Jak ja widzę nową prezydenturę.

Day 1,509, 10:46 Published in Poland Poland by Eksequtioner

Od tygodni trwał bój wielki i potężny…
Doborowe jednostki polskie toczyły zażarty bój z dzikimi hordami zza Uralu. Dzień w dzień setki odyńców rozbijało się o mocarne piersi polskich wojów. Jednak wojska narodowe, z powodu przejęcia kilkunastu ostatnich dostaw (wódki), słabły (trzeźwiały) w oczach. Wydawać się mogło, że nic nie powstrzyma zorganizowanego spier*dalania wycofywania się na z góry wyznaczone pozycje gdzieś w Serbii, tuż za granicą. Wojska Polskie gotowały się do stoczenia kolejnej, ostatniej już batalii.

- Psia ich mać! – Trzeźwiący szybko Mordulec tracił moc swoich przekleństw… i sens życia. Ania smutna i osowiała pokiwała głową doskonale rozumiejąc ten ból. Kac od lat ścigający tę dwójkę zawołanych hulaków i jeb*ków, dorwał ich nareszcie w najmniej odpowiednim momencie, a miało być już tylko gorzej.
W tej chwili zabrzmiał chwiejnie, żałośnie i cicho, głos trąbki wzywającej na bój ostateczny.
Mimo jego niemrawości, skutek był natychmiastowy i porażający. Tysiące polskich rycerzy, cały kwiat szlachetnego stanu rycerskiego, padł i w nagłym przypływie sił i nienawiści zaczął ku*wić soczyście, na czym świat stoi, w szczególności wymieniając w swych litaniach „tego zje*a z trąbką”, który porażony własną mocą, sam skręcał się w mękach.
Jednakże ten czyn, wydający się być strzałem w stopę, uczynił coś, czego nie przewidział nikt.
Ta armia dbających głównie o własne sadło i jedynie jego broniąca, stała się armią wyćwiczonych, karnych i wku*wionych straceńców, których jedynym marzeniem było wygrać, lub choćby przeżyć wystarczająco długo… BY ZAJ*BAĆ TEGO DEBILA Z TRĄBKĄ!!!
Stanęły w ordynku, naprzeciw nim wystąpiła horda. Byli wśród nich giganci potężni, był tam Romer sławny, był i Agrob możny, była i teściowa Romera by użyczonej zięciowi pożyczki, przeznaczenie poznać. Był i sławy wątpliwej, zaś niewątpliwej buty, POW. Niegdyś potężny, dziś skarlały, tak na sile jak i na honorze.

Był wreszcie oddział tajemny, którego siły nikt nie znał, a który trzon armii wrogiej stanowił. Głosy się podniosły, że to Ru-boty legendarne, inne, że to multi Plato.

Obie armie rzuciły się na siebie, zasypując wrogie wojska gęstym ostrzałem, z flejmu, w czym duch Grzesia posępnego, łajzą zwany, rej wiódł uparcie.
Tak, więc mięso armatnie dwukliki rzuciły się do boju pierwsze, bez sygnału (jak zwykle). Zderzyły się one i choć wielu męstwo niezmierne okazało, paląc batony i bazuki potężnie, zdzierżyły jedyne trzy pacierze, i zaczęły ustępować pod naporem wroga.

Widząc to wódz Hubertuses skinął swym czekanikiem sławnym, który mu Khere darował, by nim zęby wybijał i niewiasty, do swego haremu ogłuszał sprowadzał. (Na razie ma jedną - Sztandara – Jego wybranie i zabranie go ze sobą, spowodowało picie za zdrowie (przyda mu się) Hubertusesa, w Perunie, przez trzy kolejne noce). Gdy skinął swym czekanem rozległ się grzmot, niczym grzmot burzy. Pewien młody rekrut spośród PGB słysząc ten narastający huk, zapytał stojącego nieopodal, zarośniętego niczym mityczny behemot, weterana cóż on znaczy.
- Widzisz młody... – Powiedział Behemot robiąc najinteligentniejszą minę, na jaką potrafił się zdobyć, mając we krwi alarmująco niski poziom spirytusu. – To WP rusza do boju. Nie ma w Polsce nic straszniejszego, no może po za trzeźwym Mordulcem widzianym na trzeźwo, niż oni lecący na tych wychudzonych szkapinach, które szumnie nazywają końmi. Tną szablami, rwą zębami, biją łbami. Walą najmocniej a dostają najmniej. Zakute łby, to prawda, ale są przydatni… i skuteczni… Nikt nie ma takiego pierdolnięcie…
W tym momencie przebiegła wielka gromada rycerzy w zbrojach typu puszki… bez koni. Behemot zmrużył swoje przekrwione alkoholem oczy i powiedział:
- A to z końmi odnosiło się do Husarii, zawsze piep*zą mi się te czerwone avki.

