Polityka informacyjna czy pic na wodę?

Day 1,155, 10:23 Published in Poland Poland by Zafikel

Z początku chciałem pisać o czymś innym, ale nie udało mi się niestety zebrać wystarczającej ilości materiałów. Nie szkodzi jednak – nic się nie zmarnuje, a w międzyczasie przypomniał mi się stary problem naszego eSpołeczeeństwa.
Chodzi oczywiście o relacje między elitami a ogółem. Temat jest szeroki i można do niego podchodzić z wielu stron. Tak też chciałem zrobić, ale jeden tylko wątek zajął mi tyle miejsca, że postanowiłem podzielić kwestię na kilka artykułów.
Dzisiejszym bohaterem będzie więc instytucja Rzecznika Rządu.

Polityka informacyjna czy pic na wodę?

Zawsze głęboką wierzyłem w instytucję Rzecznika Rządu.
Wcześniej mieliśmy tylko MON i MEN. MON, siłą rzeczy, koncentrował się na militariach, okazjonalnie przyjmując krytykę za to, że nie opisuje i nie wyjaśnia przebiegu kampanii militarnych. W porównaniu do amerykańskiego 'Department of Citizen Orders' czy hiszpańskiego ,, Boletin de Defensa" wypadali miernie, zawsze przebijając ich za to długością listy ministrów i wiceministrów. To się z grubsza nie zmieniło po dziś dzień. Można jednak przejść nad tym jakoś do porządku dziennego, choć aż trudno uwierzyć, by pośród tylu wiceministrów i stażystów nie znalazł się choć jeden z wystarczającą ilością czasu, by naskrobać kilka zdań (nie wspominając o dwóch czy trzech akapitach, broń Boże) o aktualnej sytuacji na froncie.
Zadania MENu są z goła odmienne, wręcz ponadczasowe. I nie wiem jak Wy, ale ja jestem z naszego MENu zadowolony. Poza nielicznymi przypadkami, pracowali w nim ludzie ułożeni, spokojni, raczej nie taplający się w naszym bagienku politycznym. Tutoriale, opisy misji, spisy grup bojowych i inne takie – nie można narzekać, że nie są aktualizowane na czas. A nawet jeśli nie są, poślizg z reguły nie należy do zbyt długich.
Jednak tak MEN jak i MON nie mogły brać na siebie obowiązku informowania społeczeństwa o polityce rządu, stąd skopiowano znaną już wtedy w kilku krajach instytucję Rzecznika Rządu (w eStanach nazywa się to konferencjami prasowymi w Białym Domu).
Idea zacna, wykonanie już gorsze. Od początku tego konta pastwiłem się nad Rzecznikiem Rządu, w zakresie obowiązków którego powinna leżeć polityka informacyjna – rozumiana szerzej, niż ,,a teraz Wam dzieci drogie wytłumaczę, dlaczego zrobiliśmy to, co zdążyliście zauważyć, że zrobiliśmy". W moim przekonaniu RR nie robił nawet minimum z tego, co mógł zrobić. Dna sięgnięto za Requela, gdzie nikt nie wiedział praktycznie nic (innymi słowy – wiedzieli ci co mają wiedzieć, jeszcze innymi: wiedzieli ci, którzy w swojej arogancji i kierując się ,,dobrem publicznym", nie różnym od ich własnego, okupowali akurat stołki).
Nie łudziłem się, że coś się w tej kwestii zmieni za smrtana, choć sam fakt, że nie jest on Requelem, pozostawiał szczyptę nadziei.
Szczypta ta wzrosła nawet odrobinę, gdy rząd przekazał swoim wiernym poddanym, że w tym miesiącu będziemy raczeni informacjami nie od RR, lecz od Brygady RR – tj. Prometeusza, tego normalnego i Sztandara, tego od NWO. Zwłaszcza to drugie wydawało się pomysłem ciekawym – tak oto najaktualniejszy problem polityczny miał znaleźć naczelnego opowiadacza, w osobie jednego z najzabawniejszych komików tego kraju.

