O olbrzymie z niedowładem kończyn słów kilka

Day 1,323, 14:30 Published in Poland Poland by Notorious Suicide

Będąc najpotężniejszym (obok Serbii) państwem eRepublik, jesteśmy też jednym z najmniej aktywnych imperiów w dziejach. Serio – kto pamięta zmierzch Indonezji i ówczesny stan ich prasy, politykę etc., ten może już w tej chwili załamywać ręce; jesteśmy do nich bardzo podobni.

Z drugiej strony, tak nam wszystkim przecież zależy na aktywizacji graczy: państwu, grupom bojowym, partiom politycznym...
Gdyby kierować się tylko deklaracjami poszczególnych osób można by nawet uznać, że jest świetnie.
Tak świetnie, że aż koszmarnie.

Szczęśliwy, młody gracz

Jeśli wierzyć politykom, gracz jest zadowolony jeśli:
- jest nażarty,
- ma czym bić.
A że partie polityczne istnieją po to, by nas uszczęśliwiać, w zasadzie wszystkie dysponują jakimiś funduszami, trw...poświęcanymi ,,młodym". Z niesmakiem muszę stwierdzić, że trudni(ła) się tym nawet PPL (a pomyślałby kto, że przynajmniej ci krwiożerczy kapitaliści rozumieją różnicę między prezentowaniem komuś ryby, a daniem wędki, by tę rybę złowił).

Ta miłość przyjmuje tak zniewalające rozmiary, że aż chciałbym być raz jeszcze młodym graczem: kochałby mnie wtedy Mixliarder, Draho, Dr. Infected, Nowaker...

Pomijając partyjną hipokryzję (oczywista oczywistość: nie chodzi o pomoc młodym graczom, lecz o legitymację partyjną i głosowanie tam, gdzie trzeba), wszystkie te inicjatywy mijają się z celem.
W obecnej sytuacji tylko ciężki idiota może mieć problem z utrzymaniem się i biciem z bronią: wszyscy zarabiają (jako zatrudnieni u kogoś) tyle samo, hojni sponsorzy nie są wystarczająco bogaci, by zafundować chciwym ,,młodym" bicie większe niż dodatkowe 100-200 punktów zdrowia.
Nie służy to zatem ani aktywizacji, ani nawet zatrzymywaniu ludzi w eRepublik (tak jak kiedyś inicjatywa Czarnej Inez i Basowego).

Szczęśliwy żołnierz grupy bojowej

Grupy bojowe są, bez dwóch zdań, czynnikiem aktywizującym społeczność, jako wysoce zintegrowane kółka wzajemnej adoracji, piejące z mniejszym lub większym zacięciem o interesie ,,ojczyzny". Tym, co jest im najmniej do szczęścia jest równocześnie to, o co najbardziej zabiegają – dofinansowania. Powiedzmy sobie szczerze: wszystkie te Husarie (pzdr. Agguskę), POGi czy inne GROMy są wystarczająco bogate, by nie tylko utrzymać siebie, ale jeszcze małych rozmiarów państwo. Na dofach zarabiają najsilniejsi, dla maluczkich (choć tacy funkcjonują tylko w grupach ,,specjalnej troski") pozostają jedynie resztki.

Trudno sobie wyobrazić głupszy sposób wydawania pieniędzy niż dofinansowania – jako czynnik motywujący się nie sprawdzają (jak mi to ktoś ostatnio tłumaczył, dof ma wartość symbolu, oznaki aprobaty państwa dla dzielnego wojownika – nie przypominam sobie jednak, by pośród zadań MON czy MGiF było gdzieś ,,okazywanie aprobaty"), jako czynnik dyscyplinujący armię również leżą.
Są tylko dlatego, że wszyscy się do nich przyzwyczaili, a bez nich ciężej byłoby sobie znaleźć powód do kłótni.

Szczęśliwy anonim, spełniony młody polityk

Jakiś czas temu pozwoliłem sobie skrytykować ND za wystawianie anonimów na listach. Odpowiedziano mi wtedy, że jestem w takim razie zwolennikiem betonu, bo przecież ND odmładza tym samym struktury władzy. Nie tylko ND zresztą.

