#lotdodomu

Day 4,515, 05:38 Published in Poland Poland by YogobeIIa

Jakiś czas temu obiecałem na discordzie, że opiszę moją przygodę z powrotu do kraju #lotdodomu i dodatkowo dorzucę co nieco o kwarantannie domowej, a jako że jestem człowiekiem słownym, który nie lubi jak mu się o tym przypomina codziennie (Gacie :F) to... piszę! Dodatkowo Tomko już trzecią edycje swoich wypocin opublikował, także ten...
Przygotujcie się na solidną ścianę tekstu, długą niczym pierwsza z trzystu rolek papieru toaletowego, którą zakupiliście w obawie przed posraniem się ze strachu przed koronawirusem, zabawną niczym adoptowany syn Tadeusza Drozdy i Karola Strasburgera, a jednocześnie ciężką niczym hantle treningowe Mariusza Pudzianowskiego.
Innymi słowy ten tekst będzie o niczym. Zaczynamy!
*Po przeczytaniu tego zdania zdałem sobie sprawę, że moje przymiotniki odnoszą się do wyrazu ściany, a nie tekstu. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale chuj (wyobraź sobie mema z trailer park boys).

Jak zapewne paru z was wie, pracuje za granicą. Gdzie mnie firma pośle, tam siedzę. Kiedy Europa witała się z Covidem, ja siedziałem w biurze w Eindhoven, grzebałem w dziwnych systemach i przygotowywałem szkolenie praktyczne dla ok 500 ryja. Wtedy sobie myślałem: ja pierdolę - zamiast tygodnia, będę tu siedział miesiąc, bo pewnie będą chcieli ich podzielić w małe grupki.
Jakie było moje zdziwienie jak w 16 marca w poniedziałek przyjeżdżam sobie do firmy i dostaje telefon: Hey Thomashshshzsz, so... the project has just been cancelled and we need to get you back to Loland asap.
Ten asap nie był takim asapem, bo jak wiadomo Loland zamknęła granice dla transportu publicznego. Do kraju można było wrócić pieszo (xD), samochodem lub samolotem LOTu po rejestracji przez serwis #lotdodomu.
Firma na szczęście (xD) zdecydowała się na samolot. Problemem było to, że wtedy nie było dostępnych żadnych lotów z Holandii, a panika koronawirusowa powoli wchodziła oknem do holenderskich domów.
Telefon na infolinie MSZ dedykowany do obsługi #lotdodomu oczywiście nie działał, telefon do ambasady w Hadze również milczał. Jako, że czas działał na moją niekorzyść (menedżer hotelu powiedział mi, że w ciągu paru dni wszystkie hotele w Holandii będą musiały się zamknąć), zdecydowałem się na lot do Szwecji do domku nad jeziorem mojego kumpla z pracy, gdzie oczekiwałem na obiecany lot, zapijając w sobie koronawirusa.
Loty z lotniska w Goteborgu pojawiły się dwa - na następny dzień oraz na sobotę. Oczywiście kupiłem bilet na ten późniejszy - 21 marca. Dlaczego oczywiście?
Bo widok z tarasu miałem taki:


