O rankingu prasowym i ,,braku sensu" (bez dodatku kulturowego)

Day 1,321, 15:03 Published in Poland Poland by Notorious Suicide

Od pewnego czasu budzą mój niepokój dwie, związane z ePolską, kwestie.
Obie znane, omawiane w taki czy inny sposób – warto jednak o nich przypomnieć, choćby w skrócie.

Ranking prasowy w państwie bez prasy

Jesteśmy w środku trwającej od kilku miesięcy posuchy prasowej, co dodatkowo potęguje lato. Tak przez większość wyśmiewana gimbaza właśnie ruszyła topić się w rzekach, pić piwo w krzakach i praktykować podboje miłosne pod zelżoną kontrolą rodziców. Wraz z nimi, po udupieniu wszystkiego, co dało się na studiach udupić ruszyli studenci – jedni udawać że pracują, inni – że potrafią pić. W pustym, polskim erepie pozostała elita pracująca i ircownicy, spełniający swoje obowiązki towarzyskie przed monitorem (niestety, w innym niż erep miejscu).

W takich oto pięknych okolicznościach przyrody powstała inicjatywa młodego (stażem) i pełnego werwy WiPa, DonMatteo – Ranking Prasowy, która zyskała silne wsparcie głównych organów politycznych najbardziej wymarłego imperium w dziejach erepa.
Inicjatywa ta budziła (i nadal budzi) we mnie skrajne uczucia, albowiem z jednej strony cieszę, iż są jeszcze ludzie którym zależy na wypowiedziach w formule prasowej, z drugiej zaś pamiętam, jak skończył projekt równie młodego i pełnego werwy PPPatrioty, Patiska (szczegóły tutaj), który przeszedł praktycznie bez echa.

Założenia Rankingu są zacne i bardzo bym chciał, żeby w tym wypadku wyszło inaczej, ale mamy jeden, zasadniczy problem: by tworzyć ranking, musi coś w nim być. Wiara w to, że ludzie zaczną pisać skuszeni nagrodą, jest raczej naiwna, a nawet jeśli powstanie jakiś artykuł, pisanina oparta o tego typu motywację z trudem tylko (jeśli w ogóle) spełni normę tego, co byłbym skłonny uznać za ,,dobrą prasę".

Ranking nie ma i nie będzie miał siły boskiej – nie wskrzesi prasy. Prawda jest brutalna – ePolak nie widzi takiej potrzeby, ciężko będzie go przekonać by zmienił zdanie. Jesteśmy, niestety, ewenementem: nawet jeśli prasa innych krajów wygląda podobnie, to są to kraje wielokrotnie mniejsze od nas. Pisałem już dlaczego, powtarzać się zatem nie będę.

Mimo to, choć Ranking prasy nie ożywi, może ją pod, wiadomym warunkiem, uczynić nieco żwawszą.
Dlatego jeśli mogę prosić, proszę: kto może, czuje się na siłach i ma odrobinę wolnego czasu, niech wyłączy chociaż na chwilę irca i w zamian otworzy dokument MS Word. Polityka salonowa i ostry elitaryzm ePolski, pośród wielu negatywów ma również ten, że zamykając się w przestrzeni poza eRepublik bardzo osłabia jakiekolwiek możliwości konstruowania społeczności.
"Social" i massive" – pamięta ktoś jeszcze te słowa przy rejestracji...?

Klęska urodzaju

Jest jeszcze druga kwestia, o której chciałbym wspomnieć, jako nieformalny adwokat sojuszu ONE.
Jeśli już coś się w tej naszej prasie pojawia i jakimś dziwnym zbiegiem okoliczność nie jest rozkazami MON, będąc za to pisane po polsku, są to utyskiwania na administrację.
Jaki kraj, takie utyskiwania – za granicą jest tego znacznie więcej, materiał prezentuje też daleko wyższą jakość merytoryczną. W ePolskim utyskiwaniu widać jednak przede wszystkim znudzenie (totalna dominacja, odcinek 606), wspominanie ,,starych, dobrych czasów" (ani stare, ani takie dobre...ale mit złotego wieku trwa w najlepsze), twierdzenia, że ,,gra jest bez sensu" i inne takie.

Pośród mniej lub bardziej nieprzemyślanych argumentów pojawia się dość często pomysł ,,nowego rozkładu sił" – ONE jest zbyt mocne, jakakolwiek wojna straciła wszelki sens.
Tak oto historia zatoczyła (któryś już raz) koło: gdy przegrywamy, gra jest bez sensu, bo winne są mastercarcy...ale gdy wygrywamy, bo jesteśmy silni, to złe jest to, że jesteśmy...silni.

Być może znowu nie mogę czegoś objąć moim małym rozumkiem, ale zawsze miałem wrażenie, że sojusz powstaje w jednym celu: by stworzyć blok militarny o sile wystarczającej dla realizacji własnych, agresywnych lub defensywnych interesów. Tak powstało ONE, w czasach, gdy gra ,,była bez sensu" ze względu na równowagę, za którą tak się teraz tęskni.
W takich okolicznościach mały Notorious traci swoje pojęcie sensu i grzecznie pyta: czy dla Was cokolwiek, gdziekolwiek i jakkolwiek ma jeszcze sens? Z Wami to ja bym się naprawdę bał pójść na piwo, bo dla mnie ,,ma sens" picie zimnego, a w Waszym przypadku zimne będzie za zimne, ciepłe za ciepłe, a umiarkowane za bardzo po środku i byle jakie. Z obiadem też byłby problem, bo danie byłoby albo przesolone, albo za mało słone, albo też sól nikłaby w nijakości mięsno-ziemniaczanej.

Droga ekipo malkontentów, nasz "team" okazał się na tyle mocny i zorganizowany, że zwyczajnie osiągnęliśmy swoje cele. Podbijamy wszystko, co chcemy podbić, następny prezydent waha się czy podbić Chorwację czy Chiny, gdyż jesteśmy już na takim etapie, że możemy sobie dowolnie wybierać kolejną ofiarę.
Nie ma oporu? Ależ jest, choć słaby – dla naszych przeciwników gra też jest ,,bez sensu"; w ich delirycznych wizjach powinniśmy się pewnie sami osłabić, by jaśnie wielmożny Chorwat czy Amerykanin łaskawie zainteresował się budowaniem siły własnej drużyny.

Cieszymy się, gdy wygrywa Adamek czy gdy mamy w jakiejś dyscyplinie dłuższą chwilę wielkości, ale gdy sami coś osiągamy okazuje się raptem, że jest to ,,bez sensu".
Moim zdaniem, zdecydowanie nie – jest dokładnie tak, jak powinno być, zgodnie z planem i dzięki zaangażowaniu wielu ludzi (czasem nawet, nadmiernym zaangażowaniu – ton, w jakim następny prezydent czy Staruszek mówią o erepie momentami naprawdę mnie przeraża...)

Jeśli coś jest bez sensu, to właśnie całe to pierd*e o braku sensu i nudzie. Ta gra, choć daleka od ideału, w dalszym ciągu daje całkiem pokaźne możliwości – prasowe, polityczne, ba! – nawet militarne.
Wystarczy ruszyć głową.