Zwrot regionów | Kongresowym leniom i ich bezwiednym votowym pastuchom stop!

Day 1,693, 07:04 Published in Poland Poland by nanto


Kiedy człowiekowi idzie nawet jakoś to pisanie artów, to potem przychodzi w najmniej odpowiednim momencie, nikt nie wie właściwie czemu, zmęczenie grą. Dopadło mnie, ale wracam powoli, dołączyłem do aGROM, siedzę w PCA i udzielam rad jak infobot i postaram się znów zaprezentować mam nadzieję trochę dobrej prasy.



Art miał być o debacie rządowej, ale pytania były zadawane tak, że każdy z arta MEN może wyciągnąć wnioski. O nowym sojuszu póki co arta nie ma, zbieram informacje, a nasz rząd jest bardzo oszczędny w komentarzach, przez co rozumiem dwie rzeczy: 1) Ktoś się boi podjąć mocny krok w obawie przed failem i buńczycznym wyjściem z ONE. 2) Plan jest naprawdę skomplikowany i cała operacja musi być dopięta na ostatni guzik.

Problem z respektowaniem porozumień międzynarodowych. Brak organizacji informowania PCA?

Naturalnie co? Niemce. W myśl traktatu podpisanego z sąsiadem na zachodzie regiony Schleswig - Holstein and Hamburg oraz Saxony Anhalt miały wrócić po zrealizowaniu naszych celów w ręce właścicieli (chociaż tyle czasu były nasze, że już w sumie ciężko mówić, że to ich rdzenne). No, ale jeśli powiedziało się A, to trzeba zrobić B, tzn. trzeba zrobić tak, żeby Be nie było właściwie.
Prób oddania SHH naliczyłem 3 lub 4 już się zgubiłem w tym. Marvin nie zdołał do końca wypełnić umowy z Niemcami, czego Pryq nie omieszkał nie zauważyć swym saurońskim okiem. Ogólnie rzecz biorąc, nie potrafimy za chiny pana skutecznie oddawać regionów według standardowego protokołu postępowania, czyli rozkaz w gazetce MON mówi - ODDAJEMY.

I tutaj chcę się zająć tym problemem co nieco. Moje oczy naczytały trochę komentarzy, chyba wszyscy stwierdzali 2 rzeczy:
- Dowódcy regimentów ustawiali DO na oddawany region
- Nie wiedzieliśmy, że region w ogóle jest oddawany

Dowodzi to, że zdecydowana większość graczy, a zwłaszcza PCA nie czyta rozkazów MON. O ile jeszcze można zrozumieć 1 i 2 dywizję, to 3 i 4 absolutnie już nie, co więcej skandaliczną okolicznością przyrody są kapitanowie wystawiający złe DO. Z założenia można teoretycznie przyjąć, że ustawione DO jest prawidłowe, kapitan ma być kompetentny.

W PGB kapitanowie nie zmieniają się co i rusz więc zapewne dlatego skala durnoty jest tam mniejsza. W PCA z kolei o durnocie nie wiem czy można mówić i nie użyję w stosunku do nich tego sformułowania, przyczepię się natomiast do osób odpowiedzialnych za nadzór nad tym MU.
W takim razie kto jest osobiście odpowiedzialny za dobrą organizację PCA? CP ma co robić, strozia mało widać, Save Me? A może któryś z vMONów? Niewiadomo, bo takie zadanie z góry nie zostało niestety określone, a efektem jest oddawanie przez tydzień roboczy regionu.

Tak też bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy jak już przebrniemy przez źle dobranych dowódców regimentów są: braki w informowaniu. Co oczywiście ściśle łączy się z tym kto zarządza regimentem bo od niego zależy jak przekaże informacje podopiecznym. Mogę się jednak śmiało założyć, że nie każdy z kapitanów w PCA wiedział o oddawaniu regionów, a to już znów brak zlecenia takiej fuchy informowania któremuś z MONów.

Ostatecznie problem został rozwiązany tak, że zaproponowałem CP pierdylion PMek z mojej strony i wydanie arta o tytule, którego znaczenie rozszyfruje wytresowany szympans, czyli: oddajemy taki i taki region, join resistance.
Hmm uderzające jest jednak też to, że wielu kapitanów nie wiedziało aż do czasu spam ataku, że DO w przypadku oddawania regionu, nie zliczy killi w biciu dla resistance. (ze wszystkich regimentów, gdzie dowodzą mniej doświadczeni należy wyróżnić 103 i 81 regiment, tam od początku czaili bazę).

