[CP] Viva La Resistance

Day 2,583, 04:53 Published in Poland Poland by Sztandar

Witaj, żołnierzu.

Straciliśmy rdzenne, bonusy i kongo. Odbicie pierwszych to konieczność, drugich to obowiązek, a trzecie to efekt uboczny. W krótkich słowach, właściwych naszej profesji: jest ch..., ale stabilnie.

Tośmy się pośmiali, czas na informacje. W telegraficznym skrócie: pierwszą bitwę o Little Poland oczywiście przegraliśmy. Nieznacznie, ale cóż z tego. Od tego momentu prawie wszystko było już do bani. Nie udało się odciąć od Serbii w Niemczech, przez co na jakiś czas tracimy dostęp do surówki z zachodniego ogródka, a w zamian zyskujemy drugiego okupanta. Zadbała o to Argentyna poprzez oddanie Śląska, który właśnie jest atakowany przez Serbię (edit: art był pisany wczoraj, a tymczasem niespodziewanie powstanie udało się Argentynie wygrać, czyli de facto przegrać - Serbia na nie ma bowiem możliwości wejścia na polskie rdzenne). O co my musimy zadbać? O to, aby wipe nie zamienił się w permawipe. Wiem, że jesteś zmęczony, żołnierzu. Wiem, że racje żywnościowe to rarytas, odkąd wszyscy pozjadali swoje batony. Wiem, że nie garniesz się do bitki. Mimo to będziemy Cię potrzebować. Koniec wojny nie oznacza końca walki. Nie poddajemy się. Nie składamy broni. Nie wyjmujemy nawet kluczyków z czołgu. Naprawimy Andrzejowi błotnik i jedziemy cisnąć najeźdźców w powstaniach, no raczej nie inaczej?

Aha, byłbym zapomniał. To nie jest tak, że Serbowie czy Argentyńczycy pocisnęli nas z nienawiści, zazdrości o bonusy, itd. Wytłumaczenie nie do końca błędne, ale zanadto powierzchowne. Prawda zresztą również jest banalna: nasi bałkańscy koledzy zwyczajnie odbili piłeczkę, ponieważ niedawno to my byliśmy agresorem i oraliśmy ich tereny. Argentyńczycy z kolei są młodym mocarstwem i poszukiwali wyzwania, które przy okazji powstrzymałoby pierwszą falę masowych odejść z gry. Szczególnie oni cieszyli się swoim zwycięstwem, a nie naszą przegraną.



Z ręką na sercu muszę jednak przyznać, że pewne rzeczy są do poprawy. Przede wszystkim Argentyna okazała się zdecydowanie lepsza w operowaniu CO i w moim przekonaniu była to główna przyczyna przegranej ePL (choć z pewnością istotne były jeszcze dwa czynniki: 1. nasze osłabienie postsiriusowe, 2. lepsza organizacja i większe zasoby ludzkie Asterii, co miało znaczenie głównie przy wzniecaniu powstań). Skąd ich przewaga w tej kwestii? Nie wiem. Przypuszczam, że chodzi o rzecz prozaiczną, a mianowicie o doświadczenie; ze względu na swoje bezpieczne położenie i zachowawczą politykę ePL zwyczajnie nie miała okazji do tak częstych praktyk, jak nasi przeciwnicy. Uzbieraliśmy za to spore rezerwy i miały stanowić one ostateczne zabezpieczenie. Sęk w tym, że mechanizm CO w połączeniu z tzw. czynnikiem ludzkim daje różne efekty i przy odpowiednim zarządzaniu może przynieść zwycięstwo stronie słabszej (a nawet mniej zasobnej w piniondza). Sama oszczędność nie wystarczy, dlatego też maxiu odbywa korespondencyjny kurs ogarnięcia tematu w jednym z państw Aurory.

