Darker than black (w odpowiedzi Anglovowi)

Day 1,224, 21:47 Published in Poland Poland by Notorious Suicide

Artykuł powstał zamiast komentarza pod tekstem Anglova. Znaczy to, że macie podwójnie przewalone – by zrozumieć o co chodzi, musicie się przebić przez dwa murki.

Przeczytałem artykuł Anglova; jak podejrzewam, jako jeden z niewielu – każdy kolejny komentarz utwierdzał mnie w przekonaniu, że facet, który wymyślił skrót ctrl-f (dajmy na to: ctrl-f: mój nick, moja grupa bojowa, moja partia) winien zostać w tempie szybkim i możliwie boleśnie wykastrowany. Z drugiej jednak strony, rozumiem brak korelacji między treścią gorzkich żali autora a wypowiedziami czytelników – nader ciężko jest się ustosunkować do tekstu, który formą przypomina nieco strumień świadomości.
Całkiem zgrabny zresztą, mimo hektolitrów melancholii zeń wypływających.
Ale ja nie o tym.
Pośród mniej lub bardziej nonsensownych komentarzy trafił się jeden, który bardzo przypadł mi do gustu.

I tak siedzieli nad rzekami Babilonu i płakali. Zamiast się ruszyć.

eRep, plastyczne tworzywo tylko czekające na rękę kreatora. Jak sam tego nie kształtujesz, zrobią to za ciebie inni na własną modłę.


(Tremeda)

Mógłbym się podpisać pod tą kwestią i zamknąć temat, ale jako beznadziejny grafoman nie mogę stracić okazji by się wywnętrzyć nieco bardziej. Poza tym, cudownie wielowątkowy artykuł Anglova zasłużył na coś więcej niż nawet najtrafniejsza puenta.
Puentowanie pozostawiam zatem damie pik polskiej polityki, samemu niniejszym folgując własnym zwyczajom.

O mitologii słów kilka

Był sobie kiedyś pewien Rumun, Mircea Eliade (nie, nie każdy Rumun ma na imię Bogdan). W poczet jego licznych zasług na rzecz nauk humanistycznych zaliczyć należy zwłaszcza dwie: badania nad mitem początku oraz rozwinięcie teorii regresu.
Brzmi ciężko, ale sprawa jest w sumie dosyć prosta – Eliade pisał w słowach przystępnych dla zwykłych śmiertelników. A ja zamierzam ten temat jeszcze bardziej uprościć.

Każda kultura, religia, społeczeństwo, państwo etc. – wszystko to ma jakiś mit fundacyjny, mit początku. Dla Hellenów byłby to mit złotego wieku, dla Polaków legenda o Lechu, Czechu i Rusie, względnie o Piaście Kołodzieju. Niemcy mają swój Pierścień Nibelungów, Anglicy – króla Artura, erepowicze – betę.

Nie wiem, jaka była beta – zarejestrowałem się tu nieco po fakcie. Ze wspomnień dinozaurów znam pobieżnie pewne cechy charakterystyczne, jak historie o burmistrzach, walka jeden na jednego, zero ułatwień i inne takie. Gdy zebrać te informacje razem do kupy wychodzi mi produkt ostro niekompletny; produkt, którego bym swemu dziecku (którego szczęśliwie nie mam) pod choinkę nie sprezentował. Mimo to dość często widzę okrzyki: "give beta back!". Sam należę do osobników drugiej generacji; wychowałem się na wersji 1.0, ze wszystkimi jej cudownymi uchybieniami. W v1 było nas więcej, stąd ,,beta back" ginie w postulacie ,,v1 back". Dla mojego ePokolenia mitem fundacyjnym, opowieścią o królu Arturze, są bitwy od wojny amerykańskiej po utratę RA (jak mawiają mądre głowy, ostatnia ,,naprawdę epicka" potyczka; no cóż, dla mnie taki wniosek to ,,epicka bzdura" – każdy ma swoje pojęcie epickości, co nie?).
Po mnie przyszło pokolenie v2. Oni w zasadzie nie wiedzą o co chodzi. Poza tym, niewielu z nich przetrwało – survival w nuklearnej rzeczywistości flashowego pola bitwy okazał się mieć...khem, atomowe konsekwencje dla wesołych Rumunów, zarządców tej gry.
No i v3, względnie v1,5 aka nasza wesoła ekumena. Ze wszystkich wersji gry, produkt najbardziej kompletny, zwłaszcza po ostatnich zmianach. Podoba Ci się to czy nie, gra jako gra jest w tej chwili bardzo user-friendly; miałem okazję się o tym przekonać, zakładając nowe konto.

