejednokrotnie.
W kwestii "zorganizowania" - owszem, tak to sobie zorganizowali, jednak wynika to z mechaniki (orgi i moduł bitewny), zaś urząd premiera nie ma żadnych podstaw istnienia. Nawet haseł i guziczków "Fight".
(a ta armia w USA to specyficzny twór, w gruncie rzeczy zrzesza wszystkich, nie tylko żołnierzy)
PS. Zapomniałem odp. Ci na ten historyczny wątek. Otóż mniejsza doza demokracji prawie zawsze przynosiła zyski - Napoleon podbił kawał Europy, Hitler też, komuchy w ZSRR miały też jakieś tam imperium. I choć w tym ostatnim przypadku nie można mówić o pozytywnym wpływie na gospodarkę, o tyle sprawny aparat państwowy, podporządkowany liderowi w np. III Rzeszy sprawdził się znakomicie - ona funkcjonowała zajefajnie nie tylko w czasie wojny ale i sporo przed nią.
W grze też im mniej się kongres miesza, tym lepiej, ale to tylko moja skromna opinia ;p
Startuj w wyborach na prezydenta, nawet jak przegrasz, będziesz w rządzie jako pomocnik. Potem najwyżej się zamienicie ; )
http://www.erepublik.com/en/article/gratulacje-pierre--1702376/1/20
Artykuł: "Po pierwsze – prezydent niewiele może."
Komentarz: "Nie przeczę sobie. Prezydent ma pewne opcji, wspomniałem o nich - jest to nadal pozycja istotna."
Ale mimo takich i innych gongów dość interesujący i skłaniający do dyskusji art, muszę przyznać :3
@Smaark
No, trzy po trzy dobrze pamiętałem.
@Sztandarowy
No bo nie może wiele, ale to nie znaczy, że nie może nic. Gdyby tak było, po co w ogóle trzymać ten urząd?
A tak poza tym, dzięki.
Świetna analiza dzisiejszego stanu rzeczy w Państwie.
Cóż tylko wspierać Twoją inicjatywę mi pozostało, bo na nic innego liczyć nie mogę, beton otacza nas straszny...
Ciekawe podejście do niereformowalnej magmy...
Vote.
Zafikel
"raz na miesiąc mamy wybór"
Złudzenie. Im więcej nierdzennych, tym mniej demokratyczne wybory, to raz. Mamy to, mam na myśli społeczeństwo, głęboko. To dwa. W efekcie nie ma żadnego związku pomiędzy jakością pracy kongresmena a szansami na reelekcję.
Pośrednio winę ponosi totalny brak zainteresowania czwartej władzy tym, co się w kongresie dzieje. Nawet najważniejsze debaty nie znajdują odbicia w prasie, weźmy ostatni przykład z podatkami 3x1. Ciiiisza.
Ale to kwestie poboczne i mało istotne wobec faktu, że najzwyczajniej w świecie znalezienie miesiąc w miesiąc 40 osób, które chciałby poważnie potraktować obowiązki (i możliwości) kongresmena, są o niebo mniejsze, niż znalezienie 1 pozbieranego CP i kilku ministrów... którzy się w dodatku nie wymieniają całymi miesiącami.
Naszą elitę tworzy... tak ELITĘ. Tzn grupę ludzi skłonnych poświęcić swój czas, by sterować tą nawą... tworzy niewielka liczba graczy. Nie dlatego, że się nogami i rękami bronią przed nowymi twarzami, choć i takie zjawiska miały miejsce. Trzeba mieć specyficzne podejście do tej gry, żeby wytrzymać paromiesięczne murzynienie na pośledniejszych stanowiskach i zachować potem dość entuzjazmu, by kontynuować pracę poprzedników. Mamy kilka takich osób miesięcznie a Ty marzysz o czterdziestu.
Zapomnij i nie budź tego upiora. Kongres jest niezdolny do odgrywania poważnej roli przez dłuższy czas.
[removed]
Kong ssie głównie dlatego, że my (wyborcy) mamy w dupie wybory kongresowe przez co dostają się trolle a'la "5 z nierdzennych".
Gdyby przez cały dzień kilka osób na radiu (albo poprzez streama) opisywałyby ich przebieg (i gdyby osoby startujące rozstawiały się po wszystkich terytoriach, a nie że 'nierdzenne są niehonorowe'), gdyby osoby startujące do kongresu brałyby udział w debatach (coś w stylu tych prezydenckich, zwierza na antenie nigdy się nie zapomni 😉), oraz pisali sensowne prezentacje, gdyby wszystkie głosowania były jawne, i podsumowywane w odpowiednich artykułach, to ten system byłby dobry.
Lecz my sikamy w gacie, że wrogowie dowiedzą się, ile złota wydaliśmy na tanki, ile złota kosztowały nas mpp, a ile grupy bojowe... TAJNE TAJNE TAJNE TAAAAJNE! Nie da się ocenić kadencji kongresmana, bo wszystko co zrobił jest tajne... No może dostaniemy tylko jego frekfencję ze spotkań...
Dokładnie, Piolun. To, co wymieniłeś oraz parę innych rzeczy - to jest powód, dla którego nasza polityka jest tak bezdennie płytka. Tłum zawsze wybiera najniższy standard - ale to wcale nie znaczy, że tak musi być.
Osobiście uważam, że np. takie osoby jak Mixliarder mogłyby być świetnymi ePolitykami - gdyby tylko przestały równać do zera. Trochę ambicji, trochę pomyślunku, a eRep od razu nabrałby innych kolorów.
Dlatego budzę smoka, Tremeda. Co prawda, nie będę w tym sumiennym, skoro tym razem jest to rzeczywiście ostatni artykuł, ale gra jest naprawdę warta świeczki. A co ważniejsze - wymaga znacznie mniej zabiegu, niż organizowanie anty-admińskiej rebelii.
Natomiast wspominając o czwartej władzy, niejako sama strzelasz sobie w stopę - przecież też masz gazetkę, czyż nie? Nie dostałaś się do kongresu, choć bardzo chciałbym Cię w nim zobaczyć - nie wkurza Cię to? Bo mnie tak. Powinnaś być pierwsza pośród tych, którzy chcą zmiany takiego stanu rzeczy.
Rozmumiem Twoje argumenty - ale to nie jest nic, czego nie dałoby się przejść.