Jakie mogą być rozwiązania tej sytuacji? Przede wszystkim zorganizować od podszewki dobrych kapitanów. Wiadomo, że 140 nie znajdziemy, ale 20-30 to na pewno osiągalne wyzwanie logistyczne. Jeśli informujemy to każdy z kapitanów powinien osobiście dostarczyć tę zagwizdaną PMkę swoim podopiecznym (jak można od gracza dywizji 1 oczekiwać, że grając 3 dni ogarnia wsio jak leci).
Hmm co więcej. Jeśli chcemy oddawać efektywnie regiony (a będzie nas to czekało z Francją) to może warto zainwestować trochę czasu w 2-3 regimenty dla 1-2 dywizji z dobrym kapitanem. Dać im ulgi w postaci DO do bicia medalu TP, ale w przypadku oddawania regionu, przyjmując, że informowanie dobrze działa, zobligować ich do bicia wyłącznie po stronie resistance (w zamian za TP wcześniej). Rozwiązanie wydaje sie uczciwe, a 2-3 regimenty po 30 osób w zupełności wystarczą, jeśli reszta ludzi zachowa status hold fire w oddawanym regionie.
Pomysł był przedstawiony MONowi i wygląda na dobry.



Ambasady, nieszczęsne ambasady... może by tak.. kongresmen skalał się pracą?

Tia.. Były już cuda niewidy, Maniek M nawet łacińskie nazwy nakładał, ale ta inkwizycja również nie dała skutku. Pierre zapewnia, że nowy system ambasad będzie świetnie działał. Deja vu mam, no, ale, niech mu będzie, znamy się w erepie nie od wczoraj i wiem co jego mózg może wyprodukować.
Widać, że MSZ ściąga całe pielgrzymki stażystów. Dokładnie nikt nie chce powiedzieć jak to ma wyglądać, czy będzie finansowane czy nie, czas pokaże.

Ale nasunęła mi się alternatywa. Zwróciłem swe aryjskie oblicze w stronę zapracowanego kongresu. Tak kongresmeni których wybraliście w większości jak stado głupich prosiaków głosując i nie zauważając, że żaden z nich nie miał prawdziwej prezentacji wyborczej, golda już przeżarli a teraz wegetują. Prawdopodobnie sprawę poruszę jeszcze raz w osobnym artykule bo sprawa jest dla mnie poniekąd ważna.



Jak zapędzić kogoś kto był od huhuhu razy w kongresie do jakiejś pracy? Ano było już nie raz używane coś takiego jak porozumienie z partiami top 5. Czy to w przypadku niewpuszczania osobników sprzedających CSy, niewpuszczania obcokrajowców, czy teraz kupczących kongów. Jak pokazuje historia erepa, zmian na lepsze można dokonać nawet w tym politycznym światku. Dlaczego więc nie zakasać rękawów jeszcze raz i wreszcie posprzątać jedyną instytucję, która przynosi nic innego jak wstyd nam wszystkim. Bo jak sami mówią: przecież co my mamy robić.

Moja propozycja jest taka, żeby z kongresmenów zrobić ambasadorów. Nie szukać świeżaków niewiadomo gdzie, którzy nie mają nic do stracenia i tak i jako ambasadorowie nie robią nic. Kongresmen przedstawiałby raport ze swojej działalności, oceny ich prac, (a także aktywności jak teraz) wykonywane przez Marszałka kongresu razem z MSZ trafiałyby do opinii publicznej, a przede wszystkim na ręce Prezesów Partii.
Kongresmen warzywo byłby w przypadku całkowitego oderwania od rzeczywistości odłączany od respiratora zwanego miejscem na liście wyborczej.
Dzięki temu rozwiązaniu prawdopodobnie udałoby się wspomóc pracę MSZ (może być i 2 ambasadorów na kraj, kongresmen raczej taki co więcej może, jest przedstawicielem części społeczeństwa w końcu), a przede wszystkim udałoby się może ruszyć tę kupę gnoju, która leży i robi pod siebie bezwiednie.
Myślę, że wyborcy mogliby nabrać trochę ogarnięcia też na kogo głosują. Wreszcie coś by naprawdę mogli, a nie lecieć jak małpy po banana, a skoro nie ma kupowania głosów to się okazuje, że i tak jest sztuczny i karmić świnkę 40 raz, która nie robi nic, a na kanale kongresu tylko obrzuca się błotkiem z innymi. Nabranie świadomości przez społeczeństwo wyborcze byłoby chyba największą od paru miesięcy rewolucją w polskiej społeczności (chociaż tak naprawdę nie do końca rewolucją, bo to będzie powolny proces i bardzo pracochłonny).
Mam nadzieję, że dotrę z pomysłem do jak największej liczby odbiorców, a przygotowana z czasem ustawa kiedyś przebrnie przez kongresowe debaty i głosowania. Oby udało się dokonać zmiany wreszcie.

Jak dacie wiarę w słowa, że little can make a change to nie będzie tak ponuro 😁



(chociaż nie chciałbym, żeby skończyło się na haśle: Tree power activate! i koniec..)



Pozdrawiam (zwłaszcza nową bojówkę - aGROM),
nanto