O niekończącej się opowieści i nie tylko

Day 1,799, 09:30 Published in Poland Poland by Prophet009
Witajcie moi drodzy!

Nie minęły dwa dni od wydania poprzedniego artykułu przeze mnie, a już nazbierało się tyle spraw, o których powinniście wiedzieć, że postanowiłem jeszcze trochę Was pomęczyć moimi wypocinami, głównie o telenoweli jaką jest CTRL.

Zapraszam do lektury.

Zazdrość, czyli wszyscy chcą mieć nas tylko dla siebie…


Najpierw kwestia dla mnie najbardziej istotna, mianowicie cała sytuacja związana z CTRL, a głównie z NE Węgier na USA.

Wszyscy wiemy jak od początku tej kadencji nasz świeżo upieczony sojusznik (USA) z nami postępował, ultimatum na samym starcie mocno zniechęciło nas by dalej w to wszystko brnąć, a następne groźby tylko trzymały nas w tym stanie. USA atakując Austrię, nie uprzedzając nas o tym byśmy odrzucili w głosowaniu mpp z tymi drugimi skasowało nasze MPP, wtedy jasno pokazując swój dalszy kierunek ekspansji (Węgry). Stąd też Pierre Dzoncy zdecydował, aby głosować na nie przy MPP z USA. Zresztą ten artykuł utwierdza mnie w przekonaniu, że obecne HQ przy wydatnej pomocy USA chce wymusić na nas decyzję, kogo finalnie popieramy. Wszystko było by ok. gdyby nie to, że próbują otworzyć drzwi siekierą (ultimatum itd.) mając do tych drzwi klucze w kieszeni (dyplomację). W zasadzie to ciekaw jestem ich reakcji gdybyśmy nagle zdecydowali dokonać swapów z Rosją i mając granicę z Chinami żądać wybrania tylko jednego kraju (zarówno Chiny jak i Węgry nie leżą na Bałkanach, więc ten argument odpada), ale tak samo jak postępuje USA – bez żadnych rozmów, od razu przeszlibyśmy do działania.

Sprawa jest kontrowersyjna, ponieważ Węgry wystawiły NE bez żadnego uprzedzenia, stawiając nas pod ścianą i grając na naszych emocjach względem ich próbują zmusić nas do wybierania stron. Kiedy prosiliśmy ich rząd by tego nie robili, ponieważ najpierw powinniśmy przynajmniej spróbować załatwić tę kwestię w inny sposób, to rząd naszego bliskiego sojusznika dosłownie rzucił się na nas z pretensjami, że jak śmiemy zatrzymywać ich wielką ofensywę. Argumenty o próbie (zawsze warto się tego typu działań podjąć) załatwienia tego dyplomatycznie niestety nie znalazły aprobaty węgierskiego rządu, mimo iż nie było mowy o ataku USA na nich. Zamiast tego otrzymaliśmy oprócz solidnej dawki agresji, tłumaczenia, że trzeba było im wyprzedzić atak USA, że USA nie będzie sobie bezkarnie siedziało w Austrii, ba zarzucono nam, że chcąc zapobiec konfliktowi opowiadamy się po stronie EDENu (sic!).

Jednak można spróbować zrozumieć tę decyzję, w końcu USA nie przyszło pod węgierską granicę rozdawać tamtejszym dzieciom cukierki, a jedynie wymusić na nas wybranie stron.

Na znak protestu tej nieprzemyślanej decyzji jeden z głównych ministrów, GregoryG podał się do dymisji.

Cóż to też trochę wygląda na sytuację niemal sprzed dwóch lat gdzie to my postawiliśmy w podobnej sytuacji Chorwację. W zasadzie nie dziwię się im, że wybrali tych, którzy nie zmuszali ich do podejmowania podobnych decyzji. Jest to paskudne uczucie.

Dzięki za danie nam 30 sekund na ucieczkę zanim zaczniecie do nas strzelać. Miło z Waszej strony.

Reasumując jak widzicie nie ma „dobrych” Węgrów, ani „złych” Amerykanów, wszyscy wykorzystują, co tylko mogą by mieć nas przy sobie. Toczy się bezpardonowa walka o nas i każdy skuteczny sposób jest dobry. Niestety przez działania prezydentów USA i Węgier stoimy na rozdrożu, obie strony nie grały fair, ale kogoś trzeba w końcu wybrać, i z tego, co widzę będą to Węgry.


Więc jak? My czy oni? Wybierajcie, nie krępujcie się

Wybór w pewnym momencie musiał paść, ale sposób, w jaki próbuje się na nas to wymusić jest skandaliczny i to głównie z nim się nie zgadzam, nie dano nam nawet pojedynczej szansy by usiąść i na spokojnie porozmawiać i to wszystko dograć. Szkoda.

Konflikty konfliktami, a robić nie ma komu
Nie będę się rozwodził nad zasadnością postępowania (byłych już) MONów, ani Khere. Mogę tylko powiedzieć, że w porównaniu do Serbii i tak mamy sielankę, jeżeli chodzi o wojny domowe. Chciałbym raczej się skupić nad kwestią braku kadr w naszym kraju.

Wiele mówi się o „betonie”, że rządzą ciągle ci sami ludzie, i nic się nie zmienia. Cóż, faktem jest to, że znajdują się w rządzie osoby z bardzo długim stażem (np. ja), lecz to nie jest tak, że te osoby trzymają się kurczowo swoich stanowisk (ok., zawsze są wyjątki), zauważyłem, iż my… nie mamy zastępstw na dane stanowiska. Ot, dwóch głównych MONów zrezygnowało, a nowych osób do zajęcia tego stanowiska brak. Obecnie Marvin znowu pełni tę funkcję po krótkiej przerwie. Problemem jest brak jakiejkolwiek alternatywy, inicjatywy i chęci do podjęcia się pracy, jako główny minister. Niestety, ale stajemy się coraz mniej aktywni i powinniśmy coś z tym zrobić… jakieś propozycje?

Pozdrawiam,
Prophet009