Historia pewnego błazna :)

Day 2,802, 12:04 Published in Poland Poland by Ferlunia.

Witam serdecznie

Nigdy dotąd nie napisałem żadnego treściwego artykułu i zamierzam podtrzymać ten trend. Jeśli spodziewacie się kobiecych piersi od razu muszę was rozczarować. Tyle tego jest ostatnio w epolskiej prasie oraz w internecie, że nie chce was zasypywać kolejnym takim artykułem. To również nie jest artykuł do misji także również nie musicie obdarzać go wieloma komentarzami.

Po krótkim wyjaśnieniu powyższych rzeczy przejdę zatem do meritum sprawy.

Swoją przygodę z Erepublik rozpocząłem dnia 4 kwietnia 2011 r. Zachęcił mnie do tego kolega, który powiedział, że mogę poznać tu wielu ciekawych i fajnych ludzi, z którymi być może nawiążę wspaniałe przyjaźnie. No i tak zacząłem grać. Na początku powolutku wbijałem sobie siłę, zapisałem się do bojówki, czytałem ePolską prasę oraz bacznie obserwowałem chat. Pamiętam jeszcze, że na początku oprócz siły rozwijało się również level do pracy. Nie udzielałem się wogóle byłem zwykłym pospolitym dwuklikiem. Jednak nie narzekałem na taki stan rzeczy. Z tego co pamiętam jak zaczynałem chyba jeszcze nie istniał taki twór jak PCA, ale tego nie jestem pewien. W każdym razie nie mogę powiedzieć, że był to stracony czas. Nie było podziału na dywizję. Po kliknięciu na pole bitwy oczom ukazywał się piękny w swej prostocie obraz bitwy. Nie było takich udziwnień jak walka partyzancka, różnego typu wspomagacze. No i tak sobie grałem powolutku. Gdy czegoś nie wiedziałem zawsze znalazła się osoba chętna do pomocy. Korzystałem z różnego rodzaju fundacji, których w owym czasie było naprawdę dużo. Nie trzeba było ograniczać bicia ponieważ lvl nie był ważny. Nie było problemu, żeby móc codziennie walić z łapy. Do bogactwa wolno się dochodziło, ale jeśli zainwestowałeś w firmę to rzeczywiście było to opłacalne. Przede wszystkim to co przyciągało mnie w tej grze. Co kazało codziennie się logować to była ta atmosfera. Epickie bitwy zdarzały się często i miło było dołożyć swoją cegiełkę w walce przeciwko wrogowi. Przed rozpoczęciem ważnej czuć było w powietrzu to napięcie oczekiwania. Każdy zbierał zapasy ile był w stanie. Jeśli miał za dużo rozdawał innym. Była to swojego rodzaju wspólnota. Gdy bicie już się rozpoczęło nikt się nie wstrzymywał. Walił z każdej broni jaką miał pod ręką. Nie szczędzono wówczas zgromadzonych zapasów. Pamiętam, że z napięciem obserwowałem czy murek przechyla się na naszą niekorzyść. Gdy tak było zaczynałem bić. Ze swoją siłą napewno nie odgrywałem ważnej roli. Lecz miło było dołożyć swoje 3 grosze do walki, by móc na drugi dzień otrzymać podziękowania od ekipy rządzącej za walkę. No i tak grałem przez chyba 1,5 roku. Wraz z coraz gorszymi pomysłami pana Platona coraz bardziej odechciewało mi się grać. Zaangażowania i fun z gry powoli w ludziach gasł. Pewnego razu postanowiłem już się nie logować...

W tym miejscu narazie zakończę moją historię. Cześć druga ukarzę się niedługo. Jak coś mnie natchnie albo będę się bardzo nudził.

Pozdrawiam
El Destruction aka Ferlunia (Niestety chciałem wrócić do mojego starego nicka ale nie mogę bo okazało się, że jest zajęty ;/)