Pierwsza relacja wyszła w zasadzie bez zarzutu. Przedstawienie rządu, w którym nikt nie spodziewał się niespodzianek, doniesienie o MPP z Węgrami, które było jeszcze mniej zaskakujące – na początku nie można było oczekiwać zbyt wiele.

Druga relacja wyszła już nieco gorzej. Oczywiście to bardzo miło ze strony rządu, że pofatygował się o streszczenie ludowi przebiegu spotkania na edenowskim pinaklu...tylko dlaczego streszczającym okazał się być nie kto inny jak jaśnie nam panujący prezydent smrtan? Dlaczego przekład na angielski w wykonaniu sztandara (względnie góglowego tłumacza, jak chcieliby co niektórzy) pojawił się nie w gazetce Ministerstwa Spraw Zagranicznych, jako siłą rzeczy skierowany do naszych przyjaciół i nieprzyjaciół, lecz w gazetce RR? I jakim cudem coś, co jak najbardziej pasowało do gazety smrtana, jako przekaz w połowie informacyjny, a w połowie (choć – tym razem – umiarkowanie) propagandowy, znalazło się na łamach oficjalnej gazety rządowej w wersji niezmienionej, tj. bez rozszerzenia i zobiektywizowania narracji? Smrtan musiał mieć rzeczywiście mocne poparcie, skoro w zasadzie nie został za to specjalnie skrytykowany przez naszych (przypomnę tylko, jak ,,chętnie" ludzie przyjmowali politykę informacyjną praktykowaną na łamach prywatnej gazety Ariakisa). No ale, dobra, mówię sobie, raz nie zawsze, jakoś to przeżyjemy.

Kolejny artykuł pozbawił mnie wszystkich złudzeń.
Nie mam nic do publicystyki w wykonaniu Sztandara, proszę mi wierzyć. Wręcz przeciwnie, można się przynajmniej czasem trochę pośmiać – w odróżnieniu od ,,wspaniałych komiksów", w których tonęła niegdyś nasza prasa, tu jest zawsze trochę jadu, trochę absurdu i trochę trafnych uwag. I nie miałbym również nic przeciwko rzecznikowi Sztandarowemu, gdyby powyższa relacja trafiła na łamy jego gazety. Niestety, tak się nie stało.
Streszczenie (to przecież takie modne):
- parlament flejmi, ale smrtan jedzie dalej (w sprawę zamieszane PPP)
- grupy wykazują się niesubordynacją wobec legalnie wybranej władzy; rząd ma rację bo ma rację (w sprawę zamieszany jest Ariakis).
I tyle. Dowiedzieliśmy się czegoś nowego?
Nie.
Tak oto instytucja RR posłużyła dokładnie temu, co piętnowała – czyli podsycaniu i tak nieźle rozpalonego już ognia. Najlepszą obroną jest atak, a jakże.
Pamięta ktoś Jerzego Urbana jako rzecznika rządu pod Jaruzelskim? Prawie to samo, z tą różnicą, że Urban robił swoje stokroć inteligentniej.

Nieco lepszym pomysłem był artykuł Prezydenci o NWO.
A pośród nich Grouth i jego polski – pierwsza klasa!
Tak oto mogliśmy poczuć się doinformowani – już wiemy, co na temat NWO sądzą koledzy smrtana w innych krajach. Zaskakuje może nieco takie skupienie na tygrysach ze Skandynawii, w grze reprezentowanych równie licznie, jak w rzeczywistości (wiecie, że na północy Szwecji nie ma znaku ,,Uwaga na przechodniów"? Zastępuje go powszechnie ,,Uwaga na renifery"), no ale mamy Grecję, Chiny czy Węgry, a brak obrażonej Chorwacji czy relacji szesnastolatka (ponoć głupiego – ja tam znam wielu bystrych szesnastolatków, ale widać jak się ma te 20 czy więcej lat to wszyscy poniżej są idiotami) z Hiszpanii to nie wina Sztandara.
I wszystko fajnie...nie.
Zauważyliście, że artykuł poddano swoistej autocenzurze? O ile oczywiście Sztandar nie chciał rozbić tego na kilka części – wtedy otrzymuje rozgrzeszenie. Ale jeśli nie chciał, gdzie pytania do prezydentów Rumunii, Serbii i Stanów Zjednoczonych?
Rumunia, czyli kość niezgody. Serbia, czyli pierwsza światowa potęga. I Stany Zjednoczone, nasz główny wierzyciel oraz jedyny sojusznik w obu Amerykach (nie liczę hiszpańskiej obecności militarnej). Można tylko zgadywać, skąd taki wybór.
No ale grunt, że otrzymaliśmy stanowisko smrtana.