No ale nie nie może przecież wiecznie trwać - czas na kolejną podróż.
W dzień wylotu pojawiłem się na lotnisku tradycyjnie 2 godziny przed odlotem. Z racji specjalnego charakteru lotu brak było możliwości odprawienia się onlajn, tak więc na lotnisku zastałem krótką, stuosobową kolejeczkę. Ludzie zachowywali się różnorako, część zachowywała znaczne odstępy między sobą, zaopatrzona w maseczki i rękawiczki, część typowych roboli skondensowana w kółkach wzajemnych adoracji capiących gorzelnią pomieszaną ze zjełczałym potem oraz jedna ONA. Madka. Madkę usłyszałem już na wejściu do lotniska, a muszę przyznać, że musiałem przejść 3/4 długości lotniska żeby dojść do kolejki. Madka gadała przez całą godzinę oczekiwania na oddanie bagażu. Jestem pewny, że każda osoba na lotnisku poznała jej fascynujące historie, którymi się tak ochoczo dzieliła ze swoją koleżanką po drugiej stronie niewidzialnego kabla telefonicznego. Wszyscy oprócz mnie - inwestycja w dobre słuchawki po raz kolejny ratuje moją i tak lekko zjebaną psychikę. Jednak co widziałem, to nieodzobaczę. Madka miała dwa bombelki w wieku ok. 2-3 lata. Bombelki jak spuszczone ze smyczy: rzucały kurtkami, torebkami i co tam jeszcze im wpadło w łapy, po całym lotnisku. Po kilku minutach znudzone poprzednimi atrakcjami zaczęły robić wyścigi pełzających robaków po kafelkach lotniska, a na koniec zrobiły sobie mały konkurs mający pokazać, które z nich najdłużej przyssie się ustami do podłogi xD Wszystko na oczach kochanej mamusi i kąkębęta, który widać, że już od paru lat ma dość życia.
Ja rozumiem, że dzieci, że zabawa. Ale nie kurwa w czasie pandemii, kiedy Ci każą drzwi otwierać biodrem, żeby broń Boże niczego ręką nie dotykać.
Kolejne fajne zachowanie widziałem już w samolocie - Pani na oko 50 lat zabezpieczona siatkowymi rękawiczkami (jak do pieczywa w lidlu) oraz cieniusią chustą założoną na twarz (taką wiecie: Julia Roberts miała kiedyś w filmie i każda baba teraz to chce, najlepiej oryginał z frąsuskiegooo butikuuu za 1k euro) najpierw szukała miejsca na swoją torbę, otwierając z 5 luków bagażowych, następnie pożyczyła długopis od innego pasażera, żeby potem przez cały lot trzymać tą samą rękawiczką cieniuteńką chustę na ustach. Safety First!
Sam lot nie był długi (brak korków chyba, hehe). Na wejściu do samolotu czekał na nas personel, w rękawiczkach i maseczkach. Na siedzeniach były już przygotowane minigrześki lotowskie, butelka z wodą i formularz sanepidowski do wypełnienia. Podczas lotu stjułardesa chodziła i mierzyła temperaturę każdemu pasażerowi. Niestety mieli bezdotykowy laserowy termometr. Znacie mnie - po cichu liczyłem na analny 🙁 Uzyskaną temperaturę należało wpisać w ww. formularz.
Po wylądowaniu musieliśmy jeszcze poczekać z pół godziny w samolocie: przyszło dwóch smutnych panów w moro. Gdyby nie maseczki, google i rękawiczki, to chyba bym ich nie zauważył. Zebrali wszystkie formularze od pasażerów, dodatkowo badając wyrywkowo temperaturę. Już na płycie lotniska dało się słyszeć komunikaty bezpieczeństwa: w związku z zagrożeniem epidemiologicznym prosimy o zachowanie 1.5 metra odległości między sobą!
Po czym wpierdolili nas z samolotu do jednego autobusu (XDDD), który przejechał całe 100 metrów do wejścia na lotnisko. Ścisk porównywalny z komunikacją miejską w Warszawie w godzinach szczytu xD
Na wejściu czekała nas kontrola paszportowa, przy czym dodatkowo trzeba było podać miejsce odbycia kwarantanny oraz dane kontaktowe swoje i osoby do kontaktu - czyli dokładnie to samo, co wypełnialiśmy w samolocie xD
Tak więc jestem w Polsce, w Warszawie, 300 km od domu w którym mam odbyć kwarantannę, bo w końcu stwarzam potencjalne zagrożenie dla innych. Także tak, czas na taksówkę na dworzec i pociąg do domu xD Taksówkarz na wyjebaniu, bez jakichkolwiek środków ochrony, zagadał mnie tylko jak to uważa, że za koronawirusem stoi jeden (wybrany) naród, który teraz ostro lobbuje płatność kartami, żeby mogli całą gotówkę świata wypłacić i zachować dla siebie...
Po dowiezieniu na dworzec (i zapłaceniu kartą, bo gotówka już przecież w rękach żydów xD) ładnie podziękowałem za podzielenie się ze mną swoimi przemyśleniami i pomaszerowałem na pociąg.
Pociąg przyjechał praktycznie pusty. Ja oczywiście wykupione miejsce w 1 klasie (kto bogatemu zabroni?!) tuptam do swojego przedziału, który był cały zasłonięty. Otwieram drzwi, a tam 3 osoby, w tym jedna w PEŁNYM kombinezonie foliowym, maseczce malarskiej i długich gumianych rękawicach. Koleś spojrzał się na mnie i zaczął kaszleć xDDD


Także poszedłem sobie poszukać innego miejsca, co nie było trudne... Wszystko puste, oprócz jednego przedziału, gdzie system PKP wrzucił chyba wszystkich podróżujących tym pociągiem xD Oczywiście biletów nikt nie sprawdzał, także tym bardziej nie wiem, czemu ci ludzie się tam gnieździli z kaszlącym śmieszkiem, poza tym to już chyba podchodziło pod nielegalne zgromadzenie, nie ? xD
Następnego dnia kwarantanna się oficjalnie rozpoczęła. Już o 10 rano dostałem telefon z policji:
Dzień dobry, Pan Tomasz? W domu pan jest? Jak zdrówko? Wychyli się pan z okna, żebym widział. Czegoś potrzeba? Jakiś zakupów? OK, zdrówka życzę i do jutra.
Dodatkowo dostałem SMS z MZ zeby zainstalować sobię aplikację 'kwarantanna domowa' i postępować zgodnie z instrukcjami. Codziennie o randomowych godzinach dostaje SMSa z informacją, żebym sobie w ciągu 20 minut poprzez tę aplikację zrobił selfie z włączoną lokalizacją. Już dwa razy mi się omskło i nie zrobiłem tego na czas. Wtedy dostaje kolejnego groźnego SMSa,
w którym piszą, że nie wykonałem zadania w określonym czasie i informacja taka została wysłana do systemu (chlip). Konsekwencje? Chuj wie, ale co mi mogą zrobić za niezrobienie sobie selfie w telefonie, skoro policja i tak codziennie do mnie przyjeżdza.
A propos policji.
W piątek dzwoni koleś DOMOFONEM: Dobry, aspirant Jakiś Tam, pan Tomasz? Taaak. Panie Tomaszu, jest pan w domu?
Kurtyna.