Czy rzeczywiście? A jakże! Wystarczy spojrzeć na nasze cudownie odmłodzone, prezentujące nową jakość wybory prezydenckie, w których naprzeciw betonowego Khere staje w szranki 1-osobowa ciekawostka polityczna (Podróżnik; można go lubić bądź też nie, ale funkcjonuje przynajmniej w świadomości ePolaka) oraz 3 anonimów – endecki partyjniak, pplowski ,,ktoś" i przedstawiciel apolitycznego WP.
Biedny Khere, ciężko mu przyjdzie wygrać z takimi potentatami masowej świadomości.

Albo wybory kongresowe, gdzie moje ukochane ND wprowadziło do sejmu bojówkarzy (TwardyBernardo, Celahim) oraz gracza z imponującym stażem dwóch miesięcy (Avenger16).
Nic do nich nie mam, może są to bystrzy i pracowici ludzie. Chciałbym tylko zapytać co ND zrobiło, by przekonać mnie, wyborcę, do tych panów?
Celahim od biedy ujdzie, jako organizator Legionu i postać funkcjonująca w prasie (co jednak nie czyni z niego jeszcze dobrego polityka), ale dwaj pozostali? Powinienem był wybrać ich ze względu na piękne oczy, oryginalne nicki, endecki sztandar w tle?

Imagine...

Wyobraźmy sobie nieco inny obrazek, w charakterze erepowego science-fiction.
Na dzień dobry – wolnorynkowy PPL, marka stara i rozpoznawalna. W oparciu o to muchozoliki mogłyby pokusić się o założenie pplowskiego banku, funduszu inwestycyjnego, poradniki ekonomiczne. Mielibyśmy wtedy PPL kreatywny, stymulujący aktywność gospodarczą obywateli.

Mająca bardzo wyrazisty sztandar endecja mogłaby się nauczyć czegoś od Partii Imperialnej, która obrała sobie unikatowy, wyrazisty image w oparciu o tradycje imperialnego Rzymu. Prawdziwa endecja to potężny twór ideologiczny, mający dość wyraziste przesłanie na wielu płaszczyznach rzeczywistości – dlaczego ich erepowy odpowiednik miałby być gorszy? Przeczytałby jeden z drugim Dmowskiego, wprowadził nieco nacjonalizmu do zapyziałej, polskiej prasy, podlał ostrzejszym sosem partyjną retorykę. Nie tylko przyciągnęliby tym samym do siebie ,,tru-patriotów", ale jeszcze mały Notorious miałby pożywkę na najbliższe miesiące, wdając się w polemikę z formacją intelektualną której szczerze nie trawi.

WiP i PWL sobie odpuszczę, bo nawet nie wiem, co te pozbawione wyrazu partie mogłyby ze sobą zrobić, ale warto jeszcze wspomnieć o NWO.
Nasza Wolna Ojczyzna, ruch powstały w okresie intensywnych zmian w geopolityce gry, epatując wtedy hasłami potęgi i dość bezlitosnej, realistycznej polityki w każdej płaszczyźnie. Lubiłem tamto NWO – ludzie wdarli się na rynek z pewnymi hasłami, co zresztą zaowocowało błyskawicznym przyrostem zwolenników. W moim mniemaniu, NWO mogłoby zagrać kartą imperialną – dosłownie, widzę ich jako ePolskich imperialistów, zwolenników tyrańskiej, żądnej wpływów, bezlitosnej i potężnej Polski. Stanowiliby wtedy wyzwanie dla nacjonalistycznej endecji, bo imperialiści w państwach narodowych to z reguły, jednocześnie, hardzi szowiniści. Być może moglibyśmy wtedy liczyć na niezłą jatkę, starcie dwóch wizji politycznych o to, jak lepiej ma Polska bić Iksów i Igreków po kasku.
Z kolei PI mogłoby wtedy zaproponować wizję jakiegoś uniwersalnego, ponadnarodowego imperium (przypominam, że Romanitas była właściwością, którą można było nabyć, niekoniecznie zaś wrodzoną – zresztą, wtedy nie było jeszcze narodowości).