Tak czy owak, pierwsze jest zawsze najlepsze. Zawsze.
Po złotym wieku przyszedł wiek srebrny, po srebrnym – brązu, po wieku brązu – wiek żelaza. Ludzie żyli krócej, byli coraz głupsi, wiedli coraz nędzniejszą egzystencję.
Po Piaście Kołodzieju przyszedł premier Tusk; nawet jego zawołani zwolennicy nie mieliby na tyle jaj, by otoczyć Donka jakimś nimbem wielkości.
Po becie przyszło ,,teraz". Teraz jest złe, z jakiegokolwiek powodu. Bo ,,teraz" nie jest epickie, podczas gdy beta (lub v1) - i owszem.

Darker than black

Kiedy spytać profesora historii o jego mistrza, na każdym kroku będzie podkreślał jego wielkość – nawet ostatni egocentryk i arogant wie, że jego mistrz był wielki.
Gdyby zajrzeć do notatek tegoż mistrza wyniknie, że jego mistrz był jeszcze większy.
A gdyby zajrzeć do notatek mistrza mistrza...

Regres – nie może być lepiej, może być już tylko gorzej.
Anglov nie pisał o tym, że sama gra (jako system) się pogarsza. Wręcz przeciwnie – Anglov jest jednym z tych niepopularnych frajerów, którzy dostrzegają pozytywy tam, gdzie mainstream widzi jedynie kolejny powód, by powiesić dodatkowe psy na płocie.
Mimo to, autor wiadomego artykułu nie uchronił się przed wizją regresu.

Kiedyś ludzie byli inni. Inny był GROM, inna była prasa, wszystko było inne. Inne, ciekawsze, lepsze. To o ludziach Anglov pisał, więc i ja sobie pozwolę o nich wspomnieć.

Kolego redaktorze, drogi polemisto, ceniony krytyku – ludzie się nie zmienili. Są tacy, jacy byli – przynajmniej w kwestiach podstawowych (głupio byłoby założyć, że ludzie to jakiś permanentny konstans). Źródło Twoich melancholijnych wniosków nie tkwi w jakichś konkretnych szczegółach.
Poszukaj go w bardzo podstawowej psychologii.

Podrzucę dwa słowa-klucze: sentyment i rutyna.

Sentyment, bo świat, który zastałeś lat kilka temu był dla Ciebie światem nowym, do tego in statu nascendi. Ludzie, którzy w tym czasie dochodzili do gry, byli z reguły zorganizowani w grupy, których początek wziął się z zewnątrz (vide pół-legendarne netwars). Uczyliście się tego świata, współtworzyliście go. Musiało Was to nieźle bawić, skoro zostaliście tu tak długo. Nie można jednak ciągle żyć początkiem – to się kiedyś musi skończyć, inaczej nie miałoby sensu.

I tutaj wkracza rutyna. Z odkrywcy nowych lądów stajesz się podstarzałym kolonistą, siedzącym na werandzie, ćmiącym fajkę i wspominającym ,,stare dobre czasy". Twoja gra traci na świeżości, nabywa za to cech automatyzmu. Nie to, żebyś przestał ją lubić –przestajesz ją jednak reinterpretować. Interpretacja z początku, pierwsze definicje, pierwszy ogląd świata – wszystko to, co wytworzyło się w czasach Złotego Wieku – siedzi po dziś dzień w Twojej głowie. eRepublik staje się starą, dobrą książką – taką, jaką miłą czytało się w dzieciństwie i do której chętnie powraca się na starość.