Po uderzeniu WP wojska wrogie dały haniebnie tyły. Zadeptane ścierwa przeciwników gęsto zasłały ziemię. Jednak mimo bohaterstwa, zwycięski marsz WP nie trwał długo. Pacierz później cofali się już do tyłu, co prawda nie tak szybko jak szli do przodu, ale słabli z każdą kolejną sekundą.
Należało sięgnąć po broń ostateczną. Rozkaz ataku dostały PGB. Gdy ta hołota armia ruszyła i zderzyła się z wrogiem, nie zaprzestała swego powolnego marszu na przód, i gdy przekroczyli połowę pola bitwy, to stanęli, i tam już pozostali, pomimo ciągłych wściekłych ataków. I, chociaż może wydawać się to niewiarygodne, wciąż stali, nie dając tyłów, okazując tym nad wyraz wielką pogardę dla wroga.

Wściekły, zalany krwawą posoką wrogów, Mordulec przebił się do szybkonogiego posłańca z Husarii i przerykując bitewny zgiełk nakazał mu zadąć w róg.

Hałas umilkł jak ucięty nożem.

Z góry, na której mieścił się sztab generalny zaczął zstępować, okutany w szaty z własnoręcznie wydzierganymi znakami Peruna. Ruszył przez pole bitwy inkantując półgłosem, po Słowacku, prastare formułki, w których zadziwiająco często pojawiało się sformułowanie: ku*va svoj mać!

Cóż, pomimo wątpliwej świętości wypowiadanych słów przyniosły one nadspodziewany skutek. Z nieba zaczęły sypać się pioruny, raniące jedynie wrogów, (No Mordę, naprawdę tylko lekko popieściły! To się nie liczy! Co? Jakie dwanaście razy? Ja naliczyłem maks dziesięć. Sam ku*wa nie umiesz liczyć! Ciebie też coś chyba pie*dolnęło! A ciebie jeden raz więcej!)
- Kto to? – Zapytał niezbyt rozgarnięty młodzian.
- Twój Stary. – Odpowiedział jeden z anonimowych żołnierzy Blue Rose, który już nieraz miał okazję to oglądać.
- Cooo? Tatko? A co on tu robi? Kto mu założył konto w erepie! Ja… - Nie zdążył dokończyć, zirytowany, dymiący i śmierdzący spalenizną Morda zamknął jego oczy litościwym pie*dolnięciem w łeb płazem miecza, który był tak naelektryzowany, że został tam już przyczepiony na stałe.

Bitwa została wygrana, to nie Polacy musieli spieprzać do Meksyku a wrogie niedobitki.
W pewnym momencie rozległ się jeszcze jęk skrajnej rozpaczy, okazało się, bowiem, że Rosjanie zdążyli wypić już cały zrabowany transport, o który tak zajadle walczyły polskie wojska.

Gdy wszystko się skończyło, zniesiono trupy, dobito niedobitki itp.
Eksequtioner podszedł do Anii, i zaproponował:
- Chcesz zobaczyć jogę poziom wysoce zaawansowany?
- No dawaj.
- Morda!
- Co?
- Masz na plecach pół litra wódki przyczepione! Mogę wziąć?
- Nie!!! Spie*dalaj! Sam sięgnę!

I tak oto Ania otrzymała obiecany pokaz, a Morda piwo bezalkoholowe…




Proszę pamiętać o v + s i co ważniejsze - o komentarzach.