Europejski Matrix i admińskie iluzje

Day 1,174, 15:24 Published in Poland Poland by Zafikel

Tym razem bez przedwstępu - po prostu miałem już dość czytania BTK (Bardzo Trudnych Książek), odreagowałem to pisząc.

eRepublik to gra na wskroś europejska, włączając Rosję (jakieś 90% graczy to Pietierburg i Moskwa, no alej okej) i Turcję (kraj nawet jeśli nie europejski, to niemal w całości leżący w europejskiej hemisferze). Cała reszta to statyści.
Nie zastanawiało Was kiedyś, dlaczego reszta świata się nie liczy?
No bo, tak rozsądnie patrząc, niespecjalnie wielki baby boom w Chinach mógłby wywrócić całą grę do góry nogami. Podobnie bb w Indiach, Stanach Zjednoczonych czy Brazylii.
Nie dzieje się tak jednak. Nasi koledzy zza mórz to oczywiście użyteczny dodatek, gdy trzeba wygrać jakąś bitwę w nocy, ale np. w drugą stronę to już tak nie działa – gdy oni chcą wygrać jakąś bitwę u siebie, muszą polegać na naszej ,,nocnej straży". I ta nocna straż nie będzie dodatkiem, lecz czynnikiem rozstrzygającym.
Nie zrozumcie mnie źle: to jasne, że Brazylia czy Stany Zjednoczone mają swoje znacznie, jest to jednak znaczenie marginalne w stosunku do potencjału tych krajów.
I myślę, że tak już zostanie – chyba że jakiś Tien Li na jednym z milionów chińskich for rzuci ideą ,,a teraz robimy graczom eRepublik na złość". Opcja możliwa, ale mało prawdopodobna – wspomniany Tien Li zagra raczej w chińskim odpowiedniku eRepublik, zapewne trzy razy większym od naszej gry.
Z jakichś przyczyn, ,,e" przed Republik można w tej grze połączyć nie tyle z określeniem ,,wirtualny", co ,,europejski".
Dlaczego?

Europejski Matrix

Jak wszyscy wiedzą, kraje europejskie w tej grze można położyć na linii między dwoma biegunami.
Pierwszy z nich to ,,Bałkany i przyległości", czyli: Serbia, Chorwacja, Grecja, Rumunia, Węgry, Bułgaria i Turcja (wymieniając tylko tych dużych). Gdyby zredukować mapę eRepublik do nieco rozszerzonych Bałkan i Azji Mniejszej, administracja nadal dysponowałaby całkiem solidną maszynką do robienia kasy.
Na drugim biegunie leży Europa Zachodnia, czyli: Francja, Zjednoczone Królestwo, Holandia, Belgia czy Niemcy. Kraje, w których Rumuni z Bukaresztu bardzo chcieliby zaistnieć ze względu na kieszonkowe potencjalnych klientów, a gdzie szanse na to są, w najlepszym wypadku, marne.
Gdzieś pośrodku leży Europa Centralna (bez Niemiec) i Wschodnia – rynek o potencjalne momentami dorównującym Europie Południowo-Wschodniej, nieco jednak trudniejszy do rozruszania.

