Trudne sprawy: Dziecko

Day 1,532, 07:22 Published in Poland Poland by Brovario Vein


Według Imperialnej Szkoły Filozoficznej, koszary Armii Imperialnej stanowiły centrum cywilizowanego wszechświata. Centralnym punktem budynku była ogromna sala sypialna, gdzie na ustawionych rzędami łóżkach refillowali żołnierze Imperium. Na jej środku, ustawieni w kręgu, zebrali się Czterej Jeźdźcy Prawie-apokalipsy: Ogłupienie, Przerażenie, Wk*rwienie oraz Kac-morderca. W środku okręgu znajdowało się dziecięce łóżeczko, w którym leżał niemowlak, wyciągający pulchne rączki po kolei do każdej z czterech pochylonych nad nim postaci.

- Ja, k***a, nie wierzę! – bulwersował się Szqlny. Mimo emblematów GROMu, przeniósł się niedawno do imperialnych koszar, żeby pomóc w ogarnięciu bajzlu. Właśnie miał umyć podłogę, kiedy natknął się na brzdąca – Który idiota przyniósł tu swoje multikonto?!
- Właśnie, właśnie, idiota! Koszary to nie miejsce dla małych dzieci: bakterie, zarazki, wirusy, grzyby... – przestraszony Zawix nie po to miał dostęp do internetu, żeby nie być hipochondrykiem – Przeciągi, błoto, prątki gruźlicy...
- Jakie, k***a, błoto!? – coraz bardziej wściekły Szqlny potrząsnął trzymanym mopem – Koszary to nie miejsce dla dzieci, bo to koszary, a nie kindergarden! Prawda, Redrum?
- A kto jest śłodkim małym ciukiereczkiem? – Redrumovy, wiedziony odwiecznym instynktem dorosłego nawiązującego kontakt wzrokowy z niemowlakiem, uśmiechał się jak kretyn i robił głupie miny, czym zyskiwał bezzębny, zachwycony uśmiech malca.

Widząc to Szqlny zrobiłby klasyczny facepalm, gdyby nie trzymany w ręku mop, którym ugodził się w czoło. Spojrzał na Veina, który właśnie usiłował pozbyć się waty z mózgu za pomocą intensywnego pocierania czoła. Obiema rękami. Szqlny z trudem powstrzymał się od drugiego facepalmu.

- Meningokoki, pneumokoki, monsterkoki... – Zawix kontynuował swoją litanię, w czasie gdy Redrumovy nachylił się nad łóżeczkiem i zaczął wydawać jakieś piski, rozbawiając swoją jednoosobową publiczność – Różyczka, pokrzywka, świnka, oderka...Oderwijcie chociaż tą pizzę z sufitu!
Wszyscy czterej popatrzyli w górę (Vein z grymasem bólu), gdzie trójkątny kawałek pizzy przeciwstawiał siłę lepkości sile grawitacji od czasu pamiętnego „założę się, że ci się nie uda”. Z biegiem czasu zyskiwał coraz bardziej jaskrawe kolory.
- W GROMie by to nie przeszło – wyszeptał Szqlny bardziej z fascynacją niż gniewem.
- No bo kto by dał dziecko pod opiekę bandzie tureckich onanistów – Vein odkrył, że może już otwierać usta i postanowił podzielić się swoim paskudnym humorem z innymi – poza tym kebab by się nie przylepił. Prędzej przyssał.



Żyłka pod okiem Szqlnego zaczęła pulsować i pewnie doszłoby do rękoczynów, gdyby nie wejście Greeka z butelką ze smoczkiem w ręku.
- Aaa! Widzę, że poznaliście już bobasa. Moja przepustka do Society Buildera. W końcu ta durna misja zniknie z mojego nieskazitelnego profilu. I witaj goldzie! – Greek był wyraźnie zadowolony z siebie.
- To twoje multikonto?! – nie wierzył Zawix. – Potrafisz zajmować się dziećmi?
- Prościzna. Jeśli pominąć kończyny, to właściwie rura. Do jednego końca wkładasz łyżką gerbera albo wlewasz mleko, z drugiego odbierasz śmierdzącego ex-gerbera i obwijasz pampersem. Ważne, żeby nie pomylić końców. Nie! – krzyknął, kiedy cała czwórka przyjrzała mu się badawczo – Nigdy się nie pomyliłem! Absolutnie nigdy, no co wy. Nigdy... – powtórzył o jeden raz za dużo, żeby mogła to być prawda.
Dziesięć procent Greekowego medalu zaczęło się nudzić, więc chwyciło swoją małą stópkę i wepchnęło sobie do buzi.
- Ono chwyciło swoją małą stópkę i wepchnęło sobie do buzi – poinformował zaskoczony Redrumovy.
- Aha! Patrzcie, jaka żarłoczna! Nie zadowoli się później byle żydofem! – Greek promieniał ojcowską dumą.
- Jak to „żarłoczna”? To dziewczyna? – Szqlny nie wierzył. – Dziewczyna w Erepie?
- Gdzie ma cycki? – Zawix był zdezorientowany.
- Cycki to na późniejszych levelach – próbował tłumaczyć Greek, ale nikt mu nie uwierzył.
- To nie może być dziewczyna – zawyrokował Vein stanowczo. – Udowodnię wam.
Pochylił się nad łóżeczkiem, popatrzył w bezmyślnie zadowolone oczka dziecka i powiedział niskim głosem:
- Cześć mała... Wyskoczymy gdzieś na miasto? Romantyczna ku-szóstka przy świecach?
Odczekał chwilę, po czym wyprostował się z miną naukowca, który właśnie potwierdził empirycznie swoją teorię.
- Widzicie? Nie uderzyła mnie, nie wyśmiała, nie uciekła. Nawet nie prychnęła pogardliwie. To nie dziewczyna – podsumował ponuro.
Nagle z łóżeczka dobiegł płacz dziecka. Vein uniósł oczy do sufitu (fragmentu bez pizzy).
- Stuprocentowa skuteczność – stwierdził z ponurą satysfakcją.
- ONA TU IDZIE!!! – wrzasnął ostrzegająco przerażony Right Defender, który nagle pojawił się w drzwiach sali. I równie nagle zniknął, odepchnięty przez czyjeś stanowcze ramię.

Do sali wkroczyła pulchna pani w wieku ponad-średnim. Obfitość ciała oraz praktyczne, ciepłe i bezkształtne ubranie z poprzedniego wieku sugerowałyby sympatyczną staruszkę, gdyby nie stanowczy chód, zaciśnięte usta oraz spojrzenie, lodowate i przenikliwe. Każdy, na kogo padło, nagle czuł, że był do tej pory bardzo niegrzecznym chłopcem. I że patrząca wie o tym. I że nie zawaha się wymierzyć kary. I że stanie w kącie to stanowczo zbyt łagodna kara.
- Veinosław! – zagrzmiała nowo przybyła – Miałeś pisać co tydzień!
Vein zaczął się jąkać, po raz pierwszy od bardzo dawna.
- M-m-m-amusia?

CDN.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Drogi czytelniku! Jeśli spodobał Ci się ninejszy tekst, zachęcam do przeczytania moich poprzednich opowiadań. Masz gwarancję, że będą jeszcze lepsze, gdyż systematycznie obniżam loty:
| Łonki ONE | Tajemne inicjacje Michasia | Trorololo, czyli cycki zostały rzucone |
| 2012 Koniec eŚwiata |