Airstrike: Siedem pytań. Siedem odpowiedzi.

Day 1,961, 07:29 Published in Poland Poland by Sztandar
Witajcie w te piękne, wiosenne dni.

Parę osób pytało się mnie kiedy w końcu napiszę coś na temat airstrike'a, brakuje bowiem do tej pory głosu strony rządowej, a wiadomo - Sztandar piszesz, Sztandar musisz. Żeby było możliwie jak najbardziej treściwie i rzeczowo, arta ujmę w formie odpowiedzi na najważniejsze pytania, na dalsze będę odpowiadał w komentarzach. No, to jedziemy:

1. Od czego to wszystko się zaczęło?

Przełomowym momentem było stwierdzenie przez CP Marvina, że niemożliwym jest zebranie zapasów żywności potrzebnych do odpalenia aistrike'a. Wyzwanie rzucone polskiej przekorze nie wytrzymało oczywiście próby czasu i w ciągu jednego dnia wymagane racje zostały przesłane, a prezydentowi nie pozostało nic innego, niż tylko zjeść własny język.


2. Dlaczego doszło do konfliktu i jego eskalacji?

Z trzech zasadniczych przyczyn. Po pierwsze, upór i nieustępliwość Marvina - można było odnieść wrażenie, że obraził się, bo jego właśni obywatele zrobili mu na złość i zebrali masę żarcia na aistrike'a. Po drugie: fakt, że jego stanowisko i wypowiedź zostały błyskawicznie przypisane pozostałym członkom rządu, rozwalił dialog w zarodku(co zresztą jest typowym efektem generalizowania/stosowania odpowiedzialności zbiorowej). Po trzecie: najwięksi zwolennicy airstrike'a przeprowadzili rozumowanie "skoro my przesłaliśmy chlebek i się da, to wy zrobicie nalot, bo się da". Innymi słowy, nieobłożony najmniejszym ryzykiem, całkowicie bezstresowy donejt chlebka został bez mrugnięcia powieką zrównany z zaplanowaniem od podstaw kampanii militarnej. W przeciągu doby. Na świecie opanowanym przez wynikające z gorączki złota wojny. W atmosferze dopiero odnawiających się więzi ePolski z CoT...

Dodatkowym czynnikiem może być chęć zwrócenia na siebie uwagi lub też próba wytworzenia nowej tożsamości erepowej. Nie wiem jak inaczej bowiem odnieść się do zarzutu, jakoby zwolennicy airstrike'a nazwani zostali przez rząd mianem "krzykaczy". Dziwne, nie przypominam sobie. Przejrzałem na szybko logi z kanału rządowego, na wszelki wypadek również z dowództwa - jakiegokolwiek odniesienia brak. Za to pobieżna analiza logów z słynnych rozmów okrągłostołowych daje informację, że owego określenia użyto 1(słownie: jeden raz). Naturalnie jego autorem nie byłem ani ja, ani Marvin - wychodzi niestety na to, że "krzykacze" sami nadali swojemu środowisku przezwisko i w ten sposób stali się w oczach społeczeństwa pokrzywdzeni.


3. Dlaczego airstrike jest taki problematyczny?

Ponieważ jego koszty uzależnione są od kilku czynników, a przypadku ePL - stanowią po prostu kwotę ogromną. Wbrew pozorom jesteśmy państwem sytym i rozwiniętym, z najbardziej stabilną bazą surowców w całej grze(nie liczę Chin, bo z racji obfitości PTOersów trudno uznać je za jedno państwo), także zgromadzenie potrzebnych środków nie stanowi większego problemu. Schody zaczynają się, gdy trzeba je właściwie spożytkować i uzyskać przekonanie graniczące z pewnością: tak, ten region w tym momencie jest do zdobycia i utrzymania. Tutaj już nie wystarczy nacisnąć "donate", sprawa jest nieco bardziej skomplikowana.