Dlaczego jest tak, a nie inaczej, to w sumie również dość oczywista kwestia.
Europa Zachodnia ma za sobą etap nacjonalizmów i wojen sąsiedzkich. Są to w większości kraje, które w takiej lub innej formie istnieją od stuleci, od stuleci też lubowały się one w przerzucaniu gnoju na pole sąsiada. XX wiek postawił dość konkretna cenzurę tej aktywności – Francuzom odechciało się po pierwszej wojnie światowej, Niemcom po drugiej, Wielka Brytania to przypadek specyficzny, a ich mali sąsiedzi już od dawna nie mają nic do powiedzenia (w dwojakim znaczeniu: ani nie chcą, ani nie mogą).
Pozostaje jedynie Hiszpania, (nie)chlubny wyjątek na mapie Europy Zachodniej. Ktoś by powiedział, że ten kraj do dowód na to, że bb na Zachodzie niekoniecznie musi się skończyć tak, jak ten francuski. Tyle, że Hiszpania:
- nie dalej jak 40 lat temu była państwem frankistowskim. W odróżnieniu od wielu innych dyktatur (również tych nazywanych ,,demokracjami ludowymi"), do końca dyktatury w Hiszpanii opozycja nie tylko miała się dobrze, ale stanowiła zwarte i silne ciało ideologiczne. Potomkowie komunistów z czasów wojny domowej regularnie zasiadają w hiszpańskim rządzie, dopiero od niedawna można mówić, że głęboka rysa dzieląca kraj na ,,prawo i lewo" zaczyna blaknąć.
- Hiszpania to kraj o relatywnie słabo wykształconej narodowości. Separatyzm baskijski jest jednym z ich mniejszych problemów – te większe widzicie na co dzień pod przykrywką, np. w miłości, jaką darzą się Barcelona i Madryt (nie ma to nic wspólnego z miłością, jaką darzą się, dajmy na to, Kraków i Warszawa czy Moskwa i Petersburg). Nie próbuję insynuować, że nie ma czegoś takiego, jak ,,Hiszpanie". Zmierzam jedynie do stwierdzenia, że formowanie się ich narodowej świadomości jest daleko mniej zaawansowane niż we Francji czy Wielkiej Brytanii, a nawet Niemczech lub Polsce. Naród, który w dużej mierze dopiero się rozwija (choć oczywiście jest uformowany, całkiem konkretnie) ma w sobie duże pokłady różnorakich energii, z nacjonalizmem włącznie. Widać to zresztą na przykładzie wielu drobiazgów. Z własnego doświadczenia, np. taki:
- Podchodzisz do grupy 10 Niemców, znasz wszystkich. Jeśli nie mówisz po niemiecku, wszyscy automatycznie przeskakują na angielski, byś mógł uczestniczyć w rozmowie.
- Podchodzisz do grupy 10 Hiszpanów, znasz wszystkich. Jeśli nie mówisz po hiszpańsku, ktoś będzie chciał sprawdzić, czy aby na pewno (urocze ,,hablas español?"), po czym, gdy już udzielisz odpowiedzi odmownej, w najlepszym wypadku przez kilka sekund usłyszysz coś po angielsku, w najgorszym – zostaniesz zignorowany.
To z Francuzów się wszyscy śmieją, że z próżności nie uczą się angielskiego; tymczasem Hiszpanie są pod tym względem sto razy gorsi. Na pewno nie wszyscy, na pewno nie wszędzie – jest to jednak zjawisko bardzo powszechne. Arogancja językowa jest jednym z tych drobnych szczególików, które po uwzględnieniu innych mogą dać do myślenia.
- Hiszpania to kraj historycznego kompleksu, od dawna zepchnięta w cień swoich dwóch daleko potężniejszych sąsiadów, którzy naprzemiennie, regularnie i bezlitośnie pokazywali Hiszpanom, gdzie ich miejsce. Wielka Brytania zniszczyła ich imperium kolonialne, Francja co jakiś czas decydowała o obsadzie tronu i dyscyplinowała ,,wieśniaków z południa" karnymi ekspedycjami wojskowymi, które z upokarzającą dla tych ostatnich łatwością robiły w tym kraj to, na co tylko miały ochotę.
Wszystko to wzięte razem, jak i kilka innych rzeczy, na które nie ma tutaj miejsca, dają nam Hiszpanię będącą całkiem niezłym klientem Bukaresztu. Nie chcę sugerować, że każdy Hiszpan to neurotyczny katolik/bojowy komunista marzący o skopaniu kilku tyłków ze względu na nieszczęśliwe zaszłości historyczne i rozstrój mentalny – to, co naszkicowałem powyżej, ma swoje przełożenie w różnym stopniu, w różnych miejscach i w różnym czasie. Ale ma, mniejsze lub większe.

Hiszpania to jednak wyjątek. Gdy pojedziemy na południowy-wschód Europy, ten wyjątek staje się regułą: pośród krajów bałkańskich nie ma ani jednego, który nie miałby choćby dwóch poważnych zatargów z sąsiadami, historii implementującej ksenofobię czy, w najgorszym wypadku, całkiem świeżych konfliktów. Wszyscy pamiętają o Serbach, Chorwatach czy Bośni i Hercegowinie, ale to tylko czubek góry lodowej: są jeszcze Macedończycy (historia zbyt świeża i przerabiana w erepie, by się tu na jej temat rozpisywać), agresywni Grecy (porada: NIE rozmawiajcie z Grekami na temat historii czy dziedzictwa kulturowego, oni i tak wiedzą lepiej) czy skopani Bułgarzy (stosunkowo najłagodniejsi w tej ekipie, ale za to ze sporą mniejszością turecką, którą traktują, delikatnie rzecz ujmując, nienajlepiej). I tak dalej. To tutaj najczęściej wybuchają baby boomy. Serbia i Lipec to tylko archetyp, diabła zaskoczyła dopiero Macedonia – jeszcze nic się nie stało a tu rach-ciach!, i raptem z podziemi wyskakują tysiące nowych graczy. Z kraju kilkakrotnie mniejszego, słabiej zaludnionego i biedniejszego niż Słowacja. No to Bułgaria nie mogła być gorsza (porównaj np. z Czechami)...
A może Węgry? Wielkie państwo z piękną historią, po dziś nie mogące się otrząsnąć z tego, co im się przydarzyło w XX wieku. Węgrzy nie mają ani jednego sąsiada, który by im się czymś nie naraził. Ani jednego, bez wyjątku. No to proszę, baby boom. A jak nie baby boom to przynajmniej całkiem regularny przyrost ludności.

