Święty Ogień no. 01

Day 1,165, 11:55 Published in Poland Poland by ToTylkoIni


Dawno dawno temu, gdy jeszcze eRepublik rządziło V1 powstał cykl opowiadań o losach szeregowca Iniesty. Owe opowiadania rozpoczynały się w dniu ataku ePolski na zachodniego sąsiada, a kończyły się gdy połączone siły Edenu stoczyły zwycięską batalię w bitwie o Saarland wymazując eNiemcy z mapy eŚwiata na ponad miesiąc. Dzisiaj chciałbym do oceny publicznej pierwszy odcinek kontynuacji owej historii. Po latach zmieniają się Sojusze i upadają rządy. Jak w tej sytuacji znajdzie się główny bohater, który przez ten szmat czasu awansował w żołnierskiej hierarchii?
Sprawdźcie sami!
Wszelkie zdarzenia i nicki osób opisanych w opowiadaniu są przypadkowe. Autor nie odpowiada za zmiany poglądów lub zachowania wywołane opowiadaniem.


________________________


Rozdział I: Żeby żyć należy umrzeć.


Mroczne promienie zimowego słońca przedostały się przez kłęby dymu wydostające się ze wciąż płonących wraków polskich czołgów. Dookoła roznosiły się ciche jęki domierających żołnierzy, po których nikt po bitwie nie wrócił. Nie – to nie była bitwa, to była rzeź. Początkowe natarcie wojsk polsko słowackich miało załatwić sprawę. Wówczas nikt nie spodziewał się, iż wśród Polaków znajdą się młodzi dezerterzy, którzy przeszli na stronę Rumunów. W decydującej fazie ataku, gdy wiadomo było, iż ofensywa odniesie sukces, z lewego skrzydła wyrósł niczym grom z jasnego nieba rumuński czołg… Prototyp trójlufowego G27 unieszkodliwił całe prawe skrzydło. Polskie Q5tki nie miały szans, nikt nie przewidywał ataku od tyłu. Po załamaniu impetu na prawym skrzydle, w centrum i na lewej flance działania rozpoczęła grupa renegatów. W powietrze świsnęły sztandary Loindia, czerwono czarna trupia czaszka powiewała w centrum polskich sił. Wcześniej zamontowane w polskich wozach bojowych C4ki wybuchały regularnie, siejąc panikę. Strach… groza… krew… dookoła śmierć i płomienie piekieł – to był ostatni świadomy obraz większości jednostek drugiej koalicji. Do obozu Wielkiej trójki dobiegały kolejne komunikaty:
- POG rozbity!
- Perun – straciliśmy łączność
- Husaria się wycofuje!
- Odwrót, odwrót!!!!


*******

Europa była podzielona. Podczas wielkiego krachu militarnego upadły wielkie siły, upadł Eden i Phoenix, upadła wartość militarna Polski i Węgier. Dzięki nowoczesnym wynalazkom i ogromnym kwotom przeznaczonym na rozwój infrastruktury militarnej Słowacja rosła w siłę. W 2000 dniu nowego Świata został podpisany nowy układ militarny, sojusz Wielkiej Trójki. Polsko-Słowacko-Węgierska dominacja miała raz na zawsze ustabilizować sytuacje w Europie. Jednak w 2026 dniu rozniosła się wieść o odrodzeniu Rumunii, powstaniu paktu Loindyjskiego. Wojskowe sukcesy pozwoliły Rumunom na wyrównanie swoich szans na frontach Europy, i tak od półwyspu Iberyjskiego, aż po Ural Europa stanęła w ogniu. I właśnie w 2150 dniu, na przedpolach Centralnej Słowacji stanęły dwie militarne potęgi tej cywilizacji…

*******

Zdałoby się, że słońce jest odkupicielem. Wydawać by się mogło, że gdyby nie ono, polskie i słowackie Q5tki płonęłyby wiecznie. To ono rzucało swoje promienie na twarze ofiar – żołnierzy walczących na lewej flance. Byli oni wystarczająco daleko, aby ich ciała nie zostały zdeformowane przez niesamowitą falę gorąca spowodowaną wybuchem pseudoatomowej bomby sterowanej „Incendiu 20N”. Bomba ta charakteryzowała się wszystkimi atrybutami klasycznej atomówki, jednak bez elementu skażenia poatomowego. Teren był po prostu wyjarany, poddany oddziaływaniu temperatury przekraczającej 100 tys. ST Celsjusza.
Pod wrakiem słowackiej Q6tki, z pięciokrotnie wzmacnianym pancerzem coś się poruszyło. Żołnierz – dowódca, gdyż wskazywały na to pozostałości munduru, z wielkim trudem wysunął się z pozostałości największego sukcesu militariów europejskich. Ogarnął wzrokiem spaloną dolinę, dosunął się do najbliższego wraku
- Morda! Słyszysz mnie? Ku**a, mordlulec wstawaj!
Jednak z wnętrza czarnej kupy złomu nikt nie odpowiedział. Nieznany żołnierz oparł się o wrak, i zaklął siarczyście.
- Tyle lat w jednej jednostce tylko po to, aby dać się zajebać Rumunom, niech to szlak... Ale skoro ja żyję, to ktoś jeszcze mógł przeżyć....
Podjąwszy tę decyzje, z wielkim trudem czołgał się od jednego wraku, do drugiego w poszukiwaniu tych towarzyszy broni, którzy mogli jeszcze żyć. Po upływie 30 minut z wraku, przy którym jedyny ocalały był pierwej ktoś wysunął głowę – był to mordlulec, dowódca 3go oddziału uderzeniowego armii Perun. Gdy tylko został spostrzeżony przez czołgającego się żołnierza, ten w żółwim tempie, bo jak inaczej można poruszać się z odrąbaną podczas wybuchu nogą, podczołgał się do niego, wyciągnął go z wielkim wysiłkiem z wraku i ułożył na ziemi. Spostrzegłszy, iż mordlulec zemdlał zabrał się do wcześniejszej pracy, i po 3 godzinach pomiędzy dwoma wrakami, w osłoniętym miejscu leżało 30 ciał – 30 kalek, żołnierzy jeszcze żyjących, z których przez rany otwarte ulatywało życie. Pomiędzy tymi wrakami leżał cały oddział, dywizja duchów, mar sennych, gdyż nie byli oni do niczego ludzkiego podobni. Żołnierz po skończonej pracy oparł się bezradny o wrak.
- Teraz możemy umierać, przynajmniej wszyscy razem...
I trwał tak w letargu kolejne 3 godziny. Gdy upadł wydawało mu się, iż słyszy warkot silnika, tupot żołnierskich glanów, znajomy krzyk obwieszczający światu ich powrót do świata żywych
- Widzę ich! Tam są!
- To Iniesta, to musi być on!
- Patrz, leżą równo, on leży oparty, musiał ich powyciągać, zemdlał niedawno.
- Bierzcie ich chłopaki, oni muszą się wylizać.

Pomimo, iż ciało było nieprzytomne, świadomość żołnierza dopiero odchodziła w zaświaty. Tylko w duszy powtarzał jedno słowo, które utrzymywało go przy nadziei, „ŻYJ!” Powtarzał je, aż do momentu, gdy gładka kobieca dłoń dotknęła jego skroni, potem szyi, kobiece usta złożyły pocałunek na jego spalonych od ognia wojny wargach, a następnie ów głos, słodki, znajomy głos wypowiedział życzenie jego myśli:
- ŻYJ!