Trudne sprawy: Ewakuacja

Day 1,545, 11:13 Published in Poland Poland by Brovario Vein


Poprzednie odcinki: Dziecko, Matka, Posiłek, Konflikt


Vein otworzył oczy i patrzył leniwie na jasnoszare chmury, zastanawiając się, czemu leży na plecach w kałuży. W końcu przypomniał sobie o zasadzce, w którą wpadł jego oddział i o ciężkim ostrzale, pod którym się znaleźli. Z trudem odessał się z błota, wstał na chwiejne nogi i rozejrzał się dookoła. Walka wyglądała na zakończoną: cisza, bezruch, jedynie płonące wraki czołgów posyłały prosto w niebo słupy czarnego dymu. Nagle zauważył Władka biegnącego w jego stronę i wymachującego rękami. Zabawne, pomyślał Vein, Władek wygląda jakby coś krzyczał, a przecież w ogóle go nie słychać. Zastanowił się głębiej. NIC nie było słychać. Zaczął gmerać sobie w uchu brudnym palcem. Dobrze, że Władek jest już blisko, zapytam go co jest grane, postanowił Vein.

Vein właśnie otwierał usta, gdy Władek niczym rugbista rzucił się na niego, w locie złapał go w pasie i sprowadził do parteru, który w tym przypadku był mętną kałużą. Następnie chwycił go za kołnierz munduru i zaczął ciągnąć po śliskim błocie, cały czas mamrocząc przekleństwa przerażonym głosem, podczas gdy kule z broni maszynowej i snajperskiej świstały dookoła. Zaciągnął go do ogromnego leja po wybuchu, gdzie schroniły się niedobitki oddziału.



- Znalazłem Veina – zameldował. – Jest ogłuszony wybuchem. Cud, że go nie zastrzelili. Spacerował między kulami jak stara prukwa po bazarze... Za przeproszeniem.
- Vein! – Veina-mama porzuciła opatrywanie Zawixa – Veinusiu! Jesteś ranny? – przyjrzała mu się z troską, po czym wyciągnęła z kieszeni chusteczkę, pośliniła i wyraźnie zamierzała zetrzeć błoto z twarzy Veina. W obliczu nadciągającej kompromitacji, obudził się w Veinie wyrobiony latami instynkt syna nadopiekuńczej matki. Ręka automatycznie odepchnęła chusteczkę, a usta wrzasnęły na jedynym wydechu:
- Nicminiejestdziękujęsamsobieporadzę! – po czym Vein usiadł i rozejrzał się dookoła przytomniejszym wzrokiem.
- Witamy wśród żywych – powiedział kwaśno Greek – Możesz chodzić?
- Chyba tak...
- To dobrze, bo zaraz będziesz biegał. Słuchać mnie wszyscy! – podniósł głos – tą minibitwę przegraliśmy, ale kampania trwa. Przegrupujemy się teraz do tamtego zagajnika. Tam, poza zasięgiem artylerii wroga, dokończymy refilla, nawiążemy kontakt z MONem i wrócimy do akcji. Pytania?
- Z Kusznikiem nie jest dobrze – Daron był wyraźnie zmartwiony. I miał rację, leżący na prowizorycznym posłaniu Kusznik ledwo oddychał. Ten widok wzruszył matkę Veina. Przyklękła obok niego, wzięła go za rękę i zapytała cichym, smutnym głosem:
- Mogę coś ciebie zrobić, żołnierzu?
- Proszę sięgnąć... do mojej... lewej kieszeni... – wychrypiał Kusznik ostatkiem sił.
Veina-mama wyciągnęła rękę w stronę jego spodni, szybko ją cofnęła, gdy Daron syknął: „na piersi”, po czym wyciągnęła z kieszeni na piersi zdjęcie dziewczyny, której skąpa bielizna oraz wulgarna poza ocierały się o pornografię. Wybuchła szlochem.
- Jakie to piękne! Umierający żołnierz chce ostatni raz obejrzeć ukochaną dziewczynę! – przerwała, by wydmuchać nos, następnie kontynuowała wzruszony szloch – Chce, by jego ostatnim widokiem na tym padole łez... - głos jej się załamał - ...ostatnim wspomnieniem zanim zgaśnie było... hmm... para ewidentnie sylikonowych piersi oraz krzywe nogi, które dzięki desperackiej głodówce ich posiadaczki wydają się dłuższe niż w rzeczywistości – dokończyła normalniejszym głosem.
- To drugie lewo! Nie ta kieszeń – Kusznik, mimo stanu przedagonalnego, był wyraźnie zirytowany.
- Baton?! – matka Veina po sprawdzeniu zawartości drugiej kieszeni na piersi Kusznika, także się zirytowała. Po wzruszeniu nie było już śladu. – Facet kona w błocie i jedyne o czym myśli to cycki i słodycze! Szkoda, że nie dają tu piwa, co? – zakpiła.
- Mamo, nakarm go tym batonem, póki nie wpadł tu żaden pocisk z moździerza.

