Kongres - kulisy sprawowania władzy w ePolsce

Day 784, 07:40 Published in Poland Poland by Nasir Malik



Prasa polska została opanowana przez pokeballe, propagandę sukcesu i spam nowych gazetek „o niczym”. Tym niemniej czasem warto zaryzykować i spróbować zamieścić jakiś artykuł o tematyce ciut bardziej poważnej, nawet jeśli będzie wydawał się „ścianą tekstu”. Myślę jednak, że warto go przeczytać, żeby wiedzieć co się dzieje.

Dzisiaj weźmiemy na tapetę Kongres jako instytucję polskiej polityki.



Większość z młodych graczy zapewne niewiele się orientuje w tajnikach funkcjonowania naszego ustroju. Pokrótce wspomnę więc, że mamy dwie władze - Prezydenta (władza wykonawcza) i Kongres (władza ustawodawcza). W epolskim wydaniu wprowadzono system prezydencki, gdzie rząd powołuje i odwołuje Prezydent, a Kongres nie ma nic do powiedzenia w temacie. W praktyce funkcjonuje to zresztą bardziej jako ustrój autorytarny, gdzie fasadowy Kongres nie korzysta z własnych uprawnień przewidzianych przez mechanikę gry (a te są ogromnie szerokie i skłaniają się raczej do systemu parlamentarnego niż prezydenckiego), tylko biernie klika zgodnie z „prośbami” i „poleceniami” Prezydenta. Dodatkowo na Kongres nakładana jest blokada informacyjna ze strony rządu w myśl słynnej już dewizy rządowej „JK na 100%”, przy czym pod literką „K” znajduje się Kongres, a reszty domyślcie się sami.

Stosunki między rządem a kongresem w takim układzie sił zwykle falują między wyczekującą neutralnością (początek kadencji) a jawną wrogością (kilkukrotnie już zdarzały się medialne wojny pomiędzy rządem a kongresem, a na tajnych kanałach irchowych i forach wrze przynajmniej kilka razy w miesiącu).

Przy czym zauważmy jedną, najistotniejszą rzecz: stosunki pomiędzy rządem a kongresem to stosunki pomiędzy rządem a grupą aktywnych kongresmenów, których jest mniejszość.



Jednym z głównych zarzutów rządu, zwykle używanym jako usprawiedliwienie dla „JK na 100%” jest bowiem niekompetencja członków kongresu. I trzeba uczciwie przyznać, że w przypadku większości kongresmenów jest to zarzut prawdziwy. Zdecydowana większość kongresmenów znajduje się w kongresie tylko dla zaspokojenia własnych ambicji (medal do kolekcji), za prowadzenie znanej gazetki (zrobiłem fajny komiks i wszyscy mnie znają, to na mnie głosują) bądź za znajomości w partii (wysłałem dużo peemek zachęcających do przystąpienia do partii, to mnie szef docenił i wystawił na liście) czy poza partią (pisało się trochę na tym ircu, nie?), czy też wreszcie za zasługi pozapolityczne (założyłem forum, walczyłem o niepodległość ePolski, mam duży level). Takich ludzi w kongresie co miesiąc jest większość.

Problem zaczyna się wtedy, kiedy po euforii związanej ze zdobyciem medalu kongresu (dla jednych) bądź spokojnym przyjęciu oczywistej oczywistości (dla tych, których zasługi bądź znajomość nicka były gwarancją wejścia do kongresu niezależnie od wszystkiego) zaczyna się etap pracy. Wtedy ludzie ci z zasady milkną, ograniczając swoją aktywność do klikania na yes/no bądź wystawiania ustaw „na prośbę rządu” - z tego rzadko kto rezygnuje, bo za to są punkty doświadczenia. Nota bene, „prośby” sprowadzają się zwykle do uzasadnienia w stylu „bo tak”, a pytania o szczegóły kierowane do rządu kwitowane są „to jest tajne” (dla potrzeb kongresu) bądź „bo kongres się na niczym nie zna” (dla potrzeb mediów).



Rzecz w tym, że w kongresie znajduje się jednak mniejszość kongresmenów, którzy dostali się tam w pełni świadomie, a przede wszystkim odpowiedzialni za wykonywanie powierzonego mandatu dla dobra kraju, czasem nawet utożsamiający się z głoszonym programem. To oni pytają i żądają odpowiedzi, aby móc odpowiedzialnie zagłosować za dodrukiem PLN, przekazaniem pieniędzy ze skarbca do NBP, ustaleniem stawki podatku (jak widać, wbrew obiegowym twierdzeniom, to nie Prezydent został uczyniony przez grę odpowiedzialnym za gospodarkę, ale kongres), wypowiedzeniem wojny, postawieniem szpitala, podpisaniem MPP... I to im, w przypadku kolejnej wojny z rządem, w mediach zostaną przypisane zasługi i niekompetencje członków nieaktywnych.

A jak to było naprawdę, zostanie na zawsze ukryte pod zasłoną magicznej aury tajności obrad, której większość (ta niekompetentna) broni jak niepodległości od dawna, w końcu ujawnienie społeczeństwu tego, co kto w kongresie robi (a właściwie czego nie robi) niesie za sobą ryzyko, że ktoś przejrzy na oczy i nie zagłosuje.



Kongres funkcjonujący w takich warunkach znajduje się obecnie w błędnym kole, przy zachowaniu którego należy się spodziewać, że „pieniądz gorszy” do końca wyprze „pieniądz lepszy”. Kolejne wartościowe osoby rezygnują z walki z wiatrakami i rezygnują z ubiegania się o mandat kongresmena, bądź po prostu przegrywają wybory z osobami o znanych nickach, za to bez wiedzy i chęci pracy. Więcej osób, które nic nie robią oraz przekazywany w mediach obraz kongresu, który nic nie robi sprawia, że ludzie bez kompetencji nie mają żadnych oporów w startowaniu w wyborach, bo skoro inni nic nie robią i nie trzeba tam nic robić, to dlaczego nie zdobyć medalu do kolekcji? Więcej osób niekompetentnych to dla rządu wygodna sprawa, w końcu jest wytłumaczenie dla „blokady informacyjnej” i są bezwolni kongresmeni, którzy zaakceptują każdą decyzję i przed którymi nie trzeba się z niczego tłumaczyć. Nikomu nie zależy na zmianach.

Nikomu…?

Jest tylko jeden klucz do przełamania tej sytuacji. Tym kluczem są prezesi największych partii. Jeśli oni nie zrobią selekcji kandydatów nie według znajomości, uległości i zasług („mierny, bierny ale wierny”), ale według znajomości mechaniki gry, ekonomii czy militariów, to nic się nie zmieni.

Przed nami kolejne wybory. Jak sądzicie, zmieni się coś?