Tak mijają dni, czekam do niedzieli, bo wtedy powinna mi się kończyć kwarantanna. Czemu powinna, a nie kończy? Bo nie dostałem żadnej decyzji administracyjnej w której termin końca byłby wskazany, jak moja koleżanka, która odbywa kwarantanne, w związku z kontaktem z osobą zarażoną. A przy ostatniej rozmowie telefonicznej z policją, to oni mnie spytali kiedy się kończy bo oni nie wiedzą ile jeszcze mają do mnie jeździć xDDD
Jeszcze tylko dwa słowa na temat samej idei #lotdodomu.
Oczywiście ta akcja ma jak najbardziej sens. Ludzie muszą wrócić w jakiś sposób do kraju, jeżeli wszystkie normalne loty zostały odwołane. Fala hejtu z jaką się spotkałem w komentarzach na różnych stronach informacyjnych jest natomiast zadziwiająca.
OJOJ TERAZ WYSZSCY Z TEJ ZAGRANICY WRACAJA JAK SIE DUPA PALI HURR DURR UCIEKLISCIE TO TAM SOBIE ZOSTANCIE JAK TRWOGA TO DO BOGA TAK JEBALISCIE RZONT A TERAZ NA KOLANACH WRACACIE.
To jest dla mnie niezrozumiałe. Większość osób wraca z urlopów, bądź z kraju, gdzie firmy wstrzymały produkcje i chcą z tych dziwnych czasach pobyć z rodziną w Polsce. Wszyscy słyszeliśmy o wielokilometrowych korkach na granicach. Wyobraźcie sobie co by było, gdyby kolejne kilkadziesiąt tysięcy osób wrzucić w samochody i kazać stać kolejne kilkadziesiąt godzin na granicy xD
Nie podoba mi się też 'chwalenie' się rządu tą akcją. Bębnią, że jest desygnowany specjalny numer telefonu obsługujący wszelkie pytania w związku z akcją #lotdodomu z 48 dyspozycyjnymi konsultantami. Nic bardziej mylnego - wykonałem dziesiątki telefonów, bezskutecznie próbując się tam dodzwonić. Dodatkowo poprosiłem mamusię, żeby próbowała w moim imieniu z kraju zadzwonić (może można było się tam dodzwonić tylko z kraju –wiecie o informację o powrocie z zagranicy dzwonić z Polski, nic mnie już nie zdziwi xD) - efekt ten sam, czyli jego brak.
Kolejna rzecz (już kończę, obiecuję) to cena biletu. Rząd ogłaszając program pisał: DOPŁATY DO BILETÓW ŻEBY KAŻDEGO BYŁO STAĆ NA POWRÓT DO OJCZYZNY!!! Może taka narracja faktycznie sprawia, że typowemu januszowi się scyzoryk w kieszeni otwiera (JAK TO, TO JA CIĘŻKO NA CZARNO PRACUJE BO 500 MINUS MIE NIE WYSTARCZA, A TE CHUJE CO W OJRO ZARABIAJO ZA DARMO WRACAJĄ ??!11), ale ja was proszę...
Rząd obiecywał dopłaty do biletów, które w obrębie Europy kosztują więcej niż 800 zł... Osobiście przeleciałem (hehe) Europę wzdłuż i wszerz, easyjetem bez bagaży za 15 euro i lufthansą buisness class za 400. Biorąc pod uwagę, że w #lotdodomu jest jedna taryfa - zwykłe miejsce, 1 bagaż podręczny i jeden do odprawy, to serio nie wydarzy się taka sytuacja, w której rząd coś dopłaci 🙂 Mój bilet kosztował 480 zł, co jest normalną ceną w LOT, jeśli kupujesz bilet ze zwykłą taryfą w przeddzień lotu i to na trasę która przelatujesz w nieco ponad godzinę. Biorąc pod uwagę, że praktycznie każdy samolot jest pełny, a w ogóle, żeby taki samolot po was przyleciał, to musi być zapotrzebowanie chyba minimum 60% miejsc w samolocie, to uwierzcie - LOT na tym nie traci. Traci oczywiście na braku możliwości prowadzenia zwykłej działalności, tak jak pozostałe 90% społeczeństwa, ale nie na #lotdodomu. To tylko kolejny wielki populistyczny ‘sukces’ rządzących.

Kończąc swoje pierdolenie, chciałbym życzyć wam dużo zdrówka i odporności na nadchodzące tygodnie, bo to gówno się tak szybko nie skończy 😉
Przepraszam za tak późny art. W końcu do końca kwarantanny już bliżej niż dalej, ale nie za bardzo chciało mi się pisać.
Niby nie chciało się, a wyszła ściana jak zwykle 😃