O prasie polskiej, odcinek któryś tam (+dodatek kulturalny)

Day 1,288, 17:12 Published in Poland Poland by Notorious Suicide

Dzisiaj krótko, do rzeczy. I nieprofesjonalnie, bo dyskutowano o tym już nie raz, więc rzetelność wymagałaby odwołania się do opinii innych osób. Wybaczcie, ale nie owijając w bawełnę – nie chce mi się nawet klikać w 'work', a co dopiero bawić w cytaty i krytykę zawartych w nich opinii. Za to nadal chce mi się pisać, choć z daleko mniejszym niż niegdyś zapałem. Stąd wyszedł taki ni pies, ni wydra.

Temat tyczy się prasy polskiej. Nie sposób zaprzeczyć, iż puka ona już do dna rowu mariańskiego, jednocześnie wykazując wydolność klasy greckiej gospodarki.
Myślę, że należałoby w związku z tym zadać trzy pytania, mianowicie:
- dlaczego ssie?
- czy kiedyś nie ssała?
- dlaczego ssać musi?

To trzecie może się wydawać na pierwszy rzut oka mniej oczywiste niż pozostałe; zamierzam jednak wykazać, że jest najbardziej dla naszego problemu kluczowe.

Ad rem.

Historia pewnego zawału

Pośród wielu przyczyn upadku polskiej prasy najczęściej wspomina się o modyfikacji administracji, tj. podziale artykułów na kategorie. (Pozorna) konieczność rozbicia krótkiej i prostej operacji kilku klików na kilkanaście, zwana też eufemistycznie ,,utrudnionym szukaniem" tak zmęczyła graczy, że postanowili wylać dziecko z kąpielą i nie czytać wcale, względnie - na zasadzie 'random click' (pzdr. Grzesiu). Z faktem tym nie sposób dyskutować – zmiana uderzyła w prasę całego e-Świata, co widać po drastycznie zmniejszonej ilości wotów i komentarzy.
Pozwólcie, że tę przyczynę pozostawię samą sobie – tu nie bardzo jest nawet o czym mówić.

Drugiej przyczyny dopatrywałbym się w naszym demotywatorowo-jutjubowo-fejsbukowym społeczeństwie. Polska to kraj...hmm, ekstensywnych baby boomów – od zawsze stawia się u nas na ilość, a nie na jakość. Jesteśmy szczęśliwi, jeśli spam na Wykopie jakimś cudem nie zostaje zakopany, jesteśmy nawet szczęśliwsi, gdy z tysięcy kont, mających swą genezę na prostackich, masowych serwisach, zostanie nam te kilkanaście procent graczy względnie aktywnych. Nie jesteśmy w tym ,,szczęściu" jedyni – taka e-Brazylia nieudolnie próbuje powielać nasz przykład, nie mając ani niezbędnego ku temu doświadczenia (i inteligencji – no ale w eKraju rządzonym przez ludzi pokroju Jazara o takową raczej ciężko; nie, nie mam nic do Brazylijczyków – za bjj i sambę będę ich kochał aż do śmierci), ani wglądu w efekty takiej ekstensywnej uprawy poletka e-krajowego. Mimo to, niezdrowe stężenie durnego dwuklika jest w zasadzie synonimem dla nazwy ,,e-Polska".

Lubię ludzi, nawet tych głupich, doświadczenie uczy jednak, by nie spodziewać się po nich zbyt wiele. Bez wątpienia nie spodziewam się niczego dobrego po kliencie najtańszej i najgłupszej rozrywki – a takiej właśnie dostarczają pożeraczom internetowego kału na przykład Demoty. Ludzie przyzwyczajeni do wysławiania się za pomocą nowożytnego odpowiednika piktogramów (o7!, tl;dr, omg) i kaleczenia języków (3maj się, lofciam cię) siłą rzeczy nie przestawią się z dnia na dzień na odbiór czegoś, co wymaga chociażby rudymentarnej znajomości zasad dyskusji. Jeśli dostałeś się tu z tego typu serwisów i jednocześnie umiesz korzystać z mózgu, nie obraź się – mowa o kategorii ludzi, którzy potrafią się bawić tylko lub przede wszystkim w taki sposób. A Ty do tych ludzi nie należysz, prawda?
Taki klient nie stanowi dobrego ,,targetu" dla wydawców wirtualnych gazet, będąc jednocześnie idealnym konsumentem irca.

Jeśli zbierzemy do kupy dwie powyższe przyczyny, czyli problem kategorii (de facto lenistwa) oraz problem kolejnych generacji dzieci neostrady (de facto, pustki umysłowej), wyjdzie nam, dlaczego prasa dostała zawału.