Kolejny artykuł wypuścił Prometeusz – gdy już wszyscy zwątpili, że jeszcze kiedykolwiek coś napisze, wypadł niczym deus ex machina i zrobił swoje.
Jak dobrze wiemy, artykuł ten z początku wyglądał ,,nieco" inaczej. Tym razem jednak społeczeństwo pokazało swoją moc i wpłynęło na zmianę skrajnie niedyplomatycznej noty Prometeusza. Możemy być z siebie dumni – zmieniamy historię! Przynajmniej na papierze.
Kluczowego pytanie, tak dla odmiany: dowiedzieliśmy się czegoś nowego?
Nie.
Rząd poinformował nas, że nie jest jego zadaniem dzielenie społeczeństwa. Kto by się spodziewał...?
Kochany rządzie, dobrze o tym wiemy! Po prostu najpierw myślcie, a później coś piszcie.

Ale, ale, ale...mamy jeszcze coś na temat Ukrainy. Haha, naiwniaku...nie, nie o Ukrainę tu chodzi, tylko o Czechosłowację. Szanowni obywatele, nie przeszkadzajcie Czechosłowacji w zajmowaniu ukraińskiego Podkarpacia. Tego typu notka ze spokojem mogła się znaleźć w gazecie MON, podczas gdy RR mógł nam przybliżyć, co zamierzamy zrobić z samą Ukrainą.
Tutaj rząd wykazał się zdumiewającą, jak na siebie, ,,subtelnością" – ani słowa o tym, dlaczego Polska oddała Ukrainę. Na przechowanie, Rosji. Nie, nie sugeruję tu żadnej zdrady – po ostatnich kilku tygodniach nikt już w zasadzie nie wie, co to słowo znaczy. Chodzi o zwykłą grę faktów. Takich jak ten, że gdy już czasem zdarzały się rozkazy bicia na Ukrainie, zawsze miały możliwie niski priorytet. Uwierzycie, że nawet tak porywający szlagier militarny jak wojna grecko-turecka był ważniejszy? Ja pamiętam tylko, że po raz pierwszy zdarzyło mi się bić wbrew rozkazom MONu. Nie winię MONu, nie winię również rządu...ja, szary obywatel, kał społeczny, chciałbym tylko wiedzieć, po jaki uj podpisujemy mpp z krajem, którego nie zamierzamy bronić?
Jestem podwójnie skonfundowany, bo widziałem przecież bijącego na Ukrainie smrtana. W chwili, gdy w rozkazach nie było o Ukrainie ani słowa.

Kolejny odcinek sponsorował Sztandar, który sypnął nam garścią ,,niusów" z Kongresu. Pierwszy, o aktywności poselskiej Swebudy i jego kawaleryjskiej fantazji. Drugi, o MPP ze Słowacją. Nomen omen, tu się wreszcie czegoś dowiedziałem. Słowacja nie jest może najwyżej w hierarchii moich zainteresowań, no ale niech już będzie.
Mamy też wiadomość z MONu. Podbiliśmy Holandię, zauważyliście? I obroniliśmy Poitou Charentes. Łał...
Zabrakło mi tylko jednego drobiazgu: wyjaśnienia po co i co dokładnie podbiliśmy. Drabinka priorytetów, jeśli chodzi o informacje, zaskakuje: RR mówi mi to, co sam widzę w rozkazach MON i okienku z bitwami (by było jaśniej: o tym co widzę przy każdym logowaniu).
Nie mówi natomiast o tym, co można zobaczyć w zakładce 'Economy' naszego kraju – mianowicie, że podbite rejony dublują dwa z surowców, które mieliśmy wcześniej tylko w USA. Nie wspomina o też o zbliżającym się końcu traktatu z Amerykanami (o tym dowiedziałem się w jednym z komentarzy) i wzajemnych zależnościach tych dwóch faktów. Ciekawy dobór, nie przeczę.

