[RCA] Przypadki Janusza Kota #1

Day 1,922, 05:07 Published in Poland Poland by grzegm
Przypadki Janusza Kota

Rozdział I: Witaj w Nowym Świecie!

Janusz siedział przed monitorem swego przedpotopowego, wiecznie wieszającego się komputera i z zapałem godnym lepszej sprawy usiłował dokończyć artykuł. Fakt, że za sześć godzin i trzydzieści dwie minuty miało nastąpić apokaliptyczne zjawisko, dla okiełznania swej groźnej natury nazwane niewinnym terminem „deadline”, jedynie potęgował jego desperację. Klikał zatem bezlitośnie w klawiaturę, również niepierwszej już młodości, z której „k” i „o” co i rusz radośnie wystrzeliwały w powietrze, w związku z czym Janusz zmuszony był poświęcać sporo bezcennych minut na krajoznawcze i pouczające wycieczki pod biurko, za doniczkę z przywiędłym fikusem oraz pod szafę, Owe klikanie i ćwiczenia gimnastyczne miały swój konkretny cel - mianowicie taki, by w pocie i łzach przekuć półtoragodzinną, wyjątkowo męczącą pogawędkę z panią Janiną, wdową po ś.p. panie Marianie, znanym antykwariuszu, na rzetelny, dziennikarski materiał pt. „Pielęgnacja futra kotów perskich w okresie jesienno-zimowym. Wskazówki praktyczne.”.

Choć, jak się okazało, pani Janina na czyszczeniu kudłatych zasrańców znała się, jak nikt inny (sześćdziesiąt lat praktyki robi w końcu swoje), w niczym to Januszowi humoru nie poprawiało. Dodatkowym czynnikiem demotywującym był fakt, że dziś mijał równo rok od czasu, gdy zatrudnił się w redakcji miesięcznika „Me and my cat happy together”.



Pamiętał, jakby to było wczoraj. Właśnie stał się dumnym posiadaczem dyplomu magistra dziennikarstwa z politologią, a świat stał przed nim otworem. Przygotowane naprawdę solidne portfolio – wszystko, co trzeba: wywiad, felieton, reportaż, parę-notatek-na-zapchaj-szpaltę, nawet - na wszelki wypadek - fotoreportaż, no, po prostu wszystko – pełen profesjonalizm. Witaj, wielka kariero, oto nadciągam. Nie, no daj spokój, nie musisz się tak uroczo rumienić.
...A potem wtargnęła rzeczywistość. W „Gazecie Przetwórczej” powiedzieli, że ma zbyt świeże spojrzenie i że to, owszem, cenne, wartościowe i w ogóle, ale oni potrzebują kogoś, kto przetwarza, według ściśle ustalonego szablonu. W „Sądzę Isz” stwierdzili, że masonów, Żydów, jak i cyklistów nie zatrudnią, prędzej piekło zamarznie. Po czym, na dźwięk słowa „piekło”, rozbiegli się w popłochu. W „Politykierce” stwierdzono u Janusza silne odchylenie prawicowe, a w „Na-ukos”, że z takim pisaniem to do „Politykierki”. W kilku innych, niezwykle poprawnych politycznie tytułach, spotkał się z jeszcze gorszym przyjęciem, a jeden z nich zawiadomił nawet prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa pedofilii i propagowania nienawiści wobec mniejszości narodowych (chodziło o użycie haniebnego w dwójnasób słowa „maca”. W tekście o zakupach na warzywniaku, w kontekście słowa „pomidory”, ale tym się nikt nie przejmował.). Potem były jeszcze próby w „Oldsweeku”, „Życiu Stolycy” i – w akcie desperacji - „Bujdzie”, bulwarówce z codziennymi cyckami na ostatniej stronie – wszędzie z podobnym, negatywnym rezultatem. Co było robić – albo rozciąganie się na paleciaku w magazynach sieci Real, albo praca w jedynej redakcji, która pozytywnie odpowiedziała na jego aplikację.

