Kongres? A komu to potrzebne?

Day 2,652, 16:27 Published in Poland Poland by maxi1994

Kolejny kadencja kongresu zbliża się ku końcowi. Zastanawiając się nad tym, czy pojawił się tam jakikolwiek progres (hehehe), wszedłem kiedyś z ciekawości na PCE, przejrzałem kilka działów i przez głowę przeszła mi tylko jedna myśl:



Tak, tak: poziom kongresu woła o pomstę do nieba. Pewnie Ameryki nie odkryłem, ale ostatnio niektórzy jego członkowie osiągnęli dno i dalej pikują. Czy ten organ, w teorii drugi najważniejszy po rządzie (a niektórzy uważają, że nawet równy - sic!), powinien zajmować się takimi błahostkami jak usunięcie jakiegoś denerwującego kongresmena z życia publicznego albo aby obrzucano się tam błotem? Nie wiem jak Wy, ale ja osobiście uważam, że nie.
Zachowanie kongresu od dawna pozostawia sporo do życzenia. Sam byłem tam kilka razy i po ostatniej "przygodzie" przyrzekłem sobie, że już więcej tam się nie pojawię i słowa na razie dotrzymuję. Myślałem, że wtedy to, co widziałem (gorącym tematem była wtedy m.in. dyskusja na temat PCA), było apogeum niekompetentności i kretynizmu tejże instytucji. Niestety, myliłem się.

Kadencja styczeń - luty przyniosła kolejne dowody na to, że jest źle. Pojawił się nowy Marszałek Kongresu, który zdecydował się na wydanie rozporządzenia o powadze stanowiska kongresmena. Artykuł ten miał być niejako etosem prawdziwego członka kongresu. Moim zdaniem miało to na celu po prostu pogrążyć m.in. kakawkę (nick w grze: kawa_89), który swoim chamskim zachowaniem sprawiał marszałkowi mnóstwo kłopotów. Naprawdę nie dziwię się tej irytacji, gdyż kakawka nie jednej osobie napsuł krwi. Jest to bardzo trudny przypadek osobowiści. Wracając do sedna: rozporządzenie bardzo szybko uchylono, ale w UoFK znalazł się punkt, na który zainteresowany ukaraniem marszałek mógł się powołać, a następnie uargumentować swój wniosek masą dowodów. I tak oto nasz kongres zadecydował o wysokości kary dla kakawki.
Tak na marginesie: w trzech z czterech zaproponowanych kar znajduje się następujący zapis:

- zakaz wystawiania na listach wyborczych do Kongresu przez partie top 5 do 20 miejsca na liście przez okres [tutaj pojawia się zaproponowana długość]

Wniosek o ukaranie kawy to nie jedyne miejsce, gdzie pada taki pomysł. Taka kara pojawia się w prawie każdej tego typu debacie. Pytanie: jak bardzo jest ona skuteczna? Kongres nie jest w stanie tego wyegzekwować. Co więcej: temat ten był już wałkowany przy okazji kary dla Geralda i wtedy większość uznała, że tego typu zapis jest... absurdalny. Widocznie brak logiki w takiej karze nie przeszkadza temu, by dalej brnąć w ten nonsens. Ważne, że niektórzy dopięli swego. Już niedługo w kongresie zobaczymy samych aniołków eliminując recydywistów takich jak kakawka. Szlachetny cel, ale nie do zrealizowania. Same metody (jeszcze) obecnego MK przypominają mi pomysły Romana Giertycha z mundurkami, które miały zbawić polską edukację i zlikwidować wszelaką patologię w szkołach, co nie do końca się udało. Tak samo nie uda się to obecnemu marszałkowi, któremu zapewne wydaje się, że przyczyną spadek prestiżu roli kongresu spowodowany jest brakiem kultury u niektórych członków. To ma minimalny wpływ, a sam kongres traci w oczach właśnie przez takie zabawy. Kongres zamiast wychowywać (recydywiści zawsze będą, w końcu to internet; należy ich po prostu ignorować i się nie przejmować) powinien zająć się poważnymi problemami, które od wieków czekają na swoje 5 minut.

