Nie ma co płakać po tej Turcji [PL]

Day 1,491, 09:09 Published in Croatia USA by Ariakis

Well - since I'm staying with Croatian citizenship for a while, you'll have to forgive me for posting this, but frankly I'm too lazy to translate it.
_______________________________________________________________________

Ostatnie kilka-kilkanascie dni szerokim echem odbiło się w świecie, a szczególnie w ePL, która straciła kolejnego wiernego, rzetelnego, zawsze chętnego do pomocy, uwielbianego przez tłumy, krystaliczną moralnością niczym nie ustępującego Polsce, zawsze gotowego do poświęceń sojusznika.

Czy aby na pewno to strata?

Cóż – każda historia ma swój początek, a nie ma sensu cofać się, aż do erepowej starożytności. Początki tej naszej sięgają początków 2011 roku i jeszcze wówczas istniejącego sojuszu PANAM, którego członkiem był wówczas wzmiankowany ex-sojusznik.

Po rozpadzie Phoenixa, który w dużej mierze został wchłonięty terytorialnie przez EDEN na kontynentach amerykańskich powstawała zbieranina mająca stanowić trzeci biegun świata – w zasadzie nie wiem co kierowało nimi, aby jedną z części tego bieguna lokować gdzieś na pograniczu między cywilizacją europejską a pustyniami azjatyckimi, bo to tak optycznie całkiem spory biegun byłby. W dodatku geograficznie trochę daleki od Ameryki, ale mniejsza…

Turcja była członkiem PANAMu – choć chyba bardziej pasuje tu określenie, że była po części w EDENie i PANAMie – centrum mniej więcej pozostawało ciemnoróżowe, wciśnięte gdzieś między Bułgarię i Grecję a USA. Taka beta wersja 2in1. Bardzo dosłowna wersja.

Turcy rozczarowani przebiegiem wcześniejszej wojny stwierdzili najwyraźniej, że zrobią komuś dobrze jeśli narodową potrawę zmienią na hamburgera z frytkami i dopuścili do penetracji przez Wuja Sama. Niestety cały plan się rypnął, gdy Bułgarogrecy najwyraźniej zniesmaczeni praktykami swoich sąsiadów stwierdzili twardo, że w te klocki bawić się nie będą i żadną miarą pociągu turecko-amerykańskiego od tyłu do siebie nie dopuszczą.

Rozczarowani po raz kolejny stwierdzili, że teraz to oni się nie będą bawić i z tej piaskownicy z przytupem wyszli. A skoro przy rozczarowaniach jesteśmy – wiecie dlaczego nikt się nie śmieje z tureckich dowcipów? Turcy ćwiczą ich opowiadanie przed własnymi klonami – a potem przychodzi konfrontacja z rzeczywistością, w której własne dowcipy już takie śmieszne nie są.


Niezrozumienie przez otoczenie często prowadzi do depresji i innych problemów zdrowotnych

Szczęściem w nieszczęściu naród turecki niebywale zyskał na wyprowadzce części swoich internacjonalnych obywateli i z nadzieją w sercu spoglądał w stronę swoich starych, sprawdzonych sojuszników Serbowegrów, którzy zawsze stali przy nich ramię w ramię, nawet jeśli akurat się zdarzyło, że Turcji na mapach nie uświadczyliśmy.

Ba, co więcej znaleźli nowego, sojusznika w osobie mocarstwa polskiego. Nadzieja rozkwitała, wojska tureckie dzielnie zwiedzały świat(od Niemiec po Czechosłowację) u boku swoich nowych przyjaciół z orzełkiem w avku. Biły i dzieliły się chlebem i schabowym, radując każdym kolejnym zapewnieniem strony polskiej, że ‘tak – jeszcze trochę i zniesiemy wizy, cła na baraninę, usprawnimy proces nadawania obywatelstw i pozwolimy otworzyć kebabiarnie w Małopolsce’.

Niezrażeni nawet skrajnie prawicowymi ruchami dzielnie dążyli do ustanowienia nowej, przełomowej relacji, która znalazła swój finał w sławetnym 2in1. I tu zaczęły się schody – pomijając już nawet sam fakt, że 2 in 1 budzi skojarzenia raczej wymiotne polsko-tureccy bracia zignorowali najważniejszy fakt: bułka do której wsadzi się zmieloną krowoświnię i pokrojoną owcę nie ma racji bytu. A każdy dobrze wie, że prawdziwy Polak prędzej upije się metanolem z Rosjaninem, niż wymieni schabowego, czy tam mielonego na kawałek tłustej baraniny (abstrahując już od gangsterskich bossów w III RP).

Fakt ten umknął czołowym strategom i politykom ostatnich kadencji, którzy cokolwiek ze smutkiem przyjęli do wiadomości fakt, że ich przepis na sukces skończył w koszu.

Turkom po drodze przydarzyło się też kilka innych przygód – tak naprawdę nikt nie wie co powodowało nimi w plebiscycie kosowskim – choć niektórzy podejrzewają, że po prostu literka ‘i jak independent’ wypadająca w alfabecie szybciej niż ‘s jak serbskie’ powodowała mniejsze obciążenie komórek mózgowych i dlatego 83% Turków wybrało tę opcję. Te same osoby uważają, że zapewne z tego samego powodu to Iran jako pierwszy dostał się do ONE. Problem UK przestał istnieć w momencie, gdy zamiast UK na listę kandydatów wpisano Junior.

Zostawiając wpływ alfabetu na zdolności umysłowe i międzynarodową politykę wróćmy do tematu: Turcy, którym gwiazdka z wściekłości zmieniła kolor z białego na czerwony, po raz kolejny postanowili skorzystać z innej opcji i tym razem nie wdając się w kulinarne eksperymenty poszli do EDENu. Który jak wiadomo zapewnia swoim członkom częstą rozrywkę, bezpieczeństwo i pewną dominację na świecie. Nawet jeśli na koniec zostajesz w otoczeniu samych sojuszników, bez żadnej drogi naprzód. O ile w ogóle gdzieś zostajesz…

EDEN, który w ten czy inny sposób już miał na karku połowę tureckiej populacji na Cyprze z otwartymi ramionami przyjął nowych braci. Szczególne dowody miłości i braterstwa (ani chybi z okazji nadchodzących Świąt) dali Izraelczycy i Bułgarzy witając swojego nowego sojusznika honorową salwą z karabinów.


Przywitanie Turcji w EDENie

Trochę skołowanym tymi dowodami uznania Turkom udało się odwdzięczyć i nie bez pewnych problemów oddać izraelski region w dowód przyjaźni. Pierwszy szok najwyraźniej minął, bo kolejnych cudownych powrotów nie uświadczyliśmy. Tymczasem w ONE rozpoczęło się szaleńcze świętowanie tego wydarzenia – niektórzy z komentatorów uznali nawet, że warto będzie dopłacić, byleby tylko Turcja sobie poszła i nie wracała.

I teraz zastanówmy się moi drodzy: czy ta Turcja jest wam w ogóle do czegoś potrzebna: lubią dziwne zabawy z Wujem Samem, brakuje im poczucia humoru, robią żarcie, którego ni cholery nie zjesz z ziemniakami, nie lubią ich Hiszpanie, Serbowie, Węgrzy, Irańczycy, Macedończycy, a nawet Polacy spoza GROMU. A w dodatku poszli do EDENu, a każdy od czasu, gdy Sztandarowy brylował jako rzecznik wie, że EDEN jest feee. Głowa do góry – nic się nie stało!