Zjedzony baton przywrócił siły Kusznikowi, ale i tak on i paru innych musieli być niesieni prze kolegów podczas ewakuacji. Gdy zbliżał się czas opuszczenia schronienia, Vein podszedł do matki:
- Mamo, muszę nieść nosze Kusznika dlatego pójdę przed tobą. Ty masz pobiec zaraz za rannymi, rozumiesz?
- Oczywiście synu. Tylko powiedz mi, do którego konkretnie zagajnika mamy dobiec?
- No do tego tam po prawej – zniecierpliwił się. – Przecież nie do tego, z którego do nas strzelają!
- Aha – odpowiedziała niezbyt pewnym głosem, lecz nie było czasu na dyskusję.

Paru imperialistów otworzyło ogień, zapewniając choć szczątkową osłonę ogniową, a Eliotm z Arboozem chwycili nosze z Zawixem (który z braku lepszych zajęć zaczął wrzeszczeć: „Urrrra!”) i wybiegli z prowizorycznego okopu. Wkrótce nadszedł czas, by Vein i Ogniwo wzięli nosze Kusznika i ruszyli przez otwarty teren w stronę bezpiecznego lasu. Nisko pochyleni, ślizgając się w błocie i modląc się, aby żaden z pocisków latających koło nich ich nie trafił, ukryli się między drzewami niespodziewanie szybko. Jednak dla Veina ulga trwała krótko, gdyż wśród nadciągających Imperialistów nie było jego matki. Coraz więcej żołnierzy dobiegało do bezpiecznej kryjówki, ale żaden z nich nie umiał powiedzieć, gdzie podziała się kobieta.

Wkrótce w zagajniku pojawił się oddział, który osłaniał ewakuację. Oszalały z niepokoju Vein zaczął ich także wypytywać.
- Widzieliśmy ją – ponura mina Greeka nie wróżyła nic dobrego. – Krzyczeliśmy za nią, ale nas nie słyszała...
- Co się z nią stało?!
- Ona... pobiegła w to drugie prawo... Nie mogliśmy jej gonić, musieliśmy prowadzić ogień...
Vein nie słuchał usprawiedliwień. Spokojnie, nie okazując emocji patrzył w kierunku, w którym pobiegła jego ukochana matka. Wyglądało na to, że przed momentem zamieniła się w jednoosobowy oddział szturmowy, który bez broni pobiegł prosto na stanowiska wrogiej artylerii.

CDN.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Drogi czytelniku! Jeśli spodobał Ci się ninejszy tekst, zachęcam do przeczytania moich poprzednich opowiadań. Masz gwarancję, że będą jeszcze lepsze, gdyż systematycznie obniżam loty:
| Łonki ONE | Tajemne inicjacje Michasia | Trorololo, czyli cycki zostały rzucone |
| 2012 Koniec eŚwiata |