Przykład? Chore ustawy. Obecnie ulubionym zajęciem naszych kongresmenów - oczywiście zaraz za karaniem - jest poprawa obowiązującego prawa ograniczająca się z reguły do dodania kilku słów lub przecinka do konkretnego artykułu. Kiedy pojawia się problem z ustawą, np. nie można czegoś zrobić, bo mamy sprzeczność, więc logiczne działania mogą być podstawą do ukarania, zmienia się dany zapis i jest ok. Po pewnym czasie znów kłopot, ale w innym punkcie ustawy, więc robi się to samo. I tak w kółko. Ile to już widziałem poprawek UoFK... Jeżeli mamy spodnie, w których mamy miliony dziur, to albo je wyrzucamy albo wyznaczamy nowe trendy i chodzimy w rozdartych. Czy jest sens cerować je w nieskończoność uwzględniając nawet najmniejszą dziurkę? Raczej nie. Mimo wszystko: legifaszyzm górą. A na horyzoncie nie widać żadnych zmian. Niestety, pewnie nieprędko się takowe pojawią...

Aby myśleć o tworzeniu prawa należy posiadać m.in. elementarną wiedzę na temat niektórych aspektów gry, której większość naszych szanownych kongresmenów nie posiada. Nasza "elita" oburza się, gdy rząd nie pyta się jej o zdanie, ale czy ktoś zastanawiał się, czy w ogóle coś do powiedzenia powinna mieć osoba, która nie ma zielonego pojęcia - na przykład - o polityce zagranicznej? Czy wyobrażacie sobie aby lekarzom pomagali kompletni amatorzy, którzy nie znają nawet budowy komórki? No właśnie, podobnie jest z kongresem. Kongres w obecnej formie jest bezużyteczny. Jak ma pomagać w kreowaniu polityki zagranicznej skoro nie zna nawet podstaw? Ok, ktoś może powiedzieć, że rząd powinien informować kongresmenów na bieżąco. No niby tak, ale to na pewno dla sporej części graczy byłoby za mało. Same fakty nie wystarczą; naszym kongresmenom przydałaby się solidna lekcja historii, czego z wiadomych względów nie mogą dać im członkowie rządu (nie są po to, by ludzi edukować i uświadamiać). Bez poznania tła historycznego i kilkudziesięciu kluczowych faktów trudno wyrobić sobie słuszną opinię na dany temat. Dodatkowo często we współpracy rządu i kongresu brakuje zaufania, co skutkuje zatajeniem bardzo ważnych spraw w obawie przed wyciekiem tych tajnych informacji.

Niestety, niewiedza to nie jedyny problem, z którym boryka się nasz kongres. Jak już wcześniej wspomniałem, pojawia się tam brak logiki, który jest m.in. spowodowany wojną polityczną, chociaż i tutaj można zobaczyć jakieś plusy. Te walki nie są już takie mało rzeczowe jak kiedyś, gdy chodziło o to, by wbić za wszelką cenę szpilę drugiej stronie. Niestety, cały czas widać, że dla niektórych kongres jest miarą ogaru. Tworzenie rankingów na bazie kongresowych danych to pomyłka, a wszystkie formułki typu: "Byłem w kongresie 10 razy, więc się znam" powodują u mnie napady śmiechu (no chyba, że taka osoba była np. w rządzie). Dlaczego? W kongresie niczego nie da się nauczyć, szczególnie w kadencjach okraszonych nutką politycznych utarczek, gdzie pisze się czasem takie bzdury, że głowa mała. Tylko czynna gra może Was czegoś nauczyć, a nie żadne czytanie - często dennych - debat w kongresie. Jeżeli młody graczu masz ambicje - idź na staż do rządu. Do kongresu głównie się idzie po golda i po nic więcej.

A teraz kilka słów do szanownych kongresmenów, byłych, obecnych i przyszłych: jeżeli macie żal o to, że społeczeństwo traktuje kongres jak śmietnik to pamiętajcie, że winna jest większość z Was. Nie zachowujcie się jak święte krowy, nie czujcie się ważniejsi od rządu. Nie dziwcie się, że prestiż tej instytucji drastycznie spadł, kiedy Wy zrobiliście tam cyrk. Proszę Was o trochę pokory, bo z prawdziwego kongresmena większość z Was ma tylko medalik.

Po cichu liczę (pewnie dość naiwnie), że nadejdą lepsze czasy, a nasz kongres będzie reprezentować poziom wyższy niż poziom wody w brodziku. No ale nadzieja matką głupich.

Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.

PS. Ten artykuł nie ma na celu obrażania wszystkich kongresmenów. W kongresie są naprawdę ogarnięte i przydatne osoby, ale niestety to jest nadal mniejszość. Może zdarzyć się sytuacja, że ta większość ich przekrzyczy (co się już zdarzało) i kongres podejmie jako całość absurdalną decyzję. No ale niech żyje demokracja. I SPoland oczywiście (bo tak mi w partii powiedzieli).