No i ostatni artykuł. Tu już nie będę się czepiał na siłę, bo z grubsza nie ma o co. Trochę z Ministerstwa Gospodarki i Finansów, trochę z Ministerstwa Zlotów. Nie pasuje mi tylko tytuł – zamiast ,,O wszystkim co ważne", proponowałbym ,,Groch z kapustą". Nie ma w tym nic złego, całkiem strawna potrawa.
Tylko czy aby na pewno to jest wszystko? O tym co, ważne?

Między polityką informacyjną a fuszerką

Jeśli ktoś myśli, że ten głupi dwuklik z dziwnym nickiem ma jakieś osobiste anse względem osób Sztandara i Prometeusza, tkwi w błędzie. Nie ma.
W ogóle, ten dwuklik ma w zwyczaju krytykować nie tyle ludzi, co ich postawy.
Dlatego proszę byś nie myślał, Szanowny Czytelniku, że Brygada RR jest jakoś wyraźnie gorsza od poprzedników. Jest dokładnie na takim samym poziomie, co tamci.
Myślę nawet, że to nie do końca wina kolejnych Rzeczników, co zwykłego schematyzmu. Kolejni piewcy mądrości różnią się dwoma rzeczami:
- szatą graficzną
- ciętością języka (jak np. Drzewiec a Sztandar).
Mniej lub bardziej prowokują kłótnie, ale substancja jest w zasadzie niezmienna.

Erepublik jest cienkim symulatorem rzeczywistych państw i społeczeństw. W normalnym świecie obywatele dostatnich państw nie życzą sobie uczestnictwa w wojnach, Pan Bóg nie modyfikuje technologii, po śmierci nie można zostać wskrzeszonym. No i nie ma aż tylu mapek ze skarbami.
Stąd też instytucja prawdziwego Rzecznika Rządu nie musi się idealnie pokrywać ze swoim erepowym odpowiednikiem. Założenia jednak powinny pozostać niezmienne.
Prawdziwy Rzecznik Rządu odpowiada na pytania prasy (w eRepublik prasę zastępują obywatele i ich komentarze), u nas Rzecznik odpowiada komu chce. W pierwszym rzędzie tym, którzy gwarantują ostrzejszą wymianę zdań (czytaj: zabawę).
Prawdziwy Rzecznik rządu nie może się uchylić od odpowiedzi na trudne pytanie – może jedynie odpowiedzieć i się skompromitować oraz odpowiedzieć wymijająco i skompromitować się jeszcze bardziej. Tutaj Rzecznik sam decyduje, co może.
Prawdziwy Rzecznik Rządu informuje nie tylko o akcjach przeprowadzonych, ale również o planach. Erepowy też, ale wedle własnego widzimisię. Stąd dowiadujemy się czasem o zmianach kursu lub podatków – ale o planach wojennych lub politycznych już nie bardzo. Nie twierdzę, że powinniśmy znać wszystkie informacje gabinetowe, nie oszukujmy się jednak – ile pozostało w module militarnym strategii po usunięciu opcji wycofania się z pola bitwy, aktywowaniu MPP również przy ataku i usunięciu limitu na palone złoto? Nie ma już miejsca na błyskotliwe, tajniackie operacje – teraz wystarczy wiedzieć, by bić ,,w ostatnich minutach każdej minibitwy". Nie wystarczy już kwadrans, by zawitać w Ameryce Południowej – teraz walczy się inaczej (mniejsza o to: lepiej czy gorzej). Dlatego nie ma potrzeby ukrywania wszystkiego przed wszystkimi. A już na pewno nie trzeba ukrywać, że planujemy inwazję na Holandię, planu, jak mamy to zrobić i celów, które zamierzamy przy tym zrealizować. Brygada RR miała dużo czasu, by nam to wyjaśnić – ot, całe 24 godziny głosowania nad Natural Enemy (24 godziny to aż nadto dla Serbów by zadecydować, czy i jak mocno bronić Holandię; element zaskoczeni? brak).
Słyszeliśmy wszyscy, że prezydent smrtan znalazł nam już nowego wroga (i nie jest to Rumunia). By go zaatakować, będzie musiał pewnie wypowiedzieć wojnę albo raz jeszcze przegłosować NE. Jak Wam się wydaje, dowiemy się na czas co, jak i po co?
Nie sądzę.

