Od pismaka do polityka

Day 951, 16:36 Published in Poland Poland by WujekRemo

Mój pierwszy artykuł otrzymał ponad 120 votów i blisko 70 subów. Jako debiutant, uważam to za sukces, serdecznie zań dziękuję, zaś moich subskrybentów zapewniam, że dołożę wszelkich starań, aby okazanego mi zaufania nie zawieść.

Dzisiaj dla odmiany opowiem Wam bajkę. Właściwie nie „bajkę” – historię raczej, bo – co smutne – opowieść to prawdziwa. Otóż:

Dawno, dawno temu (przynajmniej według miary czasu niektórych graczy), w pewnej niewielkiej społeczności, żył sobie pewien dwuklik. Dwuklik nie był szczęśliwym człowiekiem; pomimo jego przekonania o własnej wyjątkowości i bogactwie cnót wszelakich, jakoś nikt z jego otoczenia tego przekonania nie podzielał. I tak sobie powoli dorastał w poczuciu krzywdy i niespełnienia – stał na bramce, gdy inni strzelali gole, słuchał słabych płyt, bo dobrych nikt mu nie chciał pożyczyć, oglądał wątpliwe „Hity na sobotę”, bo nikt go nie zapraszał na imprezy... No, psia deprecha, generalnie.

A lata upływały. Dwuklik, nieszanowany, niepopularny, niechciany i ogólnie będący w d**ie powoli utwierdzał się w przekonaniu, że to świat jest zły, a on zaje***ty, tyle, że do jego zaje***tości świat nie dorósł. Taki Gollum, kojarzycie.

Ale było coś, co odróżniało naszego dwuklika od innych dwuklików. Tym „czymś” był talent – właściwie namiastka talentu – do pisania. Z niewiadomych przyczyn Bogowie postanowili tę miernotę obdarzyć czymś wyjątkowym, nie pytajcie, dlaczego. W mojej opinii Bogowie za dużo piją.

I stało się tak, że pewnego dnia dwuklik złapał Pana Boga za nogi. Otóż zaprzyjaźniona wróżka – zębużka podrzuciła mu pomysł: „Pisz dla ludu – idź do gazety!”. Dwuklik posłuchał, poszedł i napisał. I, jak się okazało, całe to jego pisanie znalazło spory oddźwięk w społeczności dwuklików. I dziwić się nie ma czemu, bo nasz dwuklik walił z grubej rury. W końcu miał okazję wyładować na kimś frustrację, a że wszystkich – i rządzących, i opozycji – nie cierpiał tak samo, przeto łatwo mu było przylepić sobie etykietkę „niezależnego”. Patrzył więc wszystkim na ręce, wymiatał spod dywanu rozmaite grzeszki, czasem prawdziwe, częściej nie, a kiedy przypadkiem nie było o czym pisać, imał się drobnej konfabulacji – przecież i tak nikt nie sprawdzi.

Pisał więc, a rzesza pozbawionych mózgu (a przynajmniej umiejętności samodzielnego myślenia) fanów rosła; rosła tak bardzo, że nasz dwuklik niezauważalnie nawet dla siebie urósł do rangi lokalnej gwiazdy, niemalże ludowego trybuna, Ostatniego Sprawiedliwego...

I jak to w życiu, a czasem również w bajkach, efekty tytanicznej pracy naszego bohatera przerosły jego najśmielsze oczekiwania...

Nadchodził oto czas kolejnych wyborów do Samorządu Lokalnej Społeczności. Dwuklik z zapałem godnym lepszej sprawy już rozgrzewał swą klawiaturę, aby tradycyjnie dowalić wszystkim, którym się należało... Wróć! W zasadzie dowalić bezwzględnie wszystkim, niby czemu ktoś ma mieć lepiej... Wtem zadzwonił dzwonek. Dwuklik otworzył z pewną obawą (a nuż komornik...) Przed nim stało dwóch panów w garniturach z Wólczanki i partyjnymi znaczkami w klapach. „Wicie, tarzyszu, obserwowalismy was, i wicie, bo Wy jezdeście taki prawdziwy społecznik, rozumicie, i takich nam trzeba, wicie, no winc zapraszamy na nasze listy, kandydujcie, ten, tego! To jak, pomożecie?”
I wreszcie dwuklik się doczekał. Lata ciężkiej pracy przyniosły owoc. Koniec pomiatania! Koniec lekceważenia! Teraz pokaże, na co go stać! Będzie rządził i wszystkim pokaże! FakJe, dreams can come truth...
Nadchodzi nowa era!

***

Archetyp WujkaRema z RL wychował się w małym miasteczku na Pomorzu, tak małym, że zna się tam nie tylko wszystkich ludzi, ale również imiona większości bezpańskich psów. Nigdy nie należał do towarzyskiej pierwszej ligi – jakiś dziwny był. W piłkę słabo grał, dziwnej muzyki słuchał, czytał książki... Masakra, dziwak! Dorastał więc w atmosferze niezrozumienia i alienacji i pewnie wyrósłby na rasowego alkusa, gdyby nie przypadek.

Przypadkiem tym był kumpel archetypu WujkaRema. Nazwijmy kumpla Wróżką. Otóż Wróżka – prywatnie dziennikarz lokalnej gazety – po kolejnym solidnie oblewanym spotkaniu i obowiązkowej lekturze pisanych przez archetyp WujkaRema – niby to do szuflady – opowiadań, zapewne powodowany pijanym widem zapytał nieretorycznie „Chłopie, czemu ty nie publikujesz tych tekstów? Umówię cię z szefem!”. I umówił.

Dalej poszło gładko. Pierwszy artykuł, kolejny, i następne, telefony do redakcji, listy, teksty polemiczne... Archetyp WujkaRema dość szybko stał się w lokalnej społeczności postacią kontrowersyjną, ale rozpoznawalną i szanowaną, a że patrzył na ręce wszystkim, przeto gładko mógł przykleić sobie etykietę „niezależnego”...

I jak to w życiu, a czasem również w bajkach, efekty tytanicznej pracy naszego bohatera przerosły jego najśmielsze oczekiwania...

Nadchodził oto czas kolejnych wyborów do Samorządu Lokalnej Społeczności. Archetyp WujkaRema z zapałem godnym lepszej sprawy już rozgrzewał swą klawiaturę, aby tradycyjnie dowalić wszystkim, którym się należało... Wtem zadzwonił dzwonek. . Archetyp WujkaRema otworzył z pewną obawą (a nuż komornik...) Przed nim stało dwóch panów w garniturach z Wólczanki i partyjnymi znaczkami w klapach. „Wicie, tarzyszu, obserwowalismy was, i wicie, bo Wy jezdeście taki prawdziwy społecznik, rozumicie, i takich nam trzeba, wicie, no winc zapraszamy na nasze listy, kandydujcie, ten, tego! To jak, pomożecie?”

***

Odmówiłem wówczas, a także cztery lata później innym, z zupełnie przeciwnej opcji. Bo uważam, że publicysta 😕= polityk; to, że umiem krytykować, nie znaczy wcale, że umiem rządzić.

I na koniec, gdyby ktoś miał wątpliwości: tak, opowiadanie było o mnie. A myśleliście, że o kim?


Podobało się? Zapraszam do wołtowania, tudzież subowania.