Żywot człowieka szczęśliwego

Day 1,459, 14:17 Published in Poland Poland by Zafikel

Tak sobie patrzę na tę naszą piękną, erepowa (nie)rzeczywistość i dochodzę do wniosku, że znalazłem wreszcie sposób na grę. Bardzo prosty sposób, godny polecenia dla wszystkich nawykłych do nudzenia się.

Po pierwsze, zostałem kolekcjonerem bazook i batoników. Mój dzień erepowy zaczyna się po 'work and train' (chwała Bogu, nie jestem Carbonem – w&t zajmuje mi ledwie kilka sekund), kiedy to dokonuję od siedemdziesięciu pięciu do stu kliknięć na polu bitwy. Gdy mam czas, odzywają się we mnie resztki poczucia przyzwoitości i biję wtedy, gdy długość polskiego penisa nie przekracza sześćdziesięciu procent. Zdarzają się jednak i dni w pośpiechu – wtedy, z pewnymi oporami natury moralnej, dorzucam swoje ustawowe sto i kilka tysięcy do nawet osiemdziesięciu procent przewagi.
Dostaję nagrodę i wylogowywuję się, z poczuciem dobrze wypełnionej rutyny.
Wynik batalii oczywiście mnie nie interesuje (np. nie zauważyłem, że Dolna Normandia, region w którym sobie e-pomieszkiwałem jest wyzwalana, pewniakiem w myśl traktatu którego mi się nawet nie chce czytać – przewiduję te same bzdury co zwykle; w efekcie obudziłem się w strefie franka).

Po drugie, moduł prasowy przeglądam metodą ,,tytuł i dziesięć pierwszych linijek". Tyle wystarcza z reguły by potwierdzić, że ktoś już o tym kiedyś pisał, że ja to komentowałem i że w zasadzie nie dzieje się nic nowego. Czasem tylko, raczej z nawyku niż potrzeby ekspresji, dorzucę swoje przydługawe dwa grosze do tematu po to tylko by potwierdzić, że nadal się z czymś nie zgadzam. Całościowo czytuję jedynie Kujona, Anglova, Smaarka, Sztandara (gdy literki przeważają nad obrazkami) i paru innych ,,ziomów", którzy jednak ostatnimi czasy jakby mniej ochoczo realizują się w polskim kociołku medialnym. No i młodych graczy – a nuż się trafi się jakaś perełka, w postaci nieodżałowanej pamięci fana Evans Blue (którego nicka niestety nie pamiętam).

Po trzecie, raz na jakiś czas wykorzystuję erepublik jako forum. Wrzucam wtedy jakąś pierdołowato-ogólnikowo-zaczepną myśl w ramach feedsów, z którą inni znudzeni zgadzają się lub nie. Rozrywka na tyle absorbująca że aż momentami żałuję, że niegdyś najciekawsze rozmowy odbywały się w ramach pozatematycznych dyskusji pod erepowymi tematami.

Po czwarte i ostatnie, czasem wypuszczę coś na kształt i podobieństwo artykułu. Rzadko, coraz rzadziej – wszak nie wypada mi pisać o tym, iledziesiąt bazook udało mi się zgromadzić, że rozkazy MON można by swobodnie zlikwidować, bo i tak większość ma na nie wyłożone, że dramaty polityczne są w najlepszym wypadku tragikomiczne, bo populacje poszczególnych państw ,,kochają" i ,,nienawidzą" innych uczuciem o złożoności zużytej wykałaczki i z regularnością miesiączki, że...inne że. Po co? Każdy to przecież wie, a tamować czy eskalować nie ma po co, by samemu nie nabawić się wspomnianego tragikomizmu.

Obecnie mój główny problem to komu jeszcze dać dupy w zamian za czołgi, by nie uszczęśliwiać nadmiernymi zakupami starszych ode mnie graczy. Dałem już Nasirowi i Grzesiowi, w zamian za niezagłosowanie w wyborach prezydenckich, dałem i Kujonowi, w zamian za dołączenie do partii. Gdybym był bardziej przedsiębiorczy, pisałbym pewnie artykuły na zamówienie – ale mój czas nie przelicza się na wirtualne dobra, poza tym szkoda mi trochę gazetki w którą włożyłem nieco wysiłku, a która zostałaby wypełniona jakimiś napisanymi od niechcenia szmatami.
A no, ten tego, mógłbym jeszcze zostać posłem lub prezydentem. Ale ja już nawet nie wiem, czym się nasz sejm zajmuje (coś mi się obiło o uszy, że działalnością handlową, ale sprawdzać mi się oczywiście nie chciało). A prezydent...jakbym się postarał to pewnie bym mógł, zważywszy na obecną pustynię polityczną, ale to, co chciałem zrobić jeszcze parę miesięcy temu dziś wykonałbym bez przekonania. Poza tym, oczekiwaliby pewnie ode mnie obecności przy komputerze w oznaczonych porach, a ja jednak lubię być obecny tylko wtedy, kiedy mam na to ochotę.

Mógłbym się jeszcze pobawić w polemiki prasowe, które inni zwykli nazywać flejmem czy trollingiem, ale z kim ja tu mam dyskutować? Ostatnio Pierre spróbował, kwestię jednak wyczerpałem jednym (choć na kilka części rozbitym) wpisem. Ci, którzy nie lubią – np. Smrtan, nie lubiący Albańczyków, Martinoz, nie lubiący muzułmanów, ktokolwiek, nie lubiący homoseksualistów, cokolwiek, nie lubiące liberalizmu – to wszytko się nie odzywa, bo przecież w erepublik piszemy tylko o erepublik (nawet z kurwą w tytule, jak zauważyłem dzisiaj).
Jaka szkoda – fobie i antypatie są z reguły tak irracjonalne, opisane tak prostym językiem i oparte o tak skomplikowane procesy, że przełożenie tych ostatnich na te przedostatnie wymaga nie lada wysiłku i daje sporo radości. No ale, nie ma to nie ma.

A nie, przepraszam, jest Sztandar i jego ostatni artykuł, po którym powinienem poczuć się wywołany do tablicy. Ja, który wiem lepiej i mam źródła lepsze od ircowych (czy jakoś tak). Niestety, i tu jakoś mi się nie chce pisać co sądzę na temat cytatów wyrwanych z kontekstu, w dodatku sprzed kilku miesięcy. I dlaczego warto czytać całe wątki, a nie tylko dwa ostatnie artykuły Mazuuura.

Pozostaje mi zatem pomarudzić, co czynię ponoć nawet wtedy, kiedy tego nie czynię.
A zatem, jako człowiek erepowo spełniony i szcześliwy,

Z ultramalkontenckim pozdrowieniem

Ja