Rumunię sobie podarujemy.

Admińskie iluzje

eRepublik sięga kresu swoich możliwości. Wystarczy porównać, ile osób grało przed wprowadzeniem wersji 2.0, a ile gra teraz. Każdy bb, każde dodane państwo to nie tyle ekspansja, co rozpaczliwa próba odrobienia strat. Oczywiście, rekompensują to sobie brakiem limitu na zakup złota i HK, nie mniej jednak wyobrażając sobie właściciela gry, widzę znerwicowanego Rumuna z papierosem w zębach, który ciska raz po raz przez zaciśnięte zęby rumuński odpowiednik k***y. Łączę się z nim w bólu – zarobiłby dużo więcej, zdejmując te limity wcześniej (pomysł na krótką metę, ale to do niego i tak nie dociera) oraz nie wprowadzając prawie skutecznego zabójcy tej gry, wspomnianej wyżej wersji 2.0.

Łącząc się z nim w bólu, jednocześnie pozwalam sobie na nieco złośliwy uśmieszek – trzeba być naiwnym by sądzić, że ta gra podbije świat. Europa jest specyficzna, zawsze była i będzie. Jest to kontynent wojen, żyjący w dużej mierze historią (dla niezorientowanych: historia jako nauka czy przynajmniej pole do popisu dla specjalistów to również czysto europejski wynalazek; przyjął się tylko w Ameryce Północnej, ale to przecież tylko przedłużenie naszego ,,półwyspu"). Admin od początku żerował na nacjonalizmach i rozdrapywaniu ran, mocno się jednak przeliczył w swoich rachubach. Pięknym tego znakiem jest obrazek Niemiec odbijających Alzację i Lotaryngię (na głównej stronie erepa, przez zalogowaniem). Panie Admin, Niemcy i Francuzi mają to już od dawna głęboko w dupie. Weź Pan napisz ,,Kosovo" i narysuj serbskie czołgi w Prisztinie, może zleci się jeszcze więcej Serbów. Względnie, dodaj Pan Albanię – kraj mały, ale jak się postara to porozstawia wszystkich zawodników po kątach.

Azja ma swoje wojny, Ameryka Łacińska swoje – są to jednak inne światy, mocno się różniące od naszego europejskiego podwórka.
Azja stanowi kosmos sama dla siebie; tam prawie nikt nie wie, gdzie leży Bukareszt, za to wielu ludzi myśli, że Unia Europejska to takie państwo, gdzieś w zachodniej Azji.
Ameryka Łacińska sama nie wie, czego od siebie chce – ten kontynent na dobrą sprawę po dziś dzień mógłby się składać z dwóch krajów. Z braku laku, nazwijmy je TuSięMówiPoHiszpańsku (TSMPH) i TuSięMówiPoPortugalsku (TSMPP). Oczywiście, bardzo lubią się bić - brazilian ju jitsu, vale tudo (to jest dopiero sport, a nie jakieś tam kopanie łaciatej po murawie), wojna futbolowa... No dobra, tak bardziej serio: oni tam też tłukli się już każdy z każdym. W odróżnieniu jednak do Europy, oni nawet nie wiedzieli o co. I nadal nie wiedzą – mamy ich w grze od bardzo dawna, ale coś się chłopaki nie sprężają.

Można jeszcze, oczywiście, dodać cały Bliski Wschód, to zawsze jest jednak ryzyko – może to być strzał w dziesiątkę, a może i kulą w płot. Nigdy nie wiesz, co wymyślą królestwa szariatu i ich zakręceni poddani. Na Afrykę nie ma co liczyć – to jest jeszcze inny kosmos, do tego taki, którego chyba nikt nie ogarnia. Murzyni mają swoje drobne radości (to nie jest oczywiście uwaga rasistowska – Japończyk też woli swoje porno-gierki na konsolę, a Niemiec World of Warcraft).

