[Opowiadanie] Godzina N

Day 2,661, 06:15 Published in Poland Poland by ToTylkoIni


Słońce świeciło jasno, posyłając frywolnie swoje promyki na twarze ludzi.
Mimo to dzień był niezwykle mroźny. Jednak czego innego oczekiwać po Svarbaldzie - wyspie tak samo mroźnej, jak i zdradliwej.
Arktyczny klimat nie omijał Longyearbyen. Aktualnie Norweskiej stolicy, trudno dostępnego bastionu sił rządowych.
Miasto to służyło koronie Norweskiej jako twierdza nie do zdobycia, w której ukryto wszelkie skarby państwowe. Strzegło go nieustannie norweskie wojsko wysyłając nieustannie na ulicę patrole, włącznie z ciężkim sprzętem.

Longyearbyen było nie do zdobycia.

Przestrzeni powietrznej strzegły najlepsze systemy defensywne, podejście od morza wręcz niemożliwe ze względu na szalone wiatry oraz bomby głębinowe. A na ulicach najlepsi z najlepszych strzegli nieustannie bezpieczeństwa interesów Norwegii.

Była 12:30. Tłumy wylęgły na ulicę z nadzieją na pożywienie się podczas przerwy obiadowej. W mieście był to standard życia codziennego - zwłaszcza, że lunch - bary oferowały świetne, skandynawskie żarło.

Jedynie skandynawskie kobiety pozostawiały wiele do życzenia. Potomkinie wikingów były po prostu... potomkiniami wikingów pod każdym calem.

Pomiędzy tłumem przechadzały się patrole armii wyłapując wprawnym okiem podejrzanych osobników. Nie zainteresowali się grupką rozochoconych studentów, stojących przed budynkiem UNISu. Nie zauważyli nic podejrzanego, w trzech obcokrajowcach jawnie sączących piwo przed znaną piwiarnią. Nie zaniepokoił ich także spacerujący samotnie po deptaku młodzieniec w czarnej pelerynie. Żołnierze byli znudzeni codzienną monotonią. Zainteresowało ich dlaczego ich koledzy stali wokół dziwnej ciężarówki oznaczonej biało-czerwoną flagą. Stali jawnie gestykulując między sobą.
Bjorg, dowódca patrolu wykonał jeden ruch ręką i cały oddział podążył w stronę ciężarówki.

- Co do cholery tu się dzieje? - zapytał, gdy okazało się, że ciężarówkę oglądają już 4 oddziały. Rudowłosy Ejnar spojrzał na niego, a w jego oczach można było wyczytać niepewność.

- Dowództwo dostało informację, że Polacy szykują jakąś grubszą akcję. Chwilę potem donos, że na deptaku stoi ciężarówka z ich oznakowaniem. No i tak przyszliśmy, kierowcy nie ma, nas czterdziestu z górką i co tu z tym zrobić?

Bjorgowi podeszła gula do gardła. Dowództwo nie miało w zwyczaju mieć nietrafionych informacji, a jeśli tak to może być pułapka. Co jeśli ta ciężarówka jest po sufit wypełniona bronią?

- Wszyscy się cofnąć, natychmiast! No ruchy, spierd**ać stąd! - wrzasnął na żołnierzy spokojnie oglądających ciężarówkę, po czym sam rzucił się do ucieczki. Niestety, nie wiedział, że było za późno, ze zegarek wskazywał dokładnie 12:59:59, i że za sekundę...

...

Światem targnęła eksplozja. A potem kolejna, i jeszcze jedna. Vor rzucił się do osłony wypatrując pozostałych przy życiu żołnierzy. Chwilę później usłyszał kolejne huki eksplozji w całym mieście, dźwięczne odgłosy CKMów, a nawet szum wystrzelonych pocisków rakietowych.
Szybkim ruchem ręki obnażył ukryty pod płaszczem zegarek.
- Punktualnie 13:00. Więc tak wygląda piekło godziny "N"...

W oddali dostrzegł biegnących w stronę deptaku żołnierzy sił rządowych. Szybkim ruchem rozłożył swoją Q7 po czym pociągnął serię pocisków po niczego niespodziewających się przeciwnikach. Umierali w zdziwieniu, szybko, przerażeni, iż ktoś odważył się targnąć na miasto nie do zdobycia.

Walki o deptak nie trwały długo. Po 20 minutach i całkiem sporej ilości krwi na gmachu UNISu powiewała już biało-czerwona flaga MW. Vor rozglądając się dookoła zauważył, że GROMowcy zatknęli już swoją na szczycie okazałego budynku Narodowego Banku Norwegii. Chwile później przyszedł rozkaz i Vor nie miał więcej czasu na przyglądanie się otoczeniu - ruszył do punktu zbiórki świadomy, że za chwilę siły rządowe wygnane z miasta wrócą z cięższym sprzętem i kontrofensywą.
Biegnąc uświadomił sobie, że mimo to, to Oni na tą chwilę są zwyciężcami.

...

Longyearbyen. Nad miastem unosiła się łuna, która wybitnie wskazywała, że wojska przewrotowe nie bawiły się w dobór środków. Miasto paliło się niczym papierowa zabawka. Coś w tym widoku było pięknego, coś jednak przerażało.
Na drodze wylotowej z miasta było tłoczno od uchodźców - mieszkańców, którym pozwolono opuścić pole przyszłych zmagań wojennych.
Z przeciwnego kierunku nadciągały już cztery dywizje ciężkiego sprzętu sił rządowych, wspierane przez zaciężnych najemników z całego świata.

Longyearbyen stało się znów centrum Norwegii. Szkoda tylko, że centrum prawdziwego piekła wojny domowej.



Wszelkie zdarzenia przedstawione w opowiadaniu są fikcyjne, a związek z rzeczywistością (nawet wirtualną) przypadkowe.

Zachęcam do wspierania twórczości fantastycznej przez dotacje.