I niczym więcej.

Paradoks Anglova

Piszę o tym, bo przerabiałem już tę bajkę wielokrotnie. eRepublik nie jest pierwszą wirtualną społecznością, którą współtworzyłem: było i kilka innych. Do części z nich dołączyłem, by po jakimś czasie stać się administratorem czy motorem napędowym systemu; inne sam stworzyłem. Bawiłem się dobrze – do czasu.

Bo po jakimś czasie zawsze dawała o sobie znać rutyna i znużenie. Sam nigdy się temu nie poddawałem; trudno jednak utrzymać w ryzach społeczność, która się zasiedziała. I ciężko też słucha się ludzi, którzy do usranej śmierci będą ci opowiadać zajmujące historie sprzed lat. Z czasem pojawiały się wnioski, że ,,jest już bardzo źle, trzeba zmian". Gdy dostawali swoje zmiany, kręcili nosem: ,,bo to już nie to".
Nie wiem, co mówili później – olewałem kwestię ciekłym sikiem i przemieszczałem się tam, gdzie siły twórcze nie przypominały jeszcze wypalonego słońca z krainy narnijskiej Czarownicy, cesarzowej Jadis.

Różnica między tym, w co się bawiłem, a eRepublik tkwi w potencjale. Tam dopływ świeżej krwi był mocno ograniczony – jeśli nie podtrzymywało się ognia ze wszystkich sił, sam w końcu gasł. eRepublik się nie kończy – jest, jak to ładnie ujęła Tremeda, plastycznym tworzywem. Opuszczając tamte miejsca, nigdy do nich nie wracałem w takiej roli, jaką pełniłem wcześniej (czasem bawiłem się w obserwatora; ot, czysta ciekawość, nic więcej).
Tutaj wracam nieustannie – bo ta magma żyje i przemieszcza się.

Możesz zrobić to, o czym pisze Tremeda.
Możesz też dołączyć do osób, które paradoksalnie (stąd ,,paradoks Anglova") dość często krytykujesz.

NoB był epicki. Jak cholera – zawsze chciałem się przespać z ru-botem, na prześcieradle z DDoSa.
Wojny w v1 były epickie – zapewne; niekończący się ping-pong między Atlantis a PEACE był tak porywający, że odruchowo przewidywałem miesiące, w którym ,,ten drugi" zacznie wygrywać.
Ludzie byli inni – ależ oczywiście. Tylko padło im na mózg i już nie są tacy fajni, jak byli wcześniej (bo jednak większość nadal gra).
Prasa była inna – nie, nie była. Polska prasa, przynajmniej w v1, była jedną z przyczyn, dla których lepiej było siedzieć w USA. Tam rzeczywiście było inaczej – tyle, że to się nie zmieniło; prasa amerykańska nadal bije naszą na głowę. Skoro już jesteśmy przy paradoksach – jak to jest, że ci ponoć tak głupi Amerykanie jakoś nie mają tak monstrualnych problemów z tekstem dłuższym niż ulotka, podczas gdy wielce inteligentni Polacy – i owszem?
Cokolwiek zrobi admin, zrobi źle. A jakże...

Ci ludzie z reguły nie narzekają dlatego, że coś jest rzeczywiście sknocone.
Narzekają, bo nie mamy już Złotego Wieku.
I z tych samych powodów narzekasz Ty, choć trzeba Ci oddać sprawiedliwość i powiedzieć, że sięgasz aspektów, o których istnieniu większość ePolaków nie ma zielonego pojęcia.

Diagnoza? Wirtualna melancholia (mam nadzieję, że nie sięga poza grę).
Zalecana kuracja? Wypoczynek.
Czynny.


Pozdrawiam

P.S. Z dedykacją dla Anglova, Game. I jeden z moich ulubionych utworów Toola, Sober (ale to już naprawdę żartem, nawet jeśli Maynard śpiewa inaczej).