4. Skąd te opory przed ryzykiem?

Sądzę, że na to pytanie są dwie odpowiedzi. Pierwsza to historyczna i możemy ją nazwać w skrócie "klątwą NoB". Chodzi o pamiętną bitwę w North of Brazil, na którą to ówczesny prezydent smrtan wydał kwoty, przy których sumy bajońskie to bilon do złodziejskiego parkometru lub banknot do złodziejskiego fotoradaru. W porywach. Bitwa została wygrana, wszystko było spoko...aż do następnego dnia, gdy wywołane powstanie zakończyło się utratą drogocennego NoB. No i nagle nastąpił wysyp ekspertów, którzy podczas kampanii siedzieli cicho, ale teraz nagle stwierdzili, że przecież od początku wiadomo było; niektóre przedstawiane rachunki zawyżały całość dostępnych w chwili wypowiedzenia bitwy środków nawet kilkukrotnie, ale to nikomu nie przeszkadzało - ot, domagano się krwi kozła ofiarnego, który przyjmie ciężar odpowiedzialności za złą decyzję. Decyzję, która jednego dnia została zaakceptowana przez społeczeństwo, a drugiego dnia określona mianem faila prezydenckiego. Od tego czasu, chociażby podświadomie, każdy prezydent zastanawia się nie dwa-trzy razy zanim zaryzykuje - lecz czyni to razy trzydzieści. I najczęściej rezygnuje, ponieważ w przypadku wygranej oprócz niego w kolejce po chwałę ustawią się PGB, tanki i reszta; w przypadku przegranej krytykuje się niemalże tylko i wyłącznie jego. O tym zresztą traktuje odpowiedź numer dwa, czyli...

...Chiny. Kampania chińska była planowana od długich miesięcy, dlatego też z dużą nadzieją nastawialiśmy się na jej realizację. Niestety, w kluczowym momencie kongresman CaveoPoland wystawił ustawę, która pozbawiła nas czterech rzeczy, z czego trzy były oczywiste: inicjatywa, bonus 10% do influence wynikający z NE, dogodna pora dnia niemalże gwarantująca wygranie kilku pierwszych rund. Najgorszym był jednak sygnał wysłany naszym sojusznikom: oto w najważniejszej chwili jeden z najpotężniejszych krajów eRepa został rozłożony nieodpowiedzialnością jednego kongresmana. I to nie żadnego randoma - sprawca już w chwili dokonania sabotażu posiadał spore doświadczenie w MON oraz pełnił funkcję Marszałka Kongresu. Tymczasem po krótkiej burzy o sprawie nikt już niemalże nie pamięta, a jeśli nawet, to wątek ten jest skrzętnie pomijany. Apatia Marvina w dużej mierze wynikała właśnie z konieczności ponoszenia konsekwencji cudzych błędów...jeśli nie potrafimy ogarnąć własnego kongresu, nie spodziewajmy się, że inni zrobią to za nas. Nie oczekujmy również, że dyplomacja zaczaruje rzeczywistość - niestety, czyny mówią głośniej niż słowa.


5. Dlaczego Serbowie nie chcieli nam oddać kopalni?

Pytanie przykre, wskazuje bowiem na to, jak dramatycznie niski jest poziom wiedzy dot. dyplomacji w naszym społeczeństwie. Otóż spieszę z informacją, że działa ona na odmiennej zasadzie, aniżeli koncert życzeń. Nawet znajdująca się pod polskim buciorem Francja regularnie przebąkuje coś o redukcji czynszu czy innych opłat, a Serbia - która niemalże samodzielnie dokonała pto kilku pomniejszych państw eRepa - miałaby się kogoś słuchać...bo tak? Naprawdę? Tutaj polecam również praktykę stosunków międzynarodowych, bo w teorii owszem - mogę się z Panem Ministrem Serbem skontaktować i może nawet jakimś cudem przekonać go, żeby bez najmniejszego powodu pozbył się góry złota. No, cóż...w praktyce to nie przejdzie.

Serbia jest specyficzna. W porównaniu do niej polskie życie polityczne jest oazą spokoju, zgodności i zdrowego rozsądku. Tylko w tym bałkańskim królestwie co miesiąc urzęduje kilku równoprawnych MSZ, z czego przy pewnej dozie szczęścia jeden-dwóch jest w stanie porozumieć w języku angielskim na poziomie wyższym niż "hello". Do tego dochodzą regularne dramaty przy HQ i wyłania się z tego obraz państwa pogrążonego w kompletnym chaosie. Naturalnie, w niektórych sytuacjach stanowić to będzie wielką siłę Serbii - niestety nie w dyplomacji. Jako MSZ potrafiłem bez problemu ogarnąć zawirowania z CoT, przy czym chwilami naprawdę niewiele brakowało do tego, żeby dogadali się razem z EDENem i spuścili nam niezłe lanie - jednak za partnerów w dyskusji miałem ludzi spokojnych, komunikatywnych, rzeczowych.