Spory potencjał ma również Sanacja, specyficzna partia z nazwą zaczerpniętą od tego, co w rzeczywistości nie było partią (mowa o środowisku BBWR oczywiście). Sanacja (od sanatio, onis – oczyszczenie) może z powodzeniem głosić hasła uzdrowienia: elit, prasy, armii, czegokolwiek. Prawdziwa sanacja miała pozycję dominującą, w erepie oscyluje na politycznym marginesie...i jest to wymarzona pozycja ku temu, by krytykować wszystko i wszystkich. Szukać i wyciągać brudy przeciwników, prać je w ogniu opinii publicznej, prezentować wyższą etykę – bezkompromisowi, czyści politycy to przecież rzadki i bardzo lubiany ,,produkt".

Prezentujące pewien światopogląd partie miałyby nieskończenie wiele sposobności by pokazać drzemiący w ich członkach materiał polityczny. Artykuły, zażarte polemiki, konkurencyjne wizje – w takim ogniu ukształtowałyby się erepowe indywidualności, przez co nie byłoby problemów z anonimowymi listami wyborczymi.
Nikogo spoza partii nie obchodzi, kto i jak spełnia się wewnątrz jakiegoś organizmu. Partie muszą się uzewnętrznić, inaczej polska polityka nigdy nie będzie miała sensu.

W przypadku grup bojowych, przydałoby się trochę konkurencji. Póki co PGB tworzą od czasu do czasu front antyrządowy, kłócąc się o dofinansowania czy (niegdyś) nierentowność WP. Gdyby stworzyć armię państwową z prawdziwego zdarzenia, usunąć dofy i wprowadzić w zamian dmg kontraktowany, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej. Opłacałoby się to polskiej machinie militarnej, opłacałoby i grupom, daleko bardziej zmotywowanym by zdobyć korzystne kontrakty. Była już o tym mowa wielokrotnie i nie rozumiem, jak i kto doszedł do wniosku, że zabawa w dofinansowania jest prostsza i bardziej opłacalna od kontraktu. Zaraz mi oczywiście Staruszek wyjaśni, dlaczego jestem nieogarem i nie znam realiów, ale jakby to dobrze opracować...

Inicjatywy polegające na rozdawnictwie chlebków czy broni można z powodzeniem zastąpić takimi, nad jakimi swego czasu myślał Whiteye (projekt niestety zawieszony – zainteresowanych zapraszam do lektury artykułów w jego gazecie) czy DonMatteo (ranking prasowy). Ale są i inne możliwości, sam dzisiaj myślałem nad stworzeniem niezależnej agencji wywiadu, grupy specjalizującej się w zbieraniu i analizie informacji, w obrębie całego erepa. Informacje te można by sprzedawać, można by je też wykorzystywać zgodnie z mniej lub bardziej niecnymi intencjami (wiecie, że jakieś 95% danych wywiadowczych zbiera się ze źródeł legalnych?). Ja nie mam na to czasu, ale ktoś na pewno ma.
Nie ma też niezależnych funduszy inwestycyjnych, banków (wiadomo, że to już kiedyś było i wiązało się z przewałami, ale kto nie oddałby swoich pieniędzy osobom o reputacji Basowego czy Carbona?), w zasadzie – nie ma niczego ciekawego.
A szkoda.

Podsumowując...

Gracz, zwłaszcza młody, nie zostanie w grze dlatego, że ktoś da mu chlebek, broń czy zaznajomi z ircowymi funflami. Może w trudno to uwierzyć na pierwszy rzut oka, ale pozaerepowe kółka towarzystkie nie mają wcale specjalnej siły oddziaływania – nie każdego bawi ,,nicnierobienie" w miłym towarzystwie. Ludzie chcą grać, ale niekoniecznie mają ochotę na tworzenie wszystkiego od zera – całkiem słusznie, widzą w tym obowiązek starszych kolegów i koleżanek.
Szkoda, że ci ostatni nie widzą nic poza wynikiem wyborczym czy kolejnym BH.