[Prezydent] Co wydarzyło się w Bavarii.

Day 1,522, 05:56 Published in Poland Poland by Ravdir


Dziś rano przegraliśmy bardzo ważną bitwę. Po każdej porażce przychodzi czas na rozliczenia i mam właśnie zamiar ich dokonać. Prześledzimy więc przebieg bitwy, zastanowimy się nad przyczynami i skutkami oraz wyciągniemy wnioski.

Wszystkie potrzebne dane: http://battle-watcher.com/battle.php?id=20641



Pierwszy błąd, do którego jak najbardziej się przyznaję, popełniłem jeszcze przed rozpoczęciem bitwy. Dokładniej, odpaliłem ją zbyt późno. Dotychczasowe, gładko wygrane potyczki w Saksonii oraz Turyngii rozpoczynały się ok. 9 rano, Bawarię wystartowałem o 9:58. Zdawać by się mogło, że godzina zwłoki nie sprawi większej różnicy. Ustawiając wieczorem budzik, nie uwzględniłem jednak, że bitwa o Bawarię będzie po zakończeniu walk między Rumunią a Węgrami jedyną istotną bitwą i to tam zostanie skierowane influ całego TEDENu. Ostatnia minibitwa tej kampanii trwała równolegle z pierwszą rundą w Bawarii. Wtedy samo PCA wywindowało mur w Niemczech w okolice 70%.
Całe ONE postanowiło wówczas pomóc Węgrom i spróbować nawiązać walkę z Rumunią. Widząc, jak bezpieczna jest Bawaria, zorganizowałem zbiórkę również w Polsce. To prawdopodobnie zaważyło o porażce w drugiej minibitwie naszej kampanii, gdy zwyczajnie zabrakło nam influ, by utrzymać mur.
Nie świadczy to bynajmniej o zbytniej pewności siebie i zlekceważeniu Niemiec. Jestem przekonany, że każdy, widząc mur w Bawarii, nie odmówiłby pomocy sojusznikom.



Po dwóch rundach było już 1:1. Widać było wyraźnie, gdzie TEDEN ustawił nowy priorytet.
Kolejne 4 rundy wygraliśmy dość gładko. Co prawda z interwencjami w postaci zbiórek MON, jednak napotkany opór był umiarkowany. Mur był trzymany, co można zobaczyć na podanej na początku artykułu stronie, na idealnym poziomie. Tak, że żaden hit nie został zmarnowany.



W siódmej minibitwie TEDEN (nie Niemcy!) uderzył z naprawdę ogromną mocą i byliśmy bezradni. To przykre, ale tak było. Próbowaliśmy i nie udało się, choć to nasze 'prime time'. W ósmej rundzie imponujące obrażenia zadane przez naszego tanka (ogromne dzięki za zaangażowanie!) oraz 'all in' grup wystarczyły na zdobycie... 30 punktów, czyli przebicie muru na minutę.
Później było już tylko gorzej. W kolejnej mini przeprowadziłem jeszcze zbiórkę, która właściwie skazana na niepowodzenie, ale była to ostatnia szansa, by przed snem spróbować jeszcze coś dźwignąć.



Około drugiej w nocy pojawił się k0stek i wiedząc, że nie zostawiam bitwy samej sobie, skończyłem swój nocny dyżur.
Nasz wiceminister zorganizował "suple" dla najemników, jednak stała, 5-15% (!) przewaga wroga była nie do zbicia żadną siłą. Pojawiają się zarzuty, że MON zaspał i nikogo nie było o 7 rano, by odpalić egova. Tu nasuwa się kilka pytań. Czy naprawdę bez egova nie da się bić? Czy w ogóle dało się tam jeszcze cokolwiek zdziałać? Oraz czy powinniśmy wymagać od ludzi, którzy niemal codziennie organizują zbiórki przez całą noc, by byli dostępni również wczesnym rankiem?
Prawdopodobnie ostatecznie niczego nie dało by wcześniejsze odpalenie bitwy i obecność kogoś z MON o 7 rano. Mimo pomocy sojuszu, nie byliśmy w stanie stawić czoła pełnej mocy TEDENu.
Otrzymaliśmy wsparcie sojuszników. Szczególnie widoczni byli na polu bitwy przedstawiciele Macedonii. Nietrudno jednak stwierdzić, że pomoc okazała się niewystarczająca. Szkoda, zwłaszcza, gdy w ONE panuje ostatnio opinia, że Polska w tym miesiącu zrobiła wiele dobrego dla swoich sprzymierzeńców...



Pewne jest jedno. Dziś w nocy musimy się porządnie zmobilizować i odzyskać inicjatywę. Chyba nikt nie ma już złudzeń, że staruszek nie został prezydentem Niemiec, by w czymkolwiek Polsce pomóc. Z determinacją większą niż jego poprzednicy chce pokrzyżować nasze plany.
Przykro mi, ze wszystkiemu towarzyszy również rozpowszechnianie wśród Polskiego społeczeństwa fałszywej propagandy.
Mowa o tym komentarzu:



Oficjalnie zaprzeczam, bym kiedykolwiek powiedział, że Niemcy wygrają co najwyżej jedną rundę w całej kampanii. To nie mój styl. Nigdy nie lekceważę przeciwnika. Te słowa wypowiedziała właśnie druga strona w odpowiedzi na moje spostrzeżenie, że przecież jako prezydent nie będzie mógł nie stawić Polsce oporu.

Nie miało miejsca również żadne "rage-owanie" na prv. Prowadziliśmy zwyczajną, nieoficjalną rozmowę. Wszak do tej pory również byliśmy w stałym kontakcie. Ciekawostką jest, że podczas tej dyskusji spotkałem się z pewnymi żądaniami, żeby nie powiedzieć szantażem. Z tego miejsca deklaruję więc, że jeśli nie wystąpią zdecydowane naciski ze strony społeczeństwa, żaden uwłaczający pokój z Niemcami nie zostanie podpisany. Polska nie zgodzi się na wynajem regionów, lecz będzie o nie walczyć.

MSZa również nigdzie nie wysyłałem. Wiem, że napisał do Caroline i w ten sposób zażartował, mając prawdopodobnie na myśli, że łatwiej będzie dogadać się, gdy MSZ Niemiec mówi po Polsku. Być może było to również nawiązanie do inicjatywy przedstawicieli Niemieckiego rządu, którzy zanim jeszcze wyznaczyliśmy wasz kraj jako NE proponowali warunki pokoju... Niestety łatwiej robić z igły widły.



Jeden krótki komentarz - trzy kłamstwa. Liczyłem, że dzięki nam na stanowiskach prezydentów zwaśnionych od dawna krajów, otworzymy nowy rozdział w historii relacji ePolski oraz eNiemiec. Sytuacja na arenie międzynarodowej jest niezwykle napięta i mogło by to doprowadzić do ciekawych skutków. Dobrze wiesz, staruszku, że interesy naszych krajów są do pogodzenia i obydwaj wiemy, jak to zrobić. Proponuję zacząć od zmiany postawy na mniej żądań - więcej współpracy.



Obecna sytuacja może skończyć się utratą tych skromnych, zdobytych niedawno surowców. Może nawet dojdzie do chwilowej okupacji rdzennego regionu. Unikniemy tego, mobilizując się na następne bitwy. Jeśli opór będzie choć w połowie tak silny jak wczoraj, będzie ciężko. Ale kto ma dać radę, jak nie my?