Jak co środę... Mizeroi

Day 2,647, 03:27 Published in Poland Poland by Mizeroi
Nigdy skromności nie uważałem za pożądaną cechę charakteru, stąd nieskromnie przyznam, że ilość naśladowców i hejtów pisania publicystyki erepowej pod moim wpływem mnie zadowala. Nawet jeśli to ja jestem obiektem tychże hejtów. Dlatego oldfagów już teraz zapraszam do komentarzy, a resztę do przeczytania.


Kiedyś eŚwiat był dualistyczny. Nawet jeśli nie wiadomo było kto jest Batmanem, a kto Jokerem, to przynajmniej dało się w miarę łatwo definiować przeciwstawne obozy. Wystarczyło zapamiętać jeden ukła😛 Gepard - Caveo - ND. Każdy po drugiej stronie tej osi siłą rzeczy reprezentował sobą coś więcej niż muszka owocówka.

Dzisiaj wszystko się wywróciło do góry nogami, niczym świat Cerbera po oświadczynach Strozera.
Porównanie celowe, bowiem to niespodziewany dopływ ludzi z przeszłości erepa, spoza układu sił, spowodował niemałe zamieszanie.

Victorski niby trzyma z gwardią zombiaków - oldfagów, którzy odeszli z tej gry dawno temu, zima zmusiła ich do powrotu do gry niczym dziki na pola uprawne. Domagają się od świata (ludzie, nie dziki), by zapomniał o tym, że nie grali już od kilku lat i nie do końca ogarniają dzisiejszy erep. Nie chcą oni uczyć się tej gry na nowo, myślą że zdobyta kiedyś tam wiedza pozwala na odzyskanie miejsca pośród znaczących obywateli eŚwiata. Są przy tym mocno roszczeniowi. Najlepszym przykładem jest Syrkius, który kiedyś był dowem Gromu, przyjacielem Hiszpanii, "był blisko ludzi NWO" jak sam twierdzi. Dzisiaj jest co najwyżej gimnazjalistą, uczącym się od Ferluni.

Przecież erep to skomplikowana gra strategiczna, w której każdego dnia mierzysz się z innymi problemami. Admini gry reprezentują doskonałą Sztuczną Inteligencję, która zachowuje się nieprzewidywalnie, głupio, panikuje, jest złośliwa, zachłanna i wyjątkowo niekonsekwentna. Dlaczego więc gracze mieliby zachowywać się tak samo, jak 2 lub 3 lata temu?

Ale wróćmy do przybyszów z przeszłości. Darzą oni miłością trzy rzeczy: siebie samych, kwiatki z Patelni i Spoland. Ze względu na ten ostatni, naturalnym ich sprzymierzeńcem byli - wydawać by się mogło - przedstawiciele New Wave Of Narodowa Demokracja, czyli Beatka, Sarandir i kapiRadovic. A jednak już 5 dni kadencji pokazało, że nowo zawiązany cichy sojusz nie ma racji bytu. Głosy Spaniardów poszły w las palmas. Po czyjej stronie stoi więc ND?

PPP pod przywódzwtem Zawy dobrze trzymało się roli cichego jezuity wykonującego polecenia zza kotary, co prowadziło do ich rozwoju. Po tzw. "failowej" kadencji Granata, PPP zdecydowanie opowiedziało się za obozem oldfagów, po części zmuszone złym wizerunkiem ekipy rządzącej, a z drugiej strony znudzone status quo. Czyją stronę będzie trzymać PPP w przyszłych wyborach?

Również i nasza pozycja geopolityczna jest bardziej zakręcona niż fryzura Julii Tymoszenko.

USA zrobiło sobie nikomu niepotrzebny wjazd na Słowację, obnażając tym samym brak przyszłościowego myślenia obecnego gabinetu ePL. Wiadomo, że nie da się przewidzieć wszystkiego, ale w sytuacji ePL podpisanie traktatu, który zobowiązuje nas do wsparcia małego kraju NIEZALEŻNIE od tego, kto go zaatakuje powinno uruchomić co najmniej kilka alarmów w głowie. No bo równie dobrze mogła to być Hiszpania.