Jest również pewna funkcja, którą RR w erepie powinien wykonywać, choć nie jest to zadaniem jego pierwowzoru. Uważam, że w zakresie obowiązków tej instytucji powinno leżeć prowadzenie kompleksowej polityki informacyjnej. Prawdziwy Rzecznik nie musi, bo ma od tego niezależne media, w których jest aż za dużo polityków oraz Polską Agencję Prasową, instytucję jak najbardziej państwową.
Tyle, że w tym celu RR, a raczej jego mocodawca powinien zrozumieć, że obywatele nie są tylko darmowym producentem obrażeń i plantacją podatków.
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam Wam – gdyby jakikolwiek normalny premier ,,informował" nas tak, jak robi się to od Buzziego po smrtana, jego kadencja nie trwałaby dłużej niż kilka dni, zakończona powieszeniem za jaja na pierwszym lepszym drzewie.
Mówiąc wprost: traktuje się nas jak idiotów, jak coś, co nie zasługuje na jakąkolwiek uwagę. Jak kał społeczny.
Chcesz coś wiedzieć? Chodź na irc, źródło wszelkiej mądrości.

A ja na to: wal się, drogi no-lifie. To, że nie umiesz zrobić ze swoim życiem nic ciekawszego, niż siedzenie przy 24/7 przy komputerze i że Twoi najlepsi koledzy to ci z erepublik nie znaczy, że tak zachowują się również inni, zdrowi ludzie. Z fantazją, marzeniami czy odpowiedzialni za swoje rodziny. Żaden z modułów eRepublik nie nazywa się ,,irc". Ani Rizon, ani cokolwiek w ten deseń.
Nikt nie każe Wam się spowiadać ze schadzek z innymi ,,elitami" – jak na moje, możecie sobie do końca życia i jeszcze jeden dzień dłużej gadać w tym swoim wynaturzonym języku, choćby o ostatnich roztopach.
Ale jako odgrywający rolę obywatela tego wirtualnego państwa nie proszę, lecz żądam by informowano mnie o tym, co odgrywający role władz ePolski zamierzają zrobić z moim państwem.
Chcę wiedzieć, w stronę jakiego NWO pcha nas smrtan. Chcę wiedzieć, co i dlaczego zamierzamy podbić. Domagam się wiadomości o tym, jak wygląda sytuacja na linii EDEN-Polska. Czy Polska-Rumunia lub Polska-Serbia. I dlaczego oddajemy Ukrainę.
Powtarzam: nie ,,a co butnaru powiedzial o intelekcie polskiego kongresu" czy tajnych NAP, bo niektóre rzeczywiście muszą być tajne, by zaprocentować. Jednak gros z tej wiedzy, którą macie, można ze spokojem sprzedać społeczeństwu.
Brakuje Wam Rzeczników? Żaden problem: zamieńcie RR w Biuro Informacyjne Rządu i wyślijcie tam swoich stażystów lub innych wolontariuszy. Znajdą się, gwarantuję. Nie potrzeba no-life'ów, by to funkcjonowało.
Mózg wystarczy.

Powyższe kieruję do każdego rządu, który szczęśliwie lub nieszczęśliwie dorwie się do koryta.
A że Rzecznik Prometeusz lubi sobie rzucić łacińską maksymą, nie mogę być gorszy i powiem:
Divitia comparat divitas.
Oraz:
Patria nostra fortitudine civorum suorum fortis est.
Warto o tym pamiętać.