Historia pewnej choroby

Problem dzieci neostrady jest przyczyną, która od zawsze uderzała w polską prasę – ludzie pamiętający czasy sprzed i po grudniowym bb, tym najbardziej ,,ekstensywnym" i jednocześnie, wypełnionym od góry do dołu bezmóżdżem (z chlubnymi wyjątkami, rzecz jasna – takie perełki w kupie gówna, lecąc Sapkowskim), dobrze wiedzą, jaki wpływ może mieć na prasę fala idiotów. Sęk w tym, że większość z tych ludzi żyje złudnym wrażeniem, iż ,,kiedyś było lepiej" (mit złotego wieku, pzdr. Anglov).
Nie było – jedyna różnica w pewnym odwróceniu proporcji. Pierwsze polskie bb, przede wszystkim te małe, składały się z ludzi którzy przychodzili już w mniej więcej uformowanych grupach (jak legendarny netwars, ale nie tylko: sam jestem produktem takiego mikro-bb, gdyż pochodzę z forum, gdzie erepa intensywnie reklamował pamiętany jeszcze pewnie przez niektórych Rev.pl). Nie sposób uplasować źródła tamtych bb/małych fal na skali głupoty; pewne społeczności grały w proste gry typu FPP, inne w nieco bardziej skomplikowane, jeszcze ktoś przylazł ze środowiska parającego się m&a, pełnego tak wrażliwych koneserów, jak i ,,martwych" zjadaczy pop-papki. Skoro jednak ludzie się znali, prościej szło im też dogadywanie się i organizowanie czegoś. Jak wiadomo, łatwo ustawić się w opozycji Swoi-Obcy, gdy ci drudzy przychodzą legionami, do tego atakując ,,nasz ład"; fakt ten nie oznacza wszakże, iż swoi są bystrzy, mądrzy i w ogóle super. Złudne poczucie elitarności zaciemnia obraz. Wielu pewnie kojarzy powszechnie wychwalaną Gazetę Makulaturową, która mnie osobiście w zachwyt nie wprawiała. Była przyjemna, ale znam kilka lepszych – i to takich, które szczyt świetności miały już w czasach ,,po grudniu". Weźmy też przykład takiego Anglova. Pierwszy Harcerz eRepublik nie chciałby raczej, by jego czytelnicy zaczęli porównywać dawne teksty z nowymi, które prezentują, moim zdaniem, daleko lepszą jakość (choć nadal nie tak idealną, jak głoszą jego fani). Żeby była jasność – ten cały Zafikel vel Notorious Suicide też nie jest wielkim redaktorem i świetnie zdaje sobie z tego sprawę (pzdr. Nasir Malik). To, że się wyróżniam wynika z braków w tle, a nie z mojego osobistego geniuszu.

Jeśli porównać dyskusje pod artykułami, również nie będzie lepiej. Powołując się znów na przykład Anglova – konwersacje pod jego starymi artykułami prezentują się znacznie szarzej niż te pod jego pesymistycznym płaczem z okresu ostatnich kilku miesięcy. Makulaturowa też nie była jakimś wielkim ogniskiem wymiany myśli – większość komentarzy pod artykułami batata (nigdy nie pamiętam, gdzie wstawił sobie apostrofy w nicku) sprowadzały się z reguły do ,,łał" i ,,super" – czegoś, czego ja osobiście bardzo nie lubię (możesz chwalić, to bardzo miłe – ale racz to Waćpan choćby pokrótce uzasadnić).

Mówi się, że ,,flejm" też już nie ten sam. Jak na moje – i co z tego? ,,Flejmem" zwykło nazywać się coś, co momentami przypomina dyskusję, nazbyt jednak nacechowaną tzw. ,,wrzutem osobistym". Nie widzę powodu, dla którego miałbym się martwić ,,upadkiem flejmu" – to raczej dobrze, że zjawisko to występuje ostatnio w okrojonej formie. Flejmer nie ma nic do powiedzenia ponad głupawy popis erystyczny, który, przy pewnym (niewysokim) stopniu wprawy zbiera oklaski rozanielonych hord oglądaczy.
Tym bardziej nie martwiłbym się upadkiem ,,trollingu" (mówiłem już, jak bardzo nie lubię Jazara?) – niestety, ten trzyma się tak dobrze, jak głupota i małość ludzka.
Z reguły na brak flejmu na poziomie narzeka Sztandar, pierwszy redaktor-troll e-Rzeczpospolitej. Sztandarku – być może Cię to wkurzy, ale Ty nie jesteś żadnym trollem, a i flejmer z Ciebie mierny. Jesteś za to sprawnym satyrykiem. Fakt, że raczej Cię to nie ucieszy, choć osobiście uważam to za pochwałę, mówi bardzo wiele o tym, jak bezgranicznie pusta była nasza prasa już u zarania dziejów.

Historia pewnego upadku (?)