Hiszpanom przecież podziękowaliśmy za propozycję MPP, zapewniliśmy ich o nieangażowaniu się przeciw ich interesom, po czym MON zrobił zbiórkę na bicie dla Argentyny przeciw Chile. A Chile to zdecydowanie interes hiszpański.

Do tego dochodzi jeszcze jeden aspekt, rzucający światło na polską scenę polityczną, legendarna polska bojówka - Husaria. Jej członkowie postanowili wypuścić się do Ameryki Południowej i uderzyć wbrew rozkazom, dla Chile. Standardy moralne tej jednostki już dawno przestały nas zadziwiać, zwłaszcza że Chile dawało jakieś tam CO. Tylko, że Husarzy jak jeden mąż odpalili przy tym egova, chcąc otrzymać dofinansowanie za bicie wbrew rozkazom.

Trudno nie doszukiwać się tutaj celowego działania, zwłaszcza że samozwańczym ambasadorem przy Chile mianował się kapiRadom, członek Husarii. Współczuję mu. Pamiętacie film Terminal z Tomem Hanksem, w którym główny bohater wylądował na lotnisku z paszportem dyplomatycznym nieistniejącego kraju? Podobnie jest z kapim. Służy dzielnie i konsekwentnie sprawie, która już nie istnieje - Spolandowi.

Sami widzicie, że zrobiliśmy konkret jajecznicę. Swoje 5 groszy dołożył El Reto, publikują art w tonie antyrządowym. Kto Anal Terrorem wojuje ten od Anal Terroru ginie...

Prawdopodobnie przechodzimy jako obywatele eKraju kryzys twórczy, może to menopauza umysłowa, a może pokwitanie, ale chaos organizacyjny wylewa się z naszych granic. Byłem pewien, że w grudniu uprzątniemy ten cały syf, łudziłem się, że styczeń z pewnością będzie lepszy (ale nie był). Miałem nawet pewne oczekiwania w stosunku do Victorskiego (old school erep: "wszyscy się kochamy, chodźmy na piwo, nawet ze staruszkiem"), a tymczasem jest gorzej niż gdyby za sterami siedział ślepy, głuchy z niedojedzeniem mózgowym gimnazjalista, molestowany przez nauczyciela czarnym bejsbolem pod melodię z 50 Shades of Grey.
Pozdro k0stek.


Plato zaprojektował moduł polityczny w czasach, w których erep święcił największe tryumfy. I wbrew obiegowej opinii jest to jedno z najlepszych jego dzieł. Funkcjonowanie Kongresu oparto moim zdaniem o zasady, przypominające Kongres Stanów Zjednoczonych z niewielką zmianą w późniejszym czasie (jednomandatowe okręgi przekształcono w listę prezesa)

Tymczasem ePolacy, nie posiadając zapewne innych wzorców, postanowili zbudować kongresowe regulaminy w oparciu o polski system polityczny. Różnice między tymi dwoma schematami są dosyć duże i wątpię, by kogoś interesowały wynurzenia w tej materii. Efektem tego niezrozumienia jest wyprodukowanie hybrydy prezydencjalizmu USA z ustrojem parlamentarnym Polski.

To trochę jakbyś zrobił hamburgera z kiszoną kapustą i oscypkiem. Da się? No jasne, ale po co?

Najważniejszym skutkiem niewłaściwego pisania prawa jest zaburzenie podstawowego trójpodziału władzy. To jest niedopuszczalne z punktu widzenia podstaw politologii. Pomyślmy: kongres w ePL decyduje o prawie i ustawach (legislatywa), kongres decyduje o mpp, podatkach, a nawet o przyznawaniu obywatelstw (egezekutywa), do tego rości sobie prawo władzy sądowniczej (jurysdykcja).

Wygląda na to, że stworzyliśmy patologiczny rodzaj rządów autorytarnych, sprawowanych przez grupę ludzi. Nie byłoby problemu gdyby nie to, że kongresmenami nie zostają ludzie o wybitnych zdolnościach, ale raczej partyjniacy, czyli ci którzy dobrze czują się w tzw. grze politycznej, spiskowaniu, wysadzaniu z fotela i innych przykrych sztuczkach. A co na to ePolacy? Polacy dali im jeszcze możliwość sądzenia się, nakładania kar. Niezawisłość sądu nie ma prawa istnieć w sytuacji kiedy sędziami są umoczeni z założenia partyjniacy.