Rumun jednak na to: próbować nie zaszkodzi.

W przedostatnim odcinku serialu ,,Witamy Nowe Państwa", dostaliśmy ich aż 6: Macedonię, Czarnogórę, Cypr, Nową Zelandię, Tajwan i Białoruś. Znak, że admin jednak czasem myśli.
Dodanie Macedonii było strzałem w dziesiątkę (jak pisałem wyżej). Z Czarnogórą nie wiadomo, jedno z trojga:
a) dalej będą zasilać serbskie szeregi;
b) wywołają bb (to jest możliwe, wierzcie mi);
c) w najgorszym wypadku – będzie jeden powód więcej, by bić się o coś na Bałkanach.
Ten kraj czeka świetlana przyszłość, nawet jeśli zostanie na rok czy dwa wymazany.
Cypr? Kolejny dobry pomysł. Tutaj wywołanie bb jest oczywiście niemożliwe – Cypryjczycy to nie Grecy, nie są tak zakochani w sobie i nie muszą nic udowadniać; wolą bujać się swoimi Ferrari na kredyt. Za to Grecja i Turcja są, były i będą Cyprem baaaardzo zainteresowane.
Białoruś? Elity polskie i rosyjskie pokazały już, do czego służy ta zabawka.

Pisałem jednak, że admin myśli czasem. Nowa Zelandia nikomu do szczęścia potrzebna nie była, a Tajwan...he he he...a tak, Tajwan miał obudzić chińskiego smoka.
Nie wyszło – pisałem już wyżej, dlaczego.

Teraz mamy eksperyment który nazwałem powyżej ryzykownym. Czas pokaże, co nam się wykluje na Bliskim Wschodzie. Niestety, admin nie odrobił lekcji – trzeba było dodać Liban, Syrię, Jordanię. Dodał jednak Arabię Saudyjską i Egipt, licząc na petrodolary.
Pisałem w swoim przedostatnim artykule, że chciwość nie jest dobrym doradcą w interesach. Szansa na to, że jakiś szejk zainteresuje się tą śmieszną grą, jest nikła – gdy szejk chce wydać pieniądze, buduje sztuczną wyspę lub leci w kosmos. Poza tym szejk jest w pierwszym rzędzie muzułmaninem, a dopiero w drugim Arabem. Jeśli admin chce zarobić, powinien przestać studiować książeczki czekowe, a zabrać się – i to porządnie – za światową geopolitykę.

Oczywistości

Mam wrażenie, że tak naprawdę (poza dodaniem Albanii) tę grę można rozbudowywać już tylko w dół, nie wszerz. Może dodać kilka modułów, np. wymiar sprawiedliwości lub administrację regionalną (nieco lepszą wersję znanych z bety burmistrzów/merów).
Można pomajstrować przy dyplomacji: w miejsce mpp da się wrzucić pakty o nieagresji (za tyle a tyle złota nie mogę zaatakować takiego a takiego państwa, bezpośrednio i pośrednio), pakty militarne (aktywowane przy ataku na coś), pakty obronne (jedynie przy obronie).
Można i kilka innych rzeczy.

A przede wszystkim – można, trzeba i należy zorganizować porządny think-tank, gdzie miejsce kasjerów zastąpią ludzie ze świeżymi pomysłami.

Czas zacząć myśleć, Panie Adminie. A LOT może Ci się jeszcze odbić niezłą czkawką...

Miłego tygodnia!

P.S. Wyczytałem tutaj, że raz jeszcze próbujemy przekonać Bukareszt o konieczności ograniczenia możliwości masturbowania się health kitami. Płonna to nadzieja, ale spróbować nie zaszkodzi – można się podpisać pod tą petycją.
P.P.S. Pragę pozdrowić moderatora, który wlepił mi ostatnio 1 FP. Szkoda, że zostałem pozbawiony możliwości apelacji. Powyższy artykuł w całości dedykuję Tobie, o Tajemniczy Misiu.

Zafikel vel Wulgarny Cham i Prostak
(dobrze, że tak niewielu czyta moje artykuły – inaczej już pewnie dawno zarobiłbym permabana)

P.P.P.S. Chciałbym się jeszcze pochwalić: w bitwie pod Alentejo zadałem coś koło 10000 obrażeń. Po podzieleniu wkładu Bogdana A. w bitwę o Central Hungary przez dokładną wartość moich osiągnięć wyszło, że jestem tylko 859 razy gorszy. Chylcie czoła przed nowym bogiem wojny!