6. Dlaczego spotkanie na kanale okrągłego stołu zakończyło się fiaskiem?

Jak wyżej - rozmowa nie dotyczyła konkretów, za to bardzo szybko przerodziła się w koncert wzajemnych roszczeń i pretensji. Dodatkowo doszło do nieporozumienia, ponieważ z Marvinem zostaliśmy zaproszeni jako strona rządowa, aby wysłuchać propozycji i planów airstrike od opozycji. Tymczasem na miejscu okazało się, że to my mamy owe plany i propozycje formułować...jedyna osoba, która nastawiona była na merytoryczną rozmowę i posiadała wiedzę nt. mechaniki gry pojawiła się niestety wieczorem Duża szkoda, bo gdyby spotkanie zaczęło się od argumentów, to zapewne już wtedy dogadalibyśmy się bez problemu. Niestety, narzekać na władzę jest łatwo i przyjemnie - krytykować konstruktywnie jest wprawdzie jeszcze przyjemniej, ale za to znacznie trudniej.


7. Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z całego zdarzenia?

Strona rządowa powinna przede wszystkim z większą pokorą podchodzić do wszelkich oddolnych inicjatyw. Część z nich jest nie tylko dobrze przemyślanym pomysłem, ale stanowi również kapitał, który trzyma nas przy grze i daje determinację do wspólnego działania. CP i jego gabinet oprócz korzyści militarno-politycznych musi zwracać uwagę na walory integracyjne, sukces w eRepublik to w dużej mierze pochodna porozumienia. Przy odpowiednim nastawieniu i właściwie prowadzonych konsultacjach społecznych rząd może czerpać ze społeczeństwa garściami. Owszem, mówiąc brutalnie: czasami, i to chyba częściej niż rzadziej, trzeba oddzielić ziarno od plew. Co nie zmienia faktu, że odrobina cierpliwości oraz dobrej woli nie przyniesie nam nic oprócz korzyści.

Obywatele z kolei mogą sobie zadać sobie trochę więcej trudu i zapoznać się z mechaniką gry oraz ograniczeń z niej wynikających. Ja doskonale rozumiem, jak lekko i sympatycznie jest zasiąść wygodnie w fotelu, wklepać sobie "ja chcę region/kopalnię/airstrike", po czym rozliczać z tego ludzi, którzy dziennie poświęcają kilka godzin na to, aby kolejne wymagania i pretensje mogły spływać szerokim strumieniem. Warto jednak wymagać trochę i od siebie, bo inaczej dochodzi do sytuacji cokolwiek kuriozalnych, jak np. niepomierne zdziwienie jednego z głównych zwolenników nalotu na wieść o tym, że z każdym kolejnym podpisanym mpp jego koszt się zwiększa. Bo on nie wiedział...no właśnie, to jest typowy problem opozycji w polityce: nie wiem, ale się wypowiem.

Nie brakuje również głosów ukazujących w jak najgorszym świetle nasze sukcesy:


Rosja niemalże w całości zmieniła właściciela


Rosyjski MON niepochlebnie komentuje odnowienie mpp PL-BG


Na razie w prasie doczekaliśmy się za to:
-pociętych logów z flejmem na rząd
-jednego akapitu z flejmem na rząd
-podczepienia się pod sukces AS w prezentacji prezydenckiej(+flejm, na początku nie doczytałem i sądziłem, że jest jeszcze jakaś przyzwoitość w polityce)

Smutno trochę. Niemniej to, co w całej sprawie napawa mnie optymizmem, to porozumienie. Fakt, że wskutek sporu na linii rząd - opinia publiczna coś nam się udało. Zwieńczyliśmy konflikt w konstruktywny sposób, który uczynił zwycięzcę z każdego. I jeśli choć jedna osoba przy okazji następnej awantury na chwilę przystanie, zastanowi się, po czym przypomni sobie tę właśnie sytuację - będę zadowolony. Bo to znaczy, że było warto.