Oprócz tego liczymy szable maczety oraz monety, nakreślając plany na najbliższe dni. Sami sobie nie poradzimy - tak, to oznaka pewnych zmian w secie mpp. Zasadniczo podpisywać będziemy dwa ich rodzaje. Pierwszy to pakt typowo wojskowy zawarty z państwem o znacznym potencjale militarnym. Drugi - propagandowy, polegający na zawiązaniu sojuszu z państwem znacznie słabszym, acz pozytywnie do nas nastawionym, które rzecz jasna pokryje koszty umowy. W ten sposób możemy wzmocnić się zarówno militarnie, jak i wizerunkowo.

À propos - czas na nieprzyjemną kwestię. Mniejsza z bohaterami powstań, którzy biją przeciw interesowi ePL, czy niezbyt fortunne komentarze bohaterów medialnych, na nich nie ma bata. Ale żeby lecieć za granicę na skargi i uprawiać politykę krajową na scenie międzynarodowej, to chyba trzeba mieć bliski kontakt z kołem od roweru. Rozumiem potrzebę polemiki, rozliczeń, ale do prukwy: brudy pierze się we własnym domu. To naprawdę nie jest najlepszy czas na wbijanie klina między rodaków i sygnalizowanie światu, że jesteśmy narodem pogrążonym w chaosie.



Odnośnie MON - brak zastrzeżeń. To ministerstwo funkcjonuje przez większą znacznie większą część doby i w zasadzie odwala jakieś 90% roboty (maxiu jest w zasadzie non-stop, zawsze aktywny i rozmowny, nuci pod nosem ulubioną piosenkę). Ludzie do resortu przychodzą styrani jak koń po westernie, po zajęciach, po pracy, a w przerwach między obcowaniem z tajskimi kurtyzanami zagląda do nas nawet sam Kherson. Rotacja na stanowisku (Khere->Spikuś->maxiu) jest całkowicie pod kontrolą, zresztą w pracach pomagają wszyscy trzej.

MSZ działa zgodnie z założeniami, ograniczając swoją działalność do dyżurów na irc, podczas których ogarnia głównie kwestie pomocy militarnej. Przykro mi, ale w tej kadencji nie ma miejsca na dyplomatę, który zakłada i niszczy sojusze środkowego palca skinieniem, a plany jego misterne od miesięcy patykiem na wodzie spisane. Ostatnio ePL wchodziła w dyplomatyczne zakręty piruetem, także teraz dla równowagi przyjmę rolę minimalisty. Mówiąc wprost, zajmiemy się tym, co absolutnie konieczne, bez zbędnych produktów dyplomatycznego metabolizmu. Mam nadzieję, że MGiF wkrótce będzie w stanie przedstawić wstępne wyliczenia odnośnie kosztów kampanii (którymi rzecz jasna podzielimy się z kongresem, bo transparentność musi być; PCA też może być spokojne - osobiście trzymam wartę nad Waszą skarbonką, żołnierze), natomiast już teraz mogę przyznać, że tej zimy chłodu nie zaznamy, tyle hajsu spaliliśmy xD Co robi MEN, wolę nie wiedzieć. Mam nadzieję, że nic.



Część z Was, żołnierzu, zwraca się do mnie jak do ojca narodu, pytając: "Papo Sztana, jak żyć?". Odpowiadam - dalej. Życie toczy się dalej. Na razie trenujemy, pracujemy, oszczędzamy zasoby. Czekamy na rozkaz, ten jeden rozkaz, który ukoi nasze gniewne przygnębienie, przyniesie nam niepodległość i lepsze dni. Wiem, że wielu z Was walczyło zaciekle i nie pogodziło się z przegraną. Macie rację, to jeszcze nie koniec. Przed nami walka o rdzenne, następnie kolejna o odzyskanie dawnych wpływów. Nie będzie łatwo, całkiem możliwe, że trudniej, niż kiedykolwiek. Niech jednak myśli jątrzące trzymają się od Was z dala, a dłoń pewnie na myszce spoczywa.

Ten rozkaz nadchodzi.