To, co napisałem wyżej brzmi bez wątpienia jak dosyć gorzka refleksja nad naturą gracza, oddana w nader nieprzyjemnej, ciemnej tonacji. Chciałbym nieco złagodzić to wrażenie.
Jedną z osób, które miałyby pewnie sporo ciekawego do powiedzenia w prasie (jako redaktorzy lub komentatorzy) jest Menel-kun, moderator i dwukrotny prawie-prezydent e-Polski. Nie dane jest nam jednak skosztować owoców jego mądrości (zbyt często). Podejrzewam, że ze względu na tzw. 'real life'. Również real-life wywiał z naszego środowiska na pewien czas ostatnio (ponownie) zmartwychwstałą vingaer. Śmiem twierdzić, że ludzi, którzy mogli by drastycznie podnieść poziom gry w e-Polsce, a którzy się na to nie zdecydowali, bo zwyczajnie szkoda im na erepa czasu są/były co najmniej setki. Nie od dzisiaj wiadomo, że dwóch baranów widać wyraźniej, niż dwustu bystrych.

Odpowiedzi na pytanie ,,dlaczego e-polska (i nie tylko) prasa ssać musi" tkwi w samym silniku tego grze podobnego tworu. Ciężko o jakieś analizy ekonomiczne w sytuacji, gdy Pluto robi wszystko, by tej ekonomii praktycznie nie było. Szczątkowa forma, w której się bawimy (i która w sumie zawsze była szczątkowa – tyle tylko, że wcześniej Pluto jakoś sobie radził z burzą hormonów) nie zachęca ani do inicjatywy, ani do zapału, ani tym bardziej – do jakiejkolwiek analizy. Stąd ciekawsza jest rozprawka o kolejnym postępku Pluta, choć i to samo w sobie jest li odgrzewanym kotletem.
Analizy wojenne również nie mają racji bytu. Jedyne, co teraz widać, to mniej lub bardziej regularne sprawozdania z tego, co się na mapie e-Świata zmieniło. Sporadycznie pojawiają się jakieś prognostyki, ale i one są tak banalnie oczywiste, że lektura zwyczajnie odrzuca. Wina nie leży tu po stronie autora – mieliśmy dobrych analityków wojskowych, tak jak mamy w tym e-kraju świetnych strategów. Jedni i drudzy nie są już jednak potrzebni, skoro pole bitwy jest ograniczone do:
- jedna bitwa w jednej wojnie,
- uproszczona inicjatywa (wystarczy wygrać lub przegrać, atak trzeciego państwa nie ma znaczenia),
- brak możliwości manewrowania (kochane "retreat" poszło jak sen, jak ta mara...)
- Natural Enemy

W dupnej rzeczywistości pola bitwy i prasa militarna dupną być musi.

Pozostają kwestie polityczne i ,,inne". Te pierwsze mają się nadal dobrze...wróć!, mają się tak źle, jak miały się zawsze (polityka salonowa, opluwanie konkurencji, brak wizji), te drugie dostają padaki wskutek ogólnej zadyszki systemu.
Chyba tak mogę Ci odpowiedzieć na pytanie ,,ale o czym tu pisać?", Nasirze Maliku. Pisać można na dowolny temat, zależy to wyłącznie od naszej kreatywności i zapału.
Mi się chciało pisać wtedy, gdy eRepublik nie było już od pewnego czasu grą.
Nie mi oceniać czy źle, czy dobrze, ale udało mi się wywołać kilka dyskusji, choć nie można powiedzieć, bym koncentrował się przede wszystkim na aktualnych sensacjach (z reguły się z nimi mijałem, vide artykuł o pto). O ile ja pisałem jednak czasem czy to o NWO, czy to o problemach eRepublik jako systemu, o tyle refleksje Anglova mają od długiego czasu charakter nader ogólny – i nadal wywołują dyskusje. Kreatywność jest nieograniczona, nawet przez słabą imitację gry – polecą co najwyżej pewne kategorie (wspomniana wyżej ekonomia i wojskowość).
Jedyne, co zabija kreatywność to brak zapału, a ten jest taki, jaka jest sama ,,gra".
Można zawężać graczowi pole manewru; bystry człowiek zawsze sobie znajdzie temat do rozmowy. Każdy ma jednak swoje granice. Im więcej kwestii Pluto schrzani, tym bardziej nie będzie się chciało ludziom wysilić na wykuwanie jakiejś własnej drogi.
Nie każdy jest 'notorious', za to przybywa nam 'suicide'...

Kącik Dr. Infected

Dzisiaj kącik z dedykacją dla Pierra, który wspominał ostatnio o tym, że wrzucam do artykułów ,,zdjęcia pedałów". Drogi Pierre, nie jest to prawdą – z tego, co mi wiadomo, żaden z pokazanych tu panów nie jest pedałem.

Kontynuując zatem tradycję wrzucania zdjęć nie-pedałów w pedalskim kąciku krypto-pedała Dr. Infected, dzisiaj postać znana wszystkim fanom MMA (choć niekoniecznie fanom Mariusza P.) Pochwalę się, że miałem okazję z tym chłopakiem trenować i sparować, a że mamy wspólnych znajomych, potwierdzam, iż Marcin gejem nie jest.
Jest za to geniuszem i jedną z niewielu osób, które darzę bezgranicznym podziwem.



War Held!