Jak to naprawić?

Przede wszystkim określić raz na zawsze kompetencje rządu. Victorski bardziej przypomina Marszałka Kongresu, zostawiając kongresmenom dużo swobody. Moim zdaniem kongres tego nie lubi, podobnie jak spółka nie rozwija się, gdy władzę dzierży niezdecydowany prezes. Granat z kolei ignorował zdanie kongresu zarówno jako ciało doradcze jak i przedstawicieli społeczeństwa, choć z dużą charyzmą domagał się realizacji własnych planów. El Reto jako prezydent wykazał się z kolei nadmierną pewnością siebie, sprowadzając rolę kongresu do nieprzyjemniej formalności, której trzeba dopełnić w ramach polityki informacyjnej.

Polityki w państwie nie da się prowadzić kilkoma głowami. Musimy mieć jeden pomysł na kadencję i realizować tylko jedną myśl. Dlatego idealnie byłoby cofnąć się fundamentów myśli demokratycznej Ojców Założycieli narodu amerykańskiego ("jeśli można tak mówić, uważać trzeba, by nikogo nie obrazić"), czyli:

Prezydent kreuje politykę, więc wie, czy MPP z Hiszpanią jest mu potrzebne czy nie. Jeśli tak, to wnioskuje do kongresu o wydanie ustawy ingame. Wówczas bez żadnej debaty (lub debaty w postaci swobodnej wymiany opinii, bez niepotrzebnych 24h godzin + przedłużenia) kongres decyduje czy zrobi to, czy nie. Jeśli tak, uznaje się, że kongres wydał votum zaufania, pomysł prezia przeszedł. Jeśli trzy razy pod rząd wniosek o wydanie ustawy upadnie, wówczas automatycznie powinna polecieć ustawa o impeachmencie. W końcu prezydent, który nie potrafi przekonać do swojego pomysłu to kiepski prezydent.

Kongres posiada pełnię władzy ustawodawczej. Tworzy ustawy w swoim trybie. Jego wpływ na władzę wykonawczą powinien być zerowy i ograniczać się jedynie do popierania lub niepopierania inicjatyw prezydenta. Silny rząd musi być elastyczny i szybki. Obecnie to kongres decyduje o polityce zewnętrznej ePL, co jest niedopuszczalne choćby z powodu Zasady Zachowania Polaka: Gdzie 2 Polaków, tam 3 opinie.

Miło by było, gdyby powołać stanowisko wiceprezydenta, czyli osoby, która w wyborach zdobędzie 2 miejsce. Viceprezydent miałby miejsce w rządzie (a jakże!) na wypadek, gdyby procedura impeachmentu zakończyła się powodzeniem. Chodzi oczywiście o zminimalizowanie okresu rozpędu po zmianie gabinetu. Często było tak, że impeachment nie przechodził, bo tydzień to za mało czasu, by się wdrożyć.

W kwestii sądownictwa sugerowałbym całkowite odcięcie partyjniaków od możliwości karania za cokolwiek. Do tego powinniśmy powołać Sąd, Radę Starszych lub po prostu Drużynę Pierścienia, składającą się z 9 osób: 3 wybiera Kongres spośród obecnych kongresmenów, 2 z poprzedniej kadencji, 3 wskazuje prezydent i ostatnie miejsce dla wiceprezydenta.
Drugim rozwiązaniem jest, by członkami Sądu byli commanderzy 9 najsilniejszych bojówek w PL. Nie mam zamiaru oddawać władzy sądowniczej w ręce wojaków, chodzi tylko o zminimalizowanie ilości wyborów, procedur głosowania, a jednocześnie mieć pod ręką 9 ogarniętych gości.

MISTRZOWIE EREPA

Lady Sorsha od dawna chciała dostać się do tego działu i tym razem jej się udało.



Faile Granata


Dzięki SFP

Mam ogromną ochotę zrobić wywiad z kamysje. Chłopak się stara i jestem pod wrażeniem tego ile potrafi wbić. Zróbcie hałas dla kamysje, nawet jak się nie zgodzi, to warto by wiedział, że jesteśmy wdzięczni za dżiliony influe.
Hail kamysje o/
M.