I w ten sposób, od roku, jego dziennikarskim chlebem powszednim stały się koty. Nie, żeby nie lubił kotów – kiedyś, owszem, lubił bardzo. Ale po roku pisania, dzień w dzień, o konsystencji kociej kupki i co z niej wynika, albo o wyższości Whiskasa Podsmażana Wątróbka nad Kitikatem Śledź w Oleju, człowiek może mieć naprawdę dość. I Janusz właśnie teraz miał bardzo, ale to bardzo dość.



Spojrzał na zegarek – „Jeszcze ponad pięć i pół godziny, zdążę”, pomyślał. Trzeba się na chwilę oderwać od tego gó**a, bo przecież oszaleć można... Kliknął z roztargnieniem za pierwszą-lepszą zakładkę przeglądarki – o, http://www.pejs-zbuk.com, może być, dawno nie zaglądałem, zobaczymy, co ciekawego...

Klik – o matko, Tomek coś napisał! Tomka, kumpla z liceum, ostatni raz widział na zjeździe absolwentów (zasadniczo, nawet dwóch Tomków naraz, z powodu wchłonięcia nadmiernej ilości trunku o stosownej do okoliczności zjazdu nazwie), potem się nigdy nie spotkali, a i na pejsie za często nie pisał... Ciekawe, co u niego.
Zerknął na posta: „Twój kraj cię potrzebuje! Nie pozwól, by wrogowie przejęli kontrolę, dołącz już dziś!” Łat da fak, Tomek zasilił radykalną prawicę?! Zawsze był taki umiarkowany w poglądach, co on tam wypisał?
I choć Tomka zawsze uważał za osobnika miałkiego i niespecjalnie godnego uwagi, to w zestawieniu z pielęgnacją sierści kotów perskich jego post jawił się teraz jako bardzo atrakcyjna alternatywa.
Klik.
I nagle rozpętało się piekło.

Za oknem rozległa się potężna eksplozja, odłamki szkła z rozbitego okna zasłały całą podłogę. Z ulicy dobiegały przemieszane odgłosy strzelaniny, eksplozji, krzyków, paniki... „Matko, Al-Khaida!”, pomyślało się gdzieś z tyłu głowy Janusza, ponieważ on sam był zbyt przerażony, by cokolwiek myśleć. Kolejna eksplozja. Krzyk przerażenia, dobiegający z ulicy. Tynk sypiący się z sufitu. „Muszę stąd uciekać, inaczej zginę” - tył głowy Janusza przejął kontrolę i najwyraźniej dawał sobie doskonale radę ze struchlałą i sparaliżowaną strachem resztą Janusza. „Na zewnątrz, uciekać, byle dalej stąd...” W panice, ruszył biegiem ku wyjściu i znalazł się na ulicy.
Było gorzej, niż się spodziewał. To nie był jakiś zamach – to najwyraźniej była regularna wojna. Po niebie z warkotem latały bojowe śmigłowce, z prostopadłej ulicy dobiegał piekielny rumor silnika czegoś, co nie mogło być niczym innym, jak czołgiem, od strony przystanku linii 0 28 słychać było strzały...
A w jego kierunku zygzakami biegło kilku umundurowanych i uzbrojonych ludzi.
- Na ziemię!
- Padnij, idioto! - próbowali przekrzyczeć bitewny tumult. Zbliżyli się na tyle, że mógł już zobaczyć szczegóły ich mundurów. Na przykład odznaki na rękawach... Głowa kota, nie wiedzieć czemu, czerwonego, w czarnej tarczy...
„To się nie dzieje, przecież to niemożliwe... Wiem: załamanie nerwowe, mam halucynacje, na pewno...” - w międzyczasie śródmózgowie Janusza odzyskało pewność siebie i właściwe sobie funkcje, niefartownie dla samego Janusza. Bo w tym momencie huknęło, błysnęło, a Janusz, ułamek sekundy przed tym, nim stracił przytomność, zdał sobie sprawę, że podmuch eksplozji unosi go w powietrze. A potem stała się ciemność.
---
Obudził się z potwornym bólem głowy. Tak potwornym, że bał się otworzyć oczy.
- Ojesu, ale miałem porąbany sen... Wojna... Wybuchy... I ci dziwacy w mundurach z czerwonym kotem na rękawach... Pier***ę, więcej nie piję... - mruknął sam do siebie.
- To nie był sen, grzbiecie! – zagrzmiał znienacka rubaszny głos tuż na prawo od jego głowy. Janusz z przerażeniem otworzył gwałtownie oczy. I natychmiast pożałował.



