Skoro już mam chwilę...

Day 2,419, 03:54 Published in Poland Poland by WujekRemo

Weekend jest, chwila wolnego się znalazła, to sobie puszczę arta. Nie ukrywam, że bezpośrednim tego powodem jest nadzieja na załapanie się do topki i przeczytanie streszczenia, które zamieści ten jegomość w swoim przeglądzie prasy – na marginesie, dajcie mu wołta, szkoda, żeby taki fajny art dołował gdzieś w drugiej dziesiątce.

A skoro o drugiej dziesiątce mowa...

Z głębokim niedowierzaniem spoglądałem parę dni temu na drugą stronę top news, przecierając oczy ze zdumienia na widok całych dwudziestu artykułów w topce. Pamięta ktoś, kiedy tak było poprzednio? Ja nie pamiętam. I nawet fakt, że większość z tych dwudziestu prezentowała poziom typowy dla epolskiej prasy w ostatnich miesiącach, to i tak parę godnych uwagi tekstów się przewinęło. Na moment nawet dałem się ponieść entuzjazmowi i niemal uwierzyłem w jakiegoś rodzaju renesans e-polskiej prasy, jednak...



Okazało się to jedynie chwilowym zrywem, być może absolutnie przypadkową kumulacją spamu, a być może miało pewien związek z inwazją Serbii na ukochane Ojczyzny łono. Obecnie wszystko wraca do smutnej normy. Chyba lepiej się przyzwyczaić i – jak mawiał mędrzec - „Nie mieć oczekiwań, by potem nie doświadczać rozczarowań”.

A skoro napomknąłem o Serbii...

Postawa naszego byłego sojusznika rozczarowuje mnie tak bardzo, ze długo zastanawiałem się, jakich słów użyć, by to skomentować. Ostatecznie postanowiłem ich niemal nie używać.






Trochę mi nawet żal Serbii. Serio. Bo umiem sobie wyobrazić nas na ich miejscu: wszyscy się ciężko starają, by umieścić jak najwięcej regimentów w czubie, wszyscy palą zasoby, żeby to upragnione x2 dla kraju zdobyć, ślą chlebki i walutę na airstrke... Ogólnonarodowa atmosfera mobilizacji, profilaktyczne trollowanie przeciwnika w prasie, pompowanie balonika własnej zajebistości, wreszcie – upragniony airstrike na silnego wroga i...



… i członek z tego wychodzi, tak to ujmę, by nie ryzykować skasowania arta. Przeciwnik postanowił nie przyjmować naszych zasad gry (czyt.: influ x2), zamiast tego odcina się, by przeczekać, aż nam to x2 zmieni się ponownie w x1. Żal tak bardzo, miała być emocjonująca kampania, wyszła nawet nie treningówka.

Na szczęście to nie nasz bul dópy, tylko Serbii. I nawet nie ruszają mnie oskarżenia o nasze tchórzostwo, bo spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie, kto jest większym tchórzem: czy ten, kto zastawia się gardą przed silniejszym przeciwnikiem, czy ten, który siedzi cicho na tyłku i nie atakuje, dopóki nie zyska dwukrotnej przewagi? Hmmm?

Słów kilka o wyborach

Na koniec mała wzmianka o dzisiejszych wyborach prezydenckich. Świadczą one najlepiej o ogólnej kondycji ePolski – jakoś tak mało kandydatów paliło się na poważnie do objęcia najważniejszego urzędu w państwie. Może to mieć związek z aktualną sytuacją militarną – ja w każdym razie nie pchałbym się na CP w sytuacji, w której nie całkiem dobrowolnie gościmy na rdzennych kontyngent usuwaczy kebabu – ale raczej jest to dłuższy trend, który rysował się już od miesięcy. I o ile tym razem znalazł się przynajmniej jeden kandydat, który zebrał skład rządu i przygotował prezentację, to nie zdziwię się, jeśli za miesiąc, najdalej dwa będziemy wybierać prezydenta z pięciu lulz-kandydatów, bez prezentacji, bez programu i bez rządu. Ciekawe czasy idą, jeśli chcecie znać moją opinię.



Tak to mniej więcej widzę w tych wyborach. Albo kandydat, który mnie nie przekonuje, albo kandydaci, którzy nic o swoich planach nie wspomnieli. Sarandir, którego prywatnie nawet lubię, jakoś nie budzi mojego entuzjazmu jako prezydent. Ale – jak wspomniałem – jako jedyny z kandydatów coś zaproponował. Coś. Cokolwiek. Zatem dziś mój głos idzie na niego, z rozsądku, nie z miłości. Niemniej – powodzenia, Sarandir!

Na marginesie tylko dodam, że nie przypuszczałem, że kiedykolwiek naprawdę przyjdzie dzień, kiedy powiem „Nie mam na kogo głosować”. I właśnie przyszedł. Smuteczek.

Z pozdrowieniami -
WujekRemo