Wojenno-świąteczne impresje

Day 1,498, 12:38 Published in Poland Poland by Nasir Malik


Poniższy tekst jest wyjątkowo subiektywny, niesprawiedliwy, nieprawdziwy i podły... autor nie ponosi odpowiedzialności za to, co napisał, bo i po co?

Święta, święta i po świętach. Wojna, wojna i po wojnie. No, prawie po wojnie. Wszystkie znaki na ziemi i na niebie wskazują jednak na to, że najciekawsze już było i odeszło wraz z kolejnymi ucieczkami jednych i drugich. Ponieważ, wbrew standardowej w takich przypadkach propagandzie, zarówno nasze, jak i chorwackie manewry strategiczne, odwroty na z góry upatrzone pozycje, reformułowanie linii frontu i tym podobne działania, okazały się ucieczką od starcia frontalnego.

Nie zrozumcie mnie źle – do każdego z tych manewrów można przypisać przekonujące uzasadnienie dlaczego był on wskazany i jedynie słuszny. Co nie zmieni faktu, że de facto każdy z nich był ucieczką od starcia z przeciwnikiem. Starcia, o którym wszyscy wcześniej marzyli, apelowali, prężyli nań muskuły i gromadnie trollowali przeciwnika. Każdy chciał dać nauczkę temu drugiemu, każdy zapowiadał wielkie zwycięstwa... ale okazało się, że jednak nie tu, nie teraz, może w innych okolicznościach przyrody, mamy ważniejsze sprawy i takie tam. Wielkie starcie skończyło się jedną wielką bitwą i wielkim nic.

Każdy odniósł jakiś tam sukces i każdy w końcowym rozliczeniu stracił. Nikt nas nie wykasował, ale też dostęp do surowców nam zabrali. Rdzenne obroniliśmy, ale prestiżowe bitwy przegraliśmy. Inne bitwy wygraliśmy, ale oni i tak nie próbowali się bronić. I tak dalej. W sumie nikt nie wygrał, a już na pewno nikt nie przegrał, o czym bezustannie przekują nas w komentarzach medialni piewcy jednej i drugiej strony, wykazując dlaczego to, co zostało przegrane było tak naprawdę wygraną. A ogólnie wszyscy się spłukali, nawet A&R. I zasadniczo - warto było. Była dobra zabawa, zacięte walki są solą tej gry.

Zadrą w tej dobrej zabawie jest tylko jedno - postawa miłośników Chorwacji. Zanim zaleję ich falą (nieuzasadnionej oczywiście) krytyki zaznaczę, że sam eChorwację i eChorwatów lubię, byłem przeciwnikiem NWO i odrzucenia dobrego sojusznika w zamian za eSerbów, sposobu przeprowadzenia tej zmiany, rozumiałem (choć nie pochwalałem) motywy, jakie kierowały renegatami prochorwackimi i przeciwko eChorwacji do tej pory nie biłem. Mało tego, uważałem - i nadal uważam - że ePolsce należy się nauczka za skrajne zadufanie sobie i prostacką politykę zagraniczną. W chwili ataku jednak broniłem kraju, bo to mój kraj, nawet jeśli jest tylko wirtualny.

Ale miało być o miłośnikach eChorwacji. No właśnie - czy takie określenie w ogóle ma jakiś sens? Tylko w kategoriach odwołania się do źródeł. Zostali kiedyś po stronie sojusznika, którego szanowali i to można zrozumieć. Tyle że ich wypowiedzi w czasie minionej kampanii jasno dają do zrozumienia, że w tym wszystkim już wcale nie chodzi im o uczucie żywione wobec eChorwacji. Jedni się z tym kryli mniej, inni bardziej, wszelako chodziło im tylko o jedno, dokopanie ePolsce, a nie wykrwawienie (wybazukowanie?) się dla walczącej eChorwacji. Chodziło o bicie przeciwko tym, których nie lubią. W imię tego bili rekordy influence, w imię tego bili przeciwko interesom setek polskich graczy, którzy serdecznie zlewają prywatne animozje pomiędzy jednym a drugim byłym prezydentem kraju. Zaiste, szlachetna postawa.

Nawet i to jednak nie znaczy wiele. Taki symbol, który w ogóle ma szansę zaistnieć tylko o tyle, o ile ktoś inny zdecyduje się uderzyć. To musi być strasznie frustrujące - chciałoby się straszliwej zemsty za wyrządzone krzywdy, a tu trzeba liczyć na to, że bić będzie kto inny, że nakupi golda za euro i być może wtedy uda się podpiąć pod jego kartę kredytową i napisać z dumą „pokazaliśMY wam!”. My... dobre sobie, nie?

Drodzy chłopcy, wasz problem polega na tym, że zemsta, o której marzycie NIGDY nie będzie zemstą, której WY dokonacie. I nawet jeśli A&R kupią setki tysięcy golda i paląc go wykasują ePolskę, to nie będzie dla was żadna zemsta. Wy o niczym nie zdecydujecie. Najwyżej znowu będziecie mieli okazję do trollowania pod artykułami. To musi być strasznie przygnębiające uczucie wiedzieć, że można udawać, że coś się w grze znaczy tylko wtedy, gdy akurat ktoś inny postanowi wydać trochę kasy, ale przynajmniej pozwala zrozumieć tę żółć wylewającą się z waszych komentarzy...

Brutalna prawda okazała się jednak jeszcze gorsza. że A&R nie chcieli wydać AŻ TYLE kasy, żeby spełnić oczekiwania naszych kochanych emigrantów i załatwić im okazje do gorąco wyczekiwanej zemsty. Mogą wydawać sporo kasy od czasu do czasu, żeby nam udowodnić siłę ICH prywatnych portfeli (rzeczywiście, robi wrażenie), ale na tę chwilę nawet dla nich kasowanie (wyjątkowo zjednoczonej) ePolski okazało się zbyt wymagające. A co dopiero mówić o tych, którzy się pod to chcą jedynie podpiąć... werbalnie?