Wbrew temu, czego się spodziewał, nie leżał na swojej wysłużonej wersalce w obskurnej, wynajmowanej kawalerce na Śródmieściu. Leżał na polowym łóżku, w... No właśnie, gdzie?
Pomieszczenie było ciemne, zadymione od fajek, a zapach jednoznacznie sugerował, że rezydenci do abstynentów nie należą. Pod sufitem, na ordynarnym kablu, wisiała nieosłonięta żarówka, dająca akurat tyle światła, by oświetlić stół zawalony mapami i flaszkami po wszelakich znanych ludzkości alkoholach, na ścianie plakat z tym samym czerwonym, kocim pyskiem, okolonym napisem „RED CAT ARMY”, a obok wielki, nabazgrany sprayem, nic nie mówiący napis: „#eRCA”. I kręcących się po pomieszczeniu ludzi. W mundurach. Z czerwonym kotem na rękawach. Dwóch stało akurat przy jego koju.
- Gdzie... ja jestem?... - z minuty na minutę łeb doskwierał coraz bardziej nieznośnie.
- W naszej kwaterze, przytargaliśmy cię, kiedy ta bazuka pieprznęła i cię ogłuszyło – odhuczał Rubaszny Głos. Miał ze dwa metry, kupę mięśni, kwadratową szczękę, trzydniowy zarost i okulary przeciwsłoneczne. W pomieszczeniu, w którym i tak było dość ciemno. - Coś ty sobie w ogóle wyobrażał, panie Ten-co-się-kulom-nie-kłania, stojąc tam tak sobie, pośrodku jatki, jak ten wuj na weselu, co?
- On jest multi, od razu widać – ewidentnie lekceważącym tonem wtrącił drugi. Był niższy od Rubasznego o głowę, a poza tym przeraźliwie chudy. Pod brodą dyndały rozpięte paski hełmu, na którym zatknięta była zgrana talia kart do Czarnego Piotrusia. W ustach memłał plastikowy patyczek po Chupa-Chupsie. - Grzbietowi naje***o prądu w kitę, nigdy nie przyciętą ani nie obciętą. Mówiłem, było zostawić tam, gdzie leżał. Teraz trzeba będzie go niańczyć, a i tak pewnie zaraz wyłapie perma.
- Japa, lamo – zgromił Chudego Rubaszny – trzeba pomagać młodym. Co zrobisz, jak będzie bejbibum? Też będziesz multków wszędzie się doszukiwał?
Janusz nie rozumiał nic z tego, co mówili. Zresztą, to było akurat najmniejsze zmartwienie, bo nie rozumiał kompletnie niczego z całej sytuacji. Ale teraz przynajmniej miał pewność, że to nie halucynacje. Halucynacje tak nie bolą. To tak, jak ze szczypaniem – skoro boli, to nie śpisz.
- Ale, w ogóle, co się stao? - desperacko postanowił wyjaśnić okoliczności swego położenia. Kopfschmertz tego nie ułatwiał. - W jednej chwili siedzę w redakcji, a w następnej jestem w środku III Wojny Światowej? Ktoś nas najechał?
- Nom, Romulany je***ły szybkie słapy z Ukraińcami i wjechały nam na kory, ale luz, sklepaliśmy ich bez supli osiemdziesiąt cztery do trzech – wyjaśnił, a przynajmniej tak sądził, Rubaszny. - Teraz to my mamy ini, eNE na adminland właśnie przeszło w kongu, więc z bonusem plus dziesięć do damadża pogonimy ich pod Bukareszt i skończy się znowu mazaniem, razem z serbohunami – kwadratowa szczęka wyszczerzyła się w uśmiechu, więc prawdopodobnie, były to wyśmienite wieści. Janusz czułby się dużo lepiej, gdyby zrozumiał cokolwiek z wypowiedzi Rubasznego. I gdyby go tak łeb nie nap***dalał.
Krępujące milczenie zostało przerwane znienacka z najmniej oczekiwanej strony.
- Grzbiet, co robiłeś, zanim cię wyhaczyliśmy? - Chudy, o dziwo, jakby czytał w jego myślach i postanowił łaskawie udzielić pomocy. Patyczek od lizaka kręcił w jego ustach symbol nieskończoności.
- Pisałem artykuł – wymamrotał Janusz – Byłem zmęczony, postanowiłem chwilę odetchnąć, wszedłem na pejs-zbuka... I tam był link od znajomego... I...
- ...I kliknąłeś. - kiwając głową, dokończył Chudy. Coś, jakby ledwie zauważalny grymas bólu, przemknął po jego twarzy. - Jakie to typowe.
- Nooo, to wszystko wyjaśnia – rubasznie rozradował się Rubaszny. - Witaj w Nowym Świecie! Kolejny młody, niczego nieświadomy, sam byś tu pewnie zginął... Miałeś szczęście, że cię tak szybko znaleźliśmy! Nie martw się, młody! Jeszcze zrobimy z ciebie żołnierza!



Ciąg dalszy nastąpi
---
Tak jest, żołnierzu - Nowy Świat jest pełen pułapek, zastawionych na Januszów! Jesteś jednym z nich? A możesz już okiełznałeś NowoŚwiatową rzeczywistość, i twój Janusz ma już własnego nicka i avatar, ale nie zapomniałeś, skąd wyszedłeś?

Czy tak, czy inaczej, mamy dla Ciebie propozycję: weź udział w programie "Uratuj Janusza"! Dość już samotnego pałętania się po niebezpiecznych zaułkach Nowego Świata! Dołącz do Red Cat Army i wspólnie z nami zwyciężaj na frontach, przy okazji wyciągając spod gradu kul Januszów tego e-świata!

Co oferujemy?

- bicie w stadzie - znamy bowiem i szanujemy zasadę "Trzymajcie się kupy, kupy nikt nie ruszy" 😉
- specyficzną atmosferę na kanale irc, niespotykaną nigdzie indziej (zdaniem niektórych - dzięki Bogu)
- dofinansowania na zbiórkach MON
- co wieczór aliny, najczęściej ze zwrotem tanków 1:1
- konkurs, premiujący aktywność - dla najzadziorniejszych wojaków dodatkowe tanki
- dla młodych graczy, pomoc bojówkowego mentora o każdej porze dnia i nocy.

Czego wymagamy?
- aktywności
- aktywności
- wspominałem o aktywności?
- noszenia bojówkowego avatara - może być spersonalizowany
- codziennego przyrostu siły: +10 dla div1, +15 dla div2, +20 dla div3/div4
- nie wspomniałem o aktywności - wymagamy minimum 250 hitów tygodniowo, wbitych na zbiórkach.

I tyle. Czujesz w sobie kocią naturę? Lubisz chadzać własnymi ścieżkami? No to na co czekasz, wbijaj na irc #eRCA@quakenet.org i zagadaj do kogoś z werbow... dowódców (to ci z @ przed nickiem).

Zapraszamy, Zarząd Red Cat Army.

Forum: http://rca.unix89.info
IRC: #eRCA@quakenet
IRC w przeglądarce: http://webchat.quakenet.org/?channels=eRCA