Opowiadanie dla wytrwałych + zaproszenie na konkursy z goldziorem

Day 1,890, 03:41 Published in Poland Poland by Kherehabath

Dzisiaj mam dla Was zaproszenie na jutrzejsze konkursy. Może trochę w starodawnym stylu ale tekst powstał dość dawno i postanowiliśmy go odkurzyć. Autorem jest Thorgoth, a niezbędne modyfikacje wprowadzili wspólnie Palhessi i HannibalBarkas za co jestem niewymownie wdzięczny.


Stara, karczma. Subtelny zapach spalenizny unosi się w powietrzu. Z nadpalonych kolumn i ścian pełnych rozmaitej wielkości i pochodzenia dziur można wnioskować, że niejednokrotnie hulał tutaj wiatr historii. Przy stole na prawo od wejścia czwórka starych żołdaków zebrała się powspominać stare, najwidoczniej dobre czasy. Zachowują się bardzo swobodnie – co chwila słychać głośne okrzyki, rubaszny śmiech. Z błyskiem w oku wspominają czasy, ciężkiej pracy, zaciętych bitew. Czasy pełne wyrzeczeń ale jednocześnie wspólnej zabawy i radości jaką daje … A z resztą, posłuchajcie sami...


W: ...ten tego, a pamiętacie Peru? Panowie, to się działo. Nie zapomnę do końca moich dni!

B: Taaak, bo chodziło wtedy o korytko, od którego nie chciałeś się dać odspawać! Ha ha ha!

F: Peru? Przedszkole. Samo się broniło. No i ramie w ramie ze Zdrugiem – sciszył głos i konfidencjnalnie dodał – teraz za to wieszają, a w najlepszym wypadku przez wieś przeganiają. I kartkę "Patrzajcie! Zdrajca!" na szyi wieszają. Saarland panowie, Saarland! Tam się zbijało murek! - rzucił tak głośno przy okazji mocno uderzając w stół, że gwarna do tej pory karczma na chwilę przycichła.

W: Taaaaak, niemieckie kaski idealne do napie*ania. Specjalnie ku temu projektowane! Ha ha ha. O, tu sobie knykcie obiłem – zdjął skórzaną rękawicę i pokazał wierzch dłoni kamratom - do tej pory mam ślady.

H: Piwa! Za Saarland Panowie!
 Za Victorię!

Cztery dwupintowe kufle piwa momentalnie pojawiły na stole. Rozmawiający szybko przystawili je do ust łapczywie pochłaniając przyjemnie zimny i lekko gorzki napój. Postronny obserwator mógł mieć wrażenie, że trafił na konkurs picia na czas. Naczynia zostały opróżnione, a siedzący wrócili do rozmowy, uprzednio zadbawszy o nieprzerwaną dostawę napitku:

B: Gospodarzu – nalewaj piwa bez pytania, aż krzyknę “wody”. Wtedy szybko przynieś naczynie. I ręcznik. Pić przecież tego nie będę ha ha ha.

H: Ale, ale. Przecież na tym nie koniec.

W: Dla niektórych!

B: Ciszej tam, daj młodemu mówić, a sam rób to co umiesz najlepiej – mocz tą mordę w kuble I nie bulgotaj ha ha ha!

H: No I jeszcze wyprawy krajoznawcze pod chiński murek HK i LK! Wtedy co skośni naszymi przyjaciółmi byli. Stare czasy, listki z drzewa Edenu poodpadały - tu na chwilę przerwał – Braaaaaderhud - sentymentalnie zawiesił się na pierwszej sylabie – w d*pę kopany – dodał głośniej. - No i ta Macedonia! Nawet w Wygwizdowie o tym mówili. Ile to fapania było!

F: Taak, ale jak zwykle ni słowa podziękowania. Ta cała gówniana polityka – wykrzywił się spoglądając smutno w kolejny pełny kufel usłużnie dostarczony przez ostrzyżoną na pazia barmankę.

B: Dajcież spokój, przecież nie o medale tu chodzi, swoje zrobiliśmy. Kto wie, jak było, za tego zdrowie!

W: Racja, zdrowie!

Głośno zderzyli kufle rozlewając przy okazji nieco złotego napoju.

H: Ha ha! Zabawa była przednia! A co powiecie o tym, jak popsuliśmy urodzinowe napierdzielanie gwardzistom księcia Drakula? Działo się.

F: Działo, oj działo. Zdrowie!


Od wspomnienia, do wspomnienia, od toastu do toastu. Przez karczmarniany gwar przebija się czasem co bardziej pikantny szczególik:


W: ...i wtedy my ich od tyłu...

B: Ciii! Patrzcie jakie cizie do speluny zawitały. Wyglądają na ostre babeczki.

Faktycznie, dwie nowe postacie stały w wejściu rozglądając się wyzywająco. Przez chwilę zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Goście stolik po stoliku wrócili do swoich rozmów, ale przynajmniej o pół tonu ciszej.

Popatrzyły się po sobie i uśmiechnęły smutno. Można by rzec - z rozczarowaniem. Biała odwróciła głowę i rzuciła okiem na tablicę znajdującą się nad wejściem.

"Dzień 1890, wschód słońca 7:34, imieniny Makroniusza, Intelsława". Ktoś obok koślawymi znakami dopisał "Gruz ... tanio sprzedam". Między słowami "gruz" i "tanio" widniała przerwa sugerująca istnienie jeszcze jednego słowa, które ktoś umiejętnie wymazał. Wzruszyła ramionami i razem z Czerwoną trzymając pejczyki w pogotowiu wolnym krokiem podeszły do żołdackiego stolika.

Nasi bohaterowie nadal ostentacyjnie kierowali wzrok ku postaciom, nie specjalnie przejmując się, jak zostanie to odebrane.

Kobiety stanęły przy krótszym boku stolika. Czerwona sięgnęła do sakwy. Słychać było przedmioty przesuwane z jednej strony w drugą. Można było się domyślać, co jest w środku. Luźno leżące miedziaki, kilka małych buteleczek, butelka duża, gruby papier, metalowe szpargały. Co jakiś czas dochodził dźwięk rysowania szponami po dnie. Nosz ku*wa - wyrwało się jej, po czym szybko spojrzała na chronometr i z westchnieniem ulgi wróciła do przeczesywania przepastnych odmętów. Biała westchnęła zdegustowana popatrzyła do góry jakby szukała wsparcia siły wyższej i zaczęła rozglądać się po sali.

Mam. Hi hi
- Czerwona nie skrywała radości.

Bia: Skupta się teraz przez chwilę pijaki. Po próżnicy gęby strzępić nie będę. Powtarzać się nie mam zamiaru. Czynić tego nie zwykłam i tu odstępstwa robić nie będę. Nie będzie tak, że ja się tu nagadam, a czambuł półprzytomnych nisko kumatych mentalnych gimbusów będzie mi d*pe zawracał przez najbliższe godziny.

H lekko chrząknął przerywając monolog i bardziej zapytał niż stwierdził - Do rzeczy...?

Cz: Taaaaa. Posłańcami jesteśmy, Imć Panowie zaproszeni są na event, jaki co roku już organizujemy, na którym to gry i zabawy się odbędą kiermasz, pchli targ i wspólne wspominki dziejów bardzo dawnych, dawnych i nie tak dawnych - Wyrecytowała szukając suchego miejsca na stole i kłądąc różowe zaproszenie przewiązane czerwoną wstążką obok piwnej plamy przypominającej obecne granice Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

H z uznaniem pokiwał głową.

- Na jednym wydechu ona może tak długo - wyjaśnił kamratom.
Żaden z nich nie kwapił się jednak do rozpakowania przesyłki. Kolor skutecznie odstraszał.

B: No i jeszcze toto czerwone.
W: I ten supeł. Bleh.


W końcu jeden z nich łokciem przytrzymał kopertę, wyciągnął bagnet i przeciął oplątającą go kokardę. Patrząc na złośliwie uśmiechające się Białą i Czerwoną wysunął kawałek pergaminu i przeczytał półgłosem "23 stycznia 2013, godz. 20, #aGROM. Keep calm and be prepared – We are GROM. Resistance is futile. You will be assimilated.".


Na pooranych bruzdami zmęczonych twarzach żołdaków pojawił się grymas uśmiechu.

HAIL GROM - z czterech gardeł rozległo się gromkie pozdrowienie.
HAIL GROM - odpowiedziała cała sala salutując kuflami.

Mały lasek otaczający karczmę pełen był brudnych opryszków, ubranych w niebiesko żółto czerwone barwy pospolitego ruszenia księcia Drakula. W ciszy szykowali miecze, naciągali kusze, gotowali się do szturmu.

Wtem zza okiennic i dziur w karczmie dobiego ich gromkie "HAIL GROM". Popatrzyli pytająco najpierw po sobie, później po najwyższym i najciemniejszym kamracie.

Ten chowając miecz odwrócił się na pięcie i rzekł do siebie - Tam jest GROM. Nie dziś - rzucił bandziorom. - Nie dziś - dodał ciszej dosiadając konia. - Wracamy - dodał głośniej by został usłyszany przez kamratów, ale na tyle cicho, by jego głos nie dotarł do karczmy. - Nie dziś - dodał po